Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
19 sierpnia 2023
Refleksje po VIII Światowym Kongresie Polonistów
Marianna Łacek, OAM

Tegoroczny Kongres pod hasłem ‘FILOLOGIA OD/NOWA’ odbył się na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie. Przez trzy dni – od 12 do 14 lipca, uczestnicy Kongresu dyskutowali na tematy związane z językiem i kulturą polską. Warto tutaj nadmienić, że pomysł organizowania Światowych Kongresów Polonistycznych powstał na Uniwersytecie Warszawskim. Grono polonistów z różnych ośrodków doszło do wniosku, że istnieje potrzeba spotkań w celu wymiany doświadczeń zarówno z zakresu edukacji języka polskiego, jak i badań nad literaturą, kulturą i historią Polski. Pierwszy Kongres zorganizowano w Warszawie w r. 1998. Potm gospodarzami kolejnych kongresów były uniwersytety w Gdańsku, Poznaniu, Krakowie, Opolu, Katowicach, we Wrocławiu i znowu w Krakowie.

W tegorocznym Kongresie uczestniczyło ponad 200. naukowców z wielu krajów na 5. kontynentach. Byli wśród nich profesorowie – teoretycy języka, byli praktycy – dydaktycy i tłumacze. To dzięki pracy tych ludzi wiedza o Polsce, o polskim dziedzictwie kulturowym dociera do najodleglejszych zakątków świata. Studia polonistyczne zyskują sobie coraz większą popularność np. w krajach azjatyckich – Japonia, Chiny, Indie, Korea i Vietnam. Niestety, nie w Australii, gdzie od tego roku zlikwidowane zostały studia polonistyczne na sydnejskim Macquarie University. Przedstawiciele polskich studiów na Macquarie byli aktywnymi uczestnikami poprzednich kongresów.

Jako nauczycielka języka polskiego w Australii, otrzymałam zaproszenie do udziału w VI Kongresie, który odbył się w r.2016 na Uniwesytecie Śląskim w Katowicach. Zaprezentowałam wówczas dwa wykłady. Jeden na temat systemu szkolnictwa w Australii i wpisanego w ten system nauczania języka polskiego. Drugi natomiast z glottodydaktyki, czyli metodyki nauczania języka polskiego. Obydwa zyskały sobie pozytywne opinie i zostały opublikowane w naukowym wydawnictwie UŚ ‘Conspect’.

Kolejny, VII Kongres we Wrocławiu, przypadł na okres pandemii. Wszystkie spotkania przebiegały ‘online’. Pomimo niesprzyjających – u nas nocnych godzin, uczestniczyłam w kongresowych dyskusjach.

Tegoroczne spotkanie polonistów ze wszystkich zakątków świata zainagurował wykład prof. Michała Pawła Markowskiego (University of Illinois Chicago) zatytułowany ‘Czym była, jest i powinna być filologia". W ciągu trzech kolejnych dni, podczas różnorodnych sesji Kongresu poloniści dyskutowali m.in o nowych perspektywach językoznawstwa i humanistyki, o zagadnieniach przekładu, transferu międzykulturowego, glottodydaktyki i o takich aspektach jak oddziaływanie dawnych tekstów na współczesność.


W Auli UJ - Marianna Łacek z tłumaczeniem poezji Petera Skrzyneckiego i grupą aktywnych uczestników Kongresu

Po raz kolejny na tegorocznym Kongresie byłam jedyną przedstawicielką Australii. Uważam za niezwykle istotne zaakcentowanie na światowym forum, polskiej obecności w Australii. Tym razem w Krakowie wystąpiłam jako tłumaczka poezji i prozy Petera Skrzyneckiego. Z prawdziwą satysfakcją witałam parędziesiąt osób, które wzięły udział w prowadzonej przeze mnie sesji. Niektórzy poczynili sobie notatki bibliograficzne z prezentowanych przeze mnie książek najsławniejszego współcześnie australijskiego Polaka. Przed laty, podczas wizyty w Polsce, Peter (Piotr) Skrzynecki spotkał się ze swoim krakowskim imiennikiem, znanym z kabaretu ‘Piwnica pod Baranami’. Między dwoma Piotrami wywiązała się dyskusja:

- Zostań tutaj, ty jesteś nasz, powiedział krakowski Piotr.
- Nie mogę, odpowiedział sydnejski, tam mam żonę i dzieci.
- Znajdziemy ci tu nową żonę i dzieci też możesz mieć, nie dawał za wygraną krakowski Piotr.
- Ale ja tam mam rodziców, tłumaczył Piotr sydnejski.
- A to co innego. Wracaj. Rodziców ma się tylko jednych.

Na zakończenie pozwolę sobie przytoczyć autentyczną historyjkę, która może ukazać wpływ poezji Petera (Piotra) Skrzyneckiego na australijską mentalność. Usłyszałam o tym, relacjonując Piotrowi moje pokongresowe refleksje. Do szkoły, w której pracuje córka Piotra Skrzyneckiego, Anna (nosi nazwisko męża), przyszła niedawno nowa anglistka. Anna zaprosiła ją na lunch do pobliskiej kafejki. Koleżanka zwierzyła jej się, że będzie mieć dziecko i już wie, że to chłopczyk. Mają nawet wybrane imię – Felix. – Muszę ci wyjaśnić dlaczego, powiedziała. Do matury studiowaliśmy wiersze takiego poety Petera, ze strasznie trudnym do wymówienia nazwiskiem – Skrzynecki. Jego wiersze mnie zafascynowały. Potem studiowałam je o wiele szerzej na uniwersytecie. Właśnie jeden z tych wierszy, ‘Felix Skrzynecki’ wywarł na mnie duże wrażenie. To jest o ojcu poety...

– O moim dziadku, przerwała jej Anna, bo Peter Skrzynecki, to mój Tato...

Po raz pierwszy wiersz ‘Felix Skrzynecki’ został odczytany przez Piotra w kościele w Bankstown, na pogrzebie jego ojca. Oczywiście, to była oryginalna, angielska wersja. Może w związku ze zbliżającym się Dniem Ojca, warto byłoby przypomnieć polski przekład tego wiersza:


Peter Skrzynecki, wiersz Feliks Skrzynecki, przekład Marianny Łacek

Mój łagodny Ojciec,
tylko sam dobrze wiedział
komu chce dorównać -
ogród swój ukochał jak jedyne dziecko,
lata spędził chodząc dookoła niego
od świtu po sen.
Czujny, bystry i cichy
zamiatając ścieżki
z dziesięć razy okrążył ziemię

Ręce sczerniałe
od cementu, palce spękane
jak grudy, które rozbił,
dziwiłem się nieraz jak on może żyć
śpiąc tylko pięć albo sześć godzin na dobę -
jak nie odpadną mu ręce
od przekopanej ziemi
i skręconej machorki.

Jego polscy przyjaciele
witając się potrząsali ręce zbyt mocno
myślałem... Feliks Skrzynecki,
oficjalne powitanie
do którego nigdy nie przywykłem.
W rozmowach wspominali
wioski z poletkami kwitnącej
kukurydzy i pszenicy,
jak hodowali konie i wieprzki
fachowo sprawiali.
Pięć lat przymusowej roboty w Niemczech
nie zmąciło pogody jego jasnych oczu.

Nigdy nie słyszałem
by narzekał na robotę, pogodę
lub ból. Gdy dwukrotnie
wycinali mu z nogi raka,
skomentował krótko, „ale żyję”.

Kiedy przybywa mi lat,
pamiętam słowa, jakich mnie uczył,
i szczątki języka, odziedziczonego mimochodem –
aby zakląć na tego chama
z ostrzyżonym siwym łbem
państwowego urzędnika
co jak tresowany niedźwiedź warknął pytanie,
„Czy twój ojciec nigdy nie próbował nauczyć się angielskiego?”

Na tylnych schodach swojego domu,
z okolonym złotymi cyprysami
trawnikiem i pelargonią młodszą
od rodziców,
mój ojciec wysiaduje wieczorami
ze swoim psem, paląc
obserwuje gwiazdy i pojawiające się światła uliczne
z zadowoleniem, jakiego ja nie zaznałem nigdy.

W wieku trzynastu lat,
borykając się ze składnią Wojny Galijskiej Cezara,
zapomniałem moje pierwsze polskie słowo.
On powtórzył je tak, abym nigdy nie zapomniał.
A potem, jak milczący prorok obserwował,
mnie rozbijającego swoje namioty
dalej i dalej na południe od Ściany Hadriana.