Kategorie:
Wszystkie
Karolcia
Polka w Indiach
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
15 sierpnia 2006
Polka w Chinach (4) Wielki Mur i Letni Pałac
Tekst i zdjęcia Marta Idzik - Ropa

WIELKI MUR
PP: Kto pamięta cykl ciekawych i zabawnych reportaży "Polka w Indiach"? Tym razem Marta (nauczycielka z Bydgoszczy) wybrała się do Chin. Pierwszy odcinek jej relacji opublikowaliśmy w dniu 30 lipca br. Drugi - 8 sierpnia, trzeci 10 sierpnia. Dzisiaj już część 4. Zapraszamy do czytania.

Ta budowla jest największą ze wszystkich, które kiedykolwiek stworzył człowiek. Powstała z woli pierwszego cesarza Chin - Qin Shi Huangdi (huangdi=cesarz), który panował w latach 221-207 p.n.e. To on nakazał połączyć wszystkie istniejące już wcześniej mury dawnych księstw w jeden łańcuch fortyfikacji tak, aby państwo było odgrodzone od barbarzyńców na przestrzeni od morza do pustyni.

Wielki Mur miał być zaporą przed najazdami wrogich plemion. Przy jego budowie pracowało około 300 tys. ludzi przez okres 10 lat. Najpierw byli to żołnierze, potem do prac zaprzęgnięto więźniów i chłopów. Legenda głosi, że pewien czarownik przepowiedział cesarzowi, że mur nie będzie trwały, jeżeli nie zostanie w nim pogrzebany wan, czyli 10 tys. ludzi.


Piękno i groza:malownicze góry i najdłuższy cmentarz

Cesarz polecił znaleźć człowieka o takim nazwisku, rozkazał go zabić i pochować w murze, a także grzebać tam wszystkich, którzy padli przy pracy. Było ich wielu, poddanych zaiste katorżniczej harówce, gdyż mur prowadzony był głównie przez grzbiety pasm górskich. Na szczyty najpierw wciągano kamienie, z których powstawały fundamenty, potem wnoszono niezliczone ilości ziemi i ubijano ją (to właśnie w tej warstwie są ciała zmarłych robotników), na końcu całość obudowywano cegłami.

Szerokość muru musiała być taka, by mogło po nim przejechać obok siebie 6 jeźdźców. Na najwyższych wzniesieniach budowano strażnice. Jak historia pokazuje, mur nie spełnił do końca swojej roli, bo już po jego wzniesieniu na tronie chińskim zasiadali potomkowie Dzingis-chana, którzy w okresie europejskiego średniowiecza opanowali nie tylko Chiny, ale także Indie. Ich imperium było największe w historii nowożytnego świata i gdyby to było dzisiaj, z pewnością zostałoby wpisane do księgi rekordów Guinessa.

Za panowania Mongołów nikt nie dbał o mur, bo i nie było po co - zaczął popadać częściowo w ruinę i pełnił jedynie funkcję drogi przez góry. Ponownie podjęto prace budowlane za czasów panowania dynastii Ming i wtedy nabrał on dzisiejszego kształtu.


Wielki Mur w Badaling

Jedziemy do Badaling, 70 km od Pekinu, by zobaczyć na własne oczy ten cud starożytnego świata. Po wyjeździe z miasta autobus wspina się coraz wyżej - wjeżdżamy w malownicze góry, zupełnie inne niż te znane z Europy. Wygląda to, jakby jakiś olbrzym bawił się w tym miejscu i układał sobie wysokie i długie fałdy ziemi, jedne za drugimi; potem obsadził to wszystko drzewami i tak powstała malownicza kraina. Teraz droga przecina ją w poprzek, więc po obu stronach mijamy wiele malowniczych wąwozów, całych w zieleni. Od pewnego momentu na szczytach gór migają nam już fragmenty Wielkiego Muru.

Zatrzymujemy się na parkingu i po chwili stoimy na placu u wrót bramy wiodącej na Wielki Mur. Naokoło placu pełno sklepów, straganów, herbaciarnie, kafejki – nastrój jak na odpuście w małym miasteczku.

W prażącym słońcu zaczynamy wędrówkę – obok nas całe rzesze radosnych Chińczyków, choć i im upał daje się we znaki. Młodsi uczestnicy wycieczki szybko znikają mi z oczu - jeszcze przez chwilę towarzyszy mi pilot Marcin, ale proszę go, żeby pobiegł za innymi.


Turyści na Wielkim Murze

Chcę zostać sama na tym największym cmentarzu świata i najdłuższej ścianie płaczu; pomyśleć w spokoju o paradoksach ludzkiego losu, o milionach niewolników, którzy dla kaprysu jednego człowieka lub rodu skazywani byli na głód, pracę ponad siły i śmierć. W uszach brzmią mi słowa pisarza - Tadeusza Borowskiego, który jako młody chłopak przeżył Auschwitz i w jednym z oświęcimskich opowiadań napisał:

„dopiero tutaj poznałem cenę cywilizacji; zachwycamy się budowlami starożytności, a przecież pod każdy kamień podłożone są ręce niewolników; ta cała starożytność była jednym wielkim obozem koncentracyjnym”.

Przysiadam co chwilę i dotykam ręką kamieni – może właśnie tu leżą kości któregoś z nieszczęśników. Myślę: „niech ci ziemia lekka będzie człowieku, co nie zaznałeś w życiu szczęścia, a i po śmierci nie uszanowano twojego ciała”. Nie dochodzę do warowni na szczycie - schodzę wcześniej niż inni, siadam u podnóża muru, patrzę na piękne góry, błękitne niebo i jest mi smutno.

Wracamy do miasta, bo jeszcze tyle mamy do zwiedzania - choćby letni pałac cesarzowej Cixi. Zaiste demoniczna to była kobieta! Jeszcze będąc konkubiną cesarza urodziła mu syna i zyskała prawa legalnej małżonki. Ponieważ władca był dobry dla obu żon i słuchał rad każdej z nich, kazała eunuchom pierwszą żonę cesarza zawinąć w dywan i utopić w studni.

Potem rozkazała udusić męża i już jako wdowa osadziła na tronie swojego 5-letniego syna, w którego imieniu rządziła krajem. Kiedy ukończył 18 lat, kazała go zamordować i na tronie osadziła kolejne dziecko – siostrzeńca, którego adoptowała.


Cesarzowa Cixi

Jemu też nie było dane sprawować władzy, bo mimo iż Cixi w dniu uzyskania przez „syna” pełnoletności była już starą kobietą, kazała go otruć, a następcą wyznaczyła swojego bratanka Pu Yi. Nazajutrz umarła, tylko o jeden dzień przeżywając zgładzonego młodego cesarza.

Pu Yi miał 2 latka, kiedy został ostatnim cesarzem Chin. W 1911 r. pozbawiono go tronu - na krótko zabawili się nim Japończycy, osadzając na tronie podbitej przez nich Mandżurii, potem Rosjanie wysłali go do syberyjskiego łagru, a po uwolnieniu komuniści chińscy długo trzymali go w więzieniu i poddawali „resocjalizacji”. Kiedy wyszedł na wolność, był już starszym człowiekiem – pozwolono mu pracować w ogrodach Pekinu, gdzie do śmierci zajmował się pielęgnacją roślin.

Po przekroczeniu bramy Yiheyuan - Letniego Pałacu - znajdujemy się w ogrodzie. Powinniśmy teraz wejść do Pałacu Życzliwości i Długowieczności, gdzie na tronie zasiadała cesarzowa Cixi, ale pałac, niestety, jest niedostępny dla turystów. Możemy za to podziwiać rzeźby na dziedzińcu - smoka, feniksa i coś na kształt krzyżówki lwa, jelenia i świni. Chińczycy gustują w takich dziwolągach, my trochę mniej - prawdopodobnie dlatego, że niewiele wiemy o mitologii chińskiej. Przedziwne krzyżówki zwierząt, ptaków, gadów i płazów nic dla nas nie znaczą, a dla miejscowej ludności jeleń w cętki z głową ptaka i ogonem węża jest Ta-fengiem, Księciem Wiatru, czyli tajfunem.

Właśnie kiedy piszę ten tekst media donoszą, że znów zaatakował z siłą niespotykaną od początku istnienia Chińskiej Republiki Ludowej, czyli od 1949 r. - trzeba było z południowo-wschodniego wybrzeża ewakuować 1,3 mln ludzi. Książę Wiatru jest w bieżącym roku wyjątkowo niełaskawy dla Państwa Środka, gdyż już ósmy raz atakuje wybrzeża.

W dawnych czasach wierzono, że Ta-feng w złości wypuszcza przeciw ludziom dziewięć potworów, z których najstraszniejsze to: Siu-sze (susza) i Kiu-ing (potwór wody i ognia, wyobrażany jako wąż z głową dziewięciorga niemowląt) - z tej przyczyny na dachach Zakazanego Miasta czuwało zawsze dziewięć potworów, po jednym na każdego demona.

Bardzo często jako element zdobniczy występuje wąż z głową smoka – możemy spotkać go także w Letnim Pałacu. To P’an-ku – ten, który oddzielił niebo od ziemi i siłą własnych mięśni podtrzymywał nieboskłon, by nie połączył się z ziemią zapadając w pierwotny chaos. Gdy otwiera oczy, nastaje dzień, gdy zamyka – noc zapada. Kiedy P’an-ku wciąga powietrze w swoje boskie płuca, wieją wiatry – kiedy wydycha, powstają gromy i błyskawice. Z jego radości rodzi się piękna pogoda, a gdy jest zły, pogoda odzwierciedla jego nastrój. Nic dziwnego, że na ścianach chińskich pałaców wizerunek tego boga jest powszechny.

Chyba tylko w mitologii chińskiej ludzi ulepiła kobieta – Nü-kua. Początkowo czyniła to własnoręcznie z gliny, ale wkrótce zmęczyła się, wzięła gałązkę, zanurzyła ją w błocie i zaczęła otrzepywać je, tworząc ludzkie kształty – tak powstały dwa rodzaje ludzi: rasa szlachetna, godna piastować władzę - i pospólstwo, nadające się jedynie do ciężkiej pracy. Trzeba przyznać, że to sprytne, choć pokrętne wytłumaczenie nierówności społecznych - Nü-kua wyobrażana jest w postaci pół-węża i pół-kobiety.

My – barbarzyńcy z Zachodu - patrzymy na chińskie malowidła i rzeźby jak przysłowiowe cielęta na malowane wrota. Robimy mądre miny i „wgapiamy się” w nieważne symbole, a obojętnie mijamy ważne znaki, co daje Chińczykom jasne wyobrażenie o naszej niewiedzy.

Choćby taka czarna spiżowa krowa o wyjątkowo długich i cienkich rogach, leżąca na brzegiem jeziora obok Letniego Pałacu. Dla nas to tylko rzeźba, pięknie i starannie wykonana, natomiast Chińczycy zatrzymują się przy niej na dłużej, bo to jedno z najważniejszych bóstw – Szao-k’o, czyli Krowa, z której Można Odciąć Nieco. Legenda głosi, że wolno było z jej zadu raz na 8 dni wyciąć kawałek mięsa i odrastało ono w ciągu jednego dnia. Nic dziwnego, że w parku pałacowym cesarzowej Cixi znalazł się pomnik krowy-żywicielki.


Krowa - żywicielka, z której można odciąć nieco...


Góra Węglowa obok Letniego Pałacu

Teren Letniego Pałacu obejmuje obszar wokół jeziora. Pierwsze budowle powstawały tu już w XII w., ale to, co oglądamy, pochodzi głównie z XIX i XX w. i zostało zbudowane za sprzeniewierzone przez cesarzową pieniądze, które miały być przeznaczone na modernizację floty. Niewątpliwą atrakcją letniego pałacu jest biała marmurowa łódź „zacumowana” przy brzegu jeziora – cesarzowa Cixi miała zwyczaj pijać tu popołudniową herbatę.


Marmurowa łódź cesarzowej


Most Siedemnastu Łuków

Na prawym brzegu wznosi się góra, zwana węglową, usypana w czasach budowy Zakazanego Miasta, z ziemi wywiezionej z drążonej wokół niego fosy. Obecnie jest cała porośnięta drzewami, a na jej szczycie stoi piękna pagoda z tarasem widokowym. Niewielu wycieczkowiczów, z powodu upału i duchoty, ma ochotę tam iść. Na środku jeziora jest wyspa, na którą można przejść urokliwym Mostem Siedemnastu Łuków.

Najpiękniejszą ozdobą jeziora są lotosy! Ich liście pokrywają każdy kawałek przybrzeżnej wody, jak aksamitne zielone parasole, wygięte do góry. Mają kwiaty różowe lub białe o delikatnym, tajemniczym zapachu. Kiedy na liść lotosu spadnie kropla rosy, tworzy kształt perły w jego zagłębieniu; a kiedy się rosę strząśnie, liść znowu jest suchy. Te kwiaty mają naprawdę magiczny urok, a w Chinach jest ich całe mnóstwo.

Właśnie obok Letniego Pałacu Zbyszko (nie z Bogdańca) zerwał kwiat i ofiarował swojej Danuśce. Natychmiast cała wycieczka chórem zawołała: „Lotosy są pod ochroną!”, ale było już za późno. Ponieważ przestępstwo zostało popełnione w imię miłości, natychmiast zostało wybaczone. Pani Danusia i jej małżonek zostali uwiecznieni na zdjęciu, a że w pobliżu – na szczęście – nie było żadnego Chińczyka, wszystkie obecne panie (ja też) zrobiły sobie fotki z lotosem.

Potem solidarnie ustalono, że trzeba schować dowód przestępstwa w złożoną parasolkę i takim sposobem przemycić do hotelu. Tam pomyśli się, jak zasuszyć kwiat, który będzie dla zakochanej pary romantycznym wspomnieniem z egzotycznej podróży. Tym sposobem grupa polskich wycieczkowiczów z turystów przekształciła się w przemytników, jednak nikomu to nie zepsuło humoru.

Marta Idzik - Ropa

CDN


Grupa Polaków pod Wielkim Murem


Jeden świat, jedno marzenie - to hasło Olimpiady 2008