Kategorie:
Wszystkie
Ksiazki
Poezja
Muzyka
Filmy
Spotkania kulturalne
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
8 listopada 2020
Recenzje z filmu "Legiony"
film obejrzymy w sobotę 14 listopada w Marayong
Recenzja na You Tube: Bolszewika goń, goń, goń

Sympatyczna parka recenzuje Legiony na You Tube

Piotr Bejrowski: „Legiony” to osadzona w latach 1914-1916 opowieść o miłości, przyjaźni, marzeniach i dojrzewaniu. Zbiorowym bohaterem filmu są polscy żołnierze, którzy podczas I wojny światowej tworzyli formację będącą zalążkiem naszej przyszłej armii. Wątek miłosny został zgrabnie wpleciony w legionowy szlak bojowy: od wymarszu z krakowskich Oleandrów, aż po bitwę pod Kostiuchnówką. Przedstawiona na ekranie historia, m.in. dzięki umiejętnemu połączeniu prawdziwych wydarzeń i postaci z filmową fikcją, od pierwszych minut przykuwa uwagę widza. Wprawdzie scenariusz nie jest zawiły, ale stanowi spójną i logiczną całość, co w połączeniu ze świetnymi zdjęciami i efektami specjalnymi oraz niezłą ścieżką dźwiękową sprawia, że mamy do czynienia chyba z najlepszą polską produkcją historyczną od czasów „Wołynia” (2016 rok).

Zdjęcia do filmu „Legiony” kręcono od sierpnia 2017 roku do kwietnia 2019 roku m.in. w Bieszczadach (przemarsze wojsk) oraz na rynku w Cieszynie, gdzie na potrzeby filmowców wymieniono kilkadziesiąt witryn sklepowych, zamontowano dwieście stylizowanych szyldów, zlikwidowano kioski i ogródki piwne. Na planie zużyto prawie dziewięćdziesiąt litrów sztucznej krwi oraz czterysta kilogramów prochu i ponad dwa tysiące litrów płynu do wytwarzania dymu. Powstało sto replik austriackich plecaków, uszyto kilkadziesiąt kompletów mundurów i strojów cywilnych. Na potrzeby imponujących scen batalistycznych (Rokitna i Kostiuchnówka) wykopano pięćset pięćdziesiąt metrów okopów.

Na ekranie możemy zobaczyć aż stu dwudziestu trzech aktorów. Fabijańskiego, Gelnera i Wolańską wspierało pięćset pięćdziesiąt osób z grup rekonstrukcyjnych oraz ponad pięćdziesięciu kaskaderów i dwieście dwadzieścia koni. Pieniądze wydane na produkcję „Legionów” (dwadzieścia siedem milionów złotych!) zostały spożytkowane z dużo lepszym efektem niż w przypadku innych filmów dysponujących podobnym budżetem, takich jak „Bitwa warszawska” (2011 rok), „Miasto 44” (2014 rok) i „Hiszpanka” (2014 rok).

Szarża pod Rokitną na obrazie Wojciecha Kossaka (1934). W filmie „Legiony” drobiazgowo odtworzono słynną szarżę Józef Piłsudski, Kazimierz Sosnkowski i Tadeusz Kasprzycki pojawiają się na ekranie zaledwie w epizodycznych rolach. Film przede wszystkim oddaje hołd zbiorowemu wysiłkowi pokolenia, które w czasach niewoli chwyciło za broń i wywalczyło niepodległość. Wśród nich byli sportretowani przez Gajewskiego ułani II Brygady Legionów, którzy 13 czerwca 1915 roku przeprowadzili brawurową szarżę na przeważające siły rosyjskie pod Rokitną (obecnie w obwodzie czerniowieckim na Ukrainie). Wśród kilkudziesięciu walczących wówczas kawalerzystów było czterdziestu dziewięciu zabitych i rannych. W „drugiej Somosierze” polegli m.in. najwyżsi stopniem oficerowie: rotmistrz Zbigniew Dunin-Wąsowicz (grany przez Borysa Szyca), porucznik Jerzy Topór-Kisielnicki (ciekawa rola Antoniego Pawlickiego) oraz porucznik Roman Prawdzic-Włodek.

Przedstawiona fabuła bywa schematyczna, ale jednocześnie sprawia wrażenie, jakby opowiedziana historia mogła wydarzyć się naprawdę. Zresztą po części tak właśnie było, bowiem – poza rozgrywającym się na pierwszym planie romansem – uwagę widzów przyciąga postać podporucznika Stanisława „Króla” Kaszubskiego (Mirosław Baka w wysokiej formie). Przełożony młodych żołnierzy jest de facto jedyną „figurą serio” w filmie. Syn powstańca styczniowego. Usunięty ze szkoły za patriotyczną postawę. Podczas rewolucji 1905 roku prowadził działalność polityczną wśród młodzieży. Aresztowany i zesłany do Archangielska. Następnie wydalony z Rosji, znalazł się w Krakowie. Wstąpił do Związku Strzeleckiego, ukończył kurs oficerski. Po rozpoczęciu wojny dowodził plutonem w ramach I Brygady.

Chociaż scenarzyści postarzyli „Króla” i zmodyfikowali jego biografię (dodając epizod w armii carskiej i udział w wojnie z Japonią), nie zmienia to jednak faktu, że jako charyzmatyczny dowódca zdecydowanie wybija się tle pozostałych pokazanych legionistów.

Czy zatem warto wybrać się do kina i zobaczyć „Legiony”, najdroższy polski film ostatnich lat? Zdecydowanie tak! Walka w okopach, szarża konna, przemarsze wojsk, pojedynek ze snajperem, dywersja, ucieczka z niewoli – czyli kino wojenne na wysokim poziomie, jakiego dawno w naszej kinematografii nie było. Pomimo iż produkcja nie odniosła sukcesu na 44. Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni, powinna spodobać się miłośnikom historii i wojskowości. Dodatkowo obraz może stanowić dobre uzupełnienie dla widzów „Piłsudskiego” Michała Rosy, w którym zabrakło scen przedstawiających Wielką Wojnę.

źródło histmag.org

Weronika Makuch (fragment recenzji). Na szczęście film nadrabia technikaliami. Cieszę się, że polskie kino nareszcie rozwinęło się w tym aspekcie. Znów dostaliśmy niezłe zdjęcia okraszone niezłą muzyką. Pochwała należy się również za efekty specjalne. Widać, że zainwestowano w nie spory budżet, chciano, aby wszystko wyglądało widowiskowo. Jest naprawdę dobrze. Bitwa pod Rokitną została naprawdę nieźle ograna. Mimo że nie brało w niej udziału dziesiątki tysięcy żołnierzy, sprytnie zaprezentowano to tak, aby wyglądało jak najlepiej. Twórcy przynajmniej w tym aspekcie widzieli co i jak robić. Kunszt widać na pierwszy rzut oka. To się opłaca, tak to wszystko powinno wyglądać.

źródło antyweb.pl

JAKUB MAJEWSKI: Szarża ułańska. Wielka bitwa w okopach. Niewola i ucieczka. Akcje dywersyjne. Pojedynki ze snajperami. Dramaty szpitalu polowego. Jednym słowem – kino wojenne. Na dodatek – udane! (...) Z radością i wielką satysfakcją mogę uspokoić – Legiony nie dość, że są zgoła odrębnym dziełem, które nijak nie nawiązuje do Piłsudskiego, ale też pod niemal każdym względem stanowią przeciwieństwo tamtego filmu. Tam mieliśmy do czynienia z dziełem, który nie potrafił zdecydować czym chce być – dokumentem czy filmem fabularnym – tu zaś mamy zdecydowane kino wojenne. Tam mieliśmy dydaktykę, bezustanne przypominanie o tym, gdzie w czasie i przestrzeni jesteśmy i dlaczego – a tu mamy film ukazujący wojnę z perspektywy pojedynczych osób, niemalże bez próby wyjaśnienia historycznych wydarzeń. I wreszcie, tam mieliśmy płaskich bohaterów trzymających się sztywno historycznych wydarzeń – tu mamy prawdziwe postacie, prawdziwą fabułę, i ciekawie poprowadzoną akcję.

Prawda historyczna? Tak, ale… Ale zaraz, czy film historyczny nie powinien jednak tłumaczyć nam zawiłości sytuacji historycznej? Czy nie po to ministerstwo kultury wykłada pieniądze na film historyczny, żeby ludzie dowiedzieli się czegoś o historii? Czy zwłaszcza w przypadku filmu wojennego, nie będzie to stratą dla fabuły, jeśli nie będziemy wiedzieli po co te wojska tam się zgromadziły i o co walczą? A właśnie tego Legiony nie robią, tego starają się za wszelką cenę unikać. Gdy tylko znikają z ekranu początkowe napisy, staje się jasne, że twórcy w ogóle nie chcą nas niczego nauczyć. Chcą po prostu… przedstawić nam ciekawą opowieść o ciekawych ludziach. Czy to jest więc stratą dla filmu?

Wprost przeciwnie! Bo, drodzy czytelnicy, zgodzicie się, chyba że jeśli chcecie się dowiedzieć, gdzie, kiedy, i po co stoczono bój pod Rokitną czy pod Kostiuchnówką, możecie sprawdzić to chociażby na Wikipedii. Właśnie dlatego taką stratą było sztywniactwo filmu o Piłsudskim, że opowiadał nam tylko to, co można w ciągu paru minut wyczytać z tego czy innego źródła. Nie. Film historyczny, taki porządny, ma zgoła inne zadanie: ma nas zainteresować. Wciągnąć w przeszłość za pomocą wartkiej akcji i ciekawych postaci, tak żebyśmy sami potem zechcieli się dowiedzieć o co chodziło w tym całym szerszym kontekście. I właśnie to robią Legiony.

Akcja jaką widzimy nie jest bajką. Wszystko trzyma się prawdy historycznej – ale jednocześnie zupełnie tę prawdę odkłada na bok. Czy w historii znajdziemy szarżę pod Rokitną? Owszem. Czy jej wynik był taki jak w Legionach? Owszem. Ale w podręczniku do historii, przebieg szarży zostanie streszczony w dwóch zdaniach – natomiast Legiony wciskają się pomiędzy te dwa zdania, w całej krasie pokazując nam to, jak ta szarża mogła wyglądać, czy nawet – jak najpiękniej mogłaby wyglądać. Bo owszem – od strony wizualnej, jest tu wiele naprawdę bardzo udanych scen, a wśród nich wspaniale prezentuje się szarża pod Rokitną.

Dobra schematyczność.A więc mamy tu opowieść o dosłownie paru żołnierzach. Skupiamy się na nich tak bardzo, że po ponad dwóch godzinach filmu, praktycznie nie będziemy w stanie dopasować jakichkolwiek imion do innych postaci. Za to możemy prześledzić z bliska losy tych paru, utożsamiać się z nimi i dostrzec jak z biegiem czasu zmieniają się wewnętrznie. Przepraszam, drodzy czytelnicy, że ta recenzja momentami brzmi jak podręcznik dla scenarzystów, ale – cóż mogę poradzić, że w naszych filmach historycznych, te podstawowe zasady są tak nagminnie łamane, że pozostaje cieszyć się, gdy widzimy film zrobiony według prawideł sztuki?

Nasz główny bohater, Józek, zaczyna jako dezerter z rosyjskiej armii. Wcale nie chce wstępować do Legionów i wcale nie chce walczyć. Jest, jak to się ładnie mówi, nieuświadomiony – nie przywiązuje żadnej wagi do spraw narodowych, chce po prostu powrócić do siebie i robić swoje. Widzimy jak na skutek różnych wydarzeń, coraz bardziej świadomie wiąże swoją przyszłość z Legionami i ze sprawą narodową.(...) O fabule powiem tylko jeszcze jedną rzecz: pomimo całej schematyczności, wydaje mi się, że film ten może coś zyskiwać przy ponownym obejrzeniu. Gdy fabuła nas niczym już nie zaskoczy, dostrzeżemy warstwę symboliczną, w której dzieje się sporo. Warto na to zwrócić uwagę.

(...) Owszem, film ma swoje braki i wady. Owszem, nie wszystko idzie dobrze w scenach batalistycznych, które przecież są tak ważne w filmie wojennym – przyznam, że punkt kulminacyjny szarży pod Rokitną mnie rozbawił, zdecydowanie wbrew intencjom twórców (...)

Zanim zakończę, choć Legiony odkładają wielką historię prawie na margines, to jednak muszę jeszcze wbić im szpilę właśnie za przekłamania historyczne. Po pierwsze, wmawia się nam, drogą przemilczenia, że Pierwsza Kompania Kadrowa i Legiony to właściwie jedno i to samo, a wszystko razem dziełem Piłsudskiego. To nie tak: Legiony powstały z inicjatywy innych frakcji politycznych, wbrew Piłsudskiemu, gdy jego Pierwsza Kadrowa poniosła klęskę. Po drugie zaś, wmawia się nam, że Legiony od początku uważały się za wojsko wyłącznie polskie, walczące o Rzeczpospolitą, a legioniści mają, hmm… gdzieś… wszystkich cesarzy.

To jest naginanie prawdy do późniejszej legendy – niezależnie od dalszych wydarzeń, niezależnie od nadziei jakie miewali poszczególni żołnierze, Legiony powstały pod władzą Astro-Węgier i dla tegoż cesarstwa walczyły. Udawanie, iż to było niezależne wojsko polskie jest o tyle niegodne, iż wybielając formację walczącą dla jednego cesarza, automatycznie oczerniamy ich odpowiedników po przeciwnej stronie frontu. A przecież Legion Puławski i wywodzący się z niego Dowborczycy bynajmniej nie zasłużyli na miano kolaborantów. Ale – może oni też kiedyś doczekają się swojego filmu? Tymczasem jednak mamy Legiony, które, mówię raz jeszcze – warto obejrzeć!

źródło pch24.pl