Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
3 czerwca 2008
Na tropach Strzeleckiego (pożółkły maszynopis W. Midowicza)
Władysław Midowicz
Link to artykułu J. Rygielskiego o Strzeleckim

12 marca 1840 roku, cztery dni po opuszczeniu farmy Hay i Chalmes nad rzeką Murray, grupa składająca się ze Strzeleckiego, J. Macarthura jun. i niejakiego J. Riley, oraz kilku skazańców i tubylców – wspinała się stromymi stokami od bystrej rzeki Geehi, na piętrzący się łańcuch górski porosły u dołu knieją eukaliptusową.

Dzień był pogodny i dość gorący (ponad 30 stopni C), a od biwaku nad Geehi pozostawało do pokonania blisko 1 800 metrów. Około 4-tej po południu wyprawa dosięgła jednego z głównych wierzchołków, o którym Strzelecki tak pisał siedem miesięcy później:

“Pod stopami, patrząc z samego brzegu stożka (!) w dół niemal prostopadle, oko zanurza się w przerażającą gardziel 3 000 stóp głęboką, z której dna źródła Murray zbierają ich zawartość, tocząc swe połączone wody na zachód.”

Ten romantycznie przesadny opis nie pozostawia wątpliwości, że Strzelecki osiągnął szczyt zwany obecnie Mount Townsend, który to szczyt w innym miejscu swego opisu nazywa “skalną wieżyczką”. Bowiem z obecnego szczytu Kościuszki (wyższego od Mount Townsend o 67 stóp), a nawet z brzegu jego stożka – nie można dojrzeć wąwozów Geehi, przesłoniętych wygarbieniami stoku.

Ale w trzy miesiące po wyprawie powróciwszy do Melbourne, napisał on w sprawozdaniu do gubernatora Nowej Południowej Walii, że – około południa znalazłem się na wyniesieniu 6 510 stóp. Szczególna konfiguracja tej wyniosłości uderzyła mnie tak silnie swym podobieństwem do kopca wzniesionego w Krakowie nad grobem patrioty Kościuszki, że jakkolwiek w obcym kraju, na obcej ziemi, ale pośród wolnych ludzi, którzy doceniają wolność i jej zwycięstwa, nie mogłem się powstrzymać od nadania jej nazwy “Góry Kościuszki”.

To sprawozdanie, poza zupełnie błędnym określeniem wysokości, oraz równie błędnym czasem osiągnięcia szczytu, stało się powodem późniejszego zamieszania i nazywania “Kościuszką” na wczesnych mapach – to skalnego i potrzaskanego stożka (7 251 stóp), z którego widać wąwóz Geehi – to znowu dość regularnych kształtów kopca o 3 ½ kilometra na południowy zachód, będącego najwyższym punktem kontynentu (7 314 stóp). Z upływem lat coraz wyraźniej rysowało się pytanie – na który z tych dwóch szczytów wszedł Strzelecki, a który z nich opisał “z widzenia”?


Gdy w 1930 roku, jacyś Strzeleccy ze Stanów Zjednoczonych zażądali od rządu australijskiego zwrot “majątków Strzeleckiego”, na widowni, poza różnymi listami i dokumentami, pojawił się także diariusz J. Macarthura jr., członka wyprawy i prawej ręki Strzeleckiego. Był to doświadczony, solidny i nieco flegmatyczny człowiek, który zapisywał sobie co dnia najważniejsze wydarzenia wyprawy. Z jego zapisków można było ustalić rzeczywistą datę, oraz czas osiągnięcia szczytu, a także fakt, że Strzelecki znalazłszy się na obecnym Mt Townsend i dokonawszy pomiarów, zdawał sobie sprawę, że szczyt ten nie jest najwyższy. Że ustalił on odległy “kopiec” jako najwyższy z okolicznych szczytów, postanawiając mu nadać nazwę Kościuszko, a także wyrażając chęć natychmiastowego udania się tam zupełnie łatwym grzbietem.

Ale z przytoczonych powyżej dwóch zupełnie odmiennych relacji Strzeleckiego, można wywnioskować, że zrezygnował on z kolejnego wyczynu choćby dlatego, by powracając oczywiście tą samą drogą, nie być zaskoczonym przez ciemności nocy w czasie schodzenia z pierwszego szczytu, który osiągnięto dopiero o 4-tej po południu. Może zdając sobie z tego sprawę, wymienił on w swoim sprawozdaniu południe, jako czas zdobycia pierwszego szczytu. Trudno bowiem przypuszczać, by po upływie trzech miesięcy pomylił się aż o cztery godziny, zwłaszcza gdy szło o punkt, który stanowił kulminację jego głównej wyprawy odkrywczej w Australii.


Wszystko to jest obecnie mało ważne, choćby w związku z zupełnie łatwym terenem – choć ciągle jeszcze interesuje wielu narciarzy australijskich, licznymi tysiącami pędzlującymi stoki Gór Śnieżnych. W ostatnich czasach ukazała się biografia Strzeleckiego p.t. “W ciemnym zwierciadle”, napisana przez H. Heney, która w roku 1930 odwiedziła Polskę, zbierając na miejscu dość dużo szczegółów. Przedstawia ona Strzeleckiego jako towarzyskiego mężczyznę, trochę pozera (rozwiewając mit jego hrabiowskiego tytułu), oraz mistrza w niedokończonych stwierdzeniach, których zakończenie pozostawiał przyjaznym domysłom innych.

Dla Polaków jest wartościowym sam fakt odkrycia przez rodaka najwyższego grzbietu kontynentu, a także nazwania jednego z jego szczytów właśnie nazwiskiem Kościuszki.

Którędy dokładnie wspinał się Strzelecki na Mt Townsend, nie da się odtworzyć z zapisków wyprawy. Spędziwszy szereg dni na badaniach południowych dopływów Geehi, przypuszczam, że podążał on nikłym ramieniem pomiędzy potokami Wilkinsona i Kościuszki, którym to ramieniem wiedzie obecnie jedyna, nędzna i miejscami zupełnie stroma perć, gubiąca się w trawnikach i skałkach ponad lasami. Nie wydaje się prawdopodobne, by posuwał się on zupełną debrą wzdłuż któregoś z potoków, bo zajęłoby to więcej jak jeden dzień czasu, zwłaszcza ludziom nie posiadającym doświadczenia górskiego.

Władysław Midowicz
Archiwum Janusza Rygielskiego


Link to artykułu J. Rygielskiego o Strzeleckim