Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
3 października 2010
Prawdziwi solidarnościowcy - Jagoda Williams
Witold Łukasiak

Jagoda Williams urodziła się 18 sierpnia 1949 roku w Warszawie. Absolwentka Wydziału Inżynierii Budowlanej Politechniki Warszawskiej, doktor nauk technicznych (IPPT, Polska Akademia Nauk). Adiunkt w Instytucie Techniki Budowlanej (ITB) w Warszawie, potem wykładowca uniwersytecki w Nowym Jorku, a następnie w Melbourne. W sierpniu 1980 roku współorganizator (wraz z Jurkiem Kowalewskim, Piotrem Witakowskim i innymi) formalnego poparcia pracowników ITB dla strajkującej Stoczni. Od 30 sierpnia członek-założyciel NSZZ (początkowo w strukturach NSZZPNTiO potem w Regionie Mazowsze), wiceprzewodnicząca Komitetu Organizacyjnego NSZZ, delegat na I i II Walny Zjazd NSZZPNTiO, wiceprzewodnicząca KZ NSZZ „Solidarność” przy ITB. Aresztowana, inwiligowana, namawiana do współpracy z SB. W czerwcu 1981 zmuszona, wraz z pięcioletnią córką Beatą, do pośpiesznej ucieczki z Polski. Przybywa do Nowego Jorku. Od 1986 roku w Australii, Melbourne.

Tygodnik Polski: Początki Twojej działalności w Solidarności?

Najpierw to był piękny okres, wierzyłam, że mamy szansę na wolną Polskę, wierzyłam, że Wałęsa walczy o to samo, wierzyłam w demokrację. Kiedy w sierpniu jeden z pracowników ITB, Waldemar Gwiazda, (tak, my też mieliśmy swojego Gwiazdę) przyjechał z Gdańska z wieściami, postanowiliśmy w grupie kilku osób zorganizować formalne poparcie pracowników ITB dla strajkujących stoczniowców. Myślę, że poza Wybrzeżem byliśmy jednym z niewielu zakładów pracy, które uczyniły to przed podpisaniem Porozumień.

TP: W waszym Instytucie wybory do Komisji Zakładowej Solidarności odbyły się 15 października 1980 roku. Były to jedne z pierwszych wyborów KZ na terenie Mazowsza, a może i kraju. W większości przedsiębiorstw wybory KZ odbywały się na wiosnę lub wczesnym latem następnego roku.

W serii wywiadów z okazji 30 lecia powstania Solidarności - Zbigniew Koreywo

Tak, w związku z tym, aby pomóc zorganizować się innym, byłam delegowana do różnych zakładów pracy i na walnych zebraniach przemawiałam do pracowników. Miało to przyspieszać formowanie się struktur budzącego się ruchu społecznego. Nieraz ludzie z tych zakładów poznawali mnie na ulicy, czy też w tramwaju, podchodzili do mnie i witali się jak z dobrą znajomą.

TP: Nie tylko oni poznawali Ciebie, szybko znalazłaś się na liście osób do internowania. Czy obawiałaś się?

Nie bałam się, że będę pozbawiona wolności. W pewnym sensie spodziewałam się tego. Ale nie spodziewałam się, że za moją działalność ma być także ukarana moja pięcioletnia córka. Jan Winiecki nie ukrywał przede mną, że ma „przecieki”, a mógł mieć, gdyż przygotowywał jako ekspert-ekonomista opracowania dla Komitetu Centralnego i - o czym wtedy nie wiedziałam - był partyjny. Któregoś dnia powiedział mi poufnie, że ja wkrótce będę uwięziona, a córka ma być odesłana do zakładu opieki społecznej. Byłam w tym czasie rozwiedziona, ale Beatka miała przecież ojca i dziadków, którzy by się nią zaopiekowali. Byłam w szoku, plany odebrania dziecka rodzinie były perfidne i to zdecydowało o pospiesznej ucieczce z Polski. Dwa dni później byłyśmy na lotnisku J. F. Kennedy w Nowym Jorku.


Marzec 1981. Jagoda Williams (wówczas Madej-Wyszyńska) wyznaczona do kierowania 24-godzinnym strajkiem okupacyjnym w ITB na Ksawerowie

TP: Jak to dwa dni później? A co z paszportem i wizą?

Planowałam wcześniej pojechać z Beatką w odwiedziny do mojej siostry, obywatelki Wielkiej Brytanii. I paszport był już w moich rękach. Nie złożyłam jednak jeszcze podania o wizę do ambasady brytyjskiej. Ale nie było już na to czasu, gdyż wyrabianie wizy brytyjskiej trwało ok. dwóch tygodni, a według otrzymanej informacji, byłoby to dla mnie za późno. Byłam w panice, ktoś powiedział, że ambasada amerykańska wydaje wizy turystyczne „od ręki”. Szanse dostania wizy były dla mnie właściwie zerowe: warunkiem koniecznym, chociaż niewystarczającym było albo posiadanie w USA bliskiej rodziny sponsorującej, albo odpowiedniej kwoty pieniężnej umożliwiającej utrzymanie się w Stanach. Nie spełniałam żadnego z tych warunków, dlatego sekretarka w ambasadzie nie chciała początkowo nawet przyjąć moich papierów. Nie wiem, czym kierował się ambasador, ale nie mogłam uwierzyć, gdy wreszcie do tłumu czekających na decyzję odczytane zostały trzy nazwiska osób załatwionych pozytywnie - i wśród nich było moje. Potem jeszcze bilety lotnicze, znowu niebywały przypadek – zwolniło się miejsce na lot na następny dzień, kupiłam dwie walizki, dwa śpiwory (jeden został odebrany przez polski urząd celny) i następnego dnia opuściłam z córką Ojczyznę.


Zaświadczenie o statusie członka założyciela NSZZ Solidarność w ITB

TP: Za działalność w Solidarności komuna ukarała Ciebie zmuszając do opuszczenia kraju...

Za działalność w Solidarności ukarała mnie nie tylko komuna. Po śmierci Rodziców moje dwie siostry pozbawiły mnie mieszkania w Warszawie. Na mój bezskuteczny protest, usłyszałam, że nie należało wojować, ale siedzieć spokojnie i pilnować swego.

TP: Czy tęsknisz do Polski?

Bardzo. Gdyby istniała możliwość zamieszkania tam, to bym natychmiast powróciła do kraju i mieszkała chociaż w jednym pokoju.

TP: Nie miałaś rodziny w USA, nie znałaś angielskiego, miałaś tylko $250 i tak rozpoczynałaś wraz z pięcioletnim dzieckiem emigrację...

Z lotniska Kennedego udałyśmy się taksówką do Greenpoint, polskiej dzielnicy w Nowym Jorku, pod adres człowieka, którego nie znałam, ale adres miałam od znajomego z Polski. Właścicielka kamienicy, w której wynajmował mieszkanie tenże pan, poinformowała mnie łamaną polszczyzną, że pana nie ma, bo pojechał właśnie do Polski na wakacje. Był późny wieczór, stałam na ulicy z dzieckiem i dwoma walizkami i nie wiedziałam, co dalej robić. Właścicielka kamienicy obserwowała mnie przez okno, gdy zobaczyła, że z za rogu pojawiła się banda nastolatków zbliżająca się w naszym kierunku, szybko wpuściła nas do środka i pozwoliła przenocować ( w mieszkaniu tegoż pana). Tak zaczęłam następny etap w moim życiu – poza Polską..

TP: Przyjechałaś do USA jako turystka, nie miałaś statusu uchodźcy politycznego, a więc nie byłaś uprawniona do finansowej pomocy rządowej. Jednak już po roku pracowałaś swoim zawodzie, wykładałaś na uczelni. Jak się Tobie udało to osiągnąć?

Mogłabym dużo o tym mówić, ale to już opowieść na następną noc, jak mówiła Szeherezada. Doznałam dużo życzliwości i gestów pomocy od ludzi. Na przykład, gdy następnego dnia udałam się do Immigation Department, aby prosic o azyl, urzędnik tam pracujący zorientował się, że nie mam gdzie się podziać, zaoferował darmową kwaterę u siebie na parę tygodni. Fakt złożenia podania o azyl polityczny dawał pozwolenie pracy. Pomocy rządowej nie dostałam. Polskie Amerykanki z Greenpointu, pp. Luterek, Gryziec, Marek i inne, skrzyknęły się i przyniosły ubrania dla dziecka i dla mnie oraz zapasy żywności. Parę miesięcy później wrócił z podróży proboszcz polskiej parafii w Brooklynie, Father Joe Szpilski, wspaniały człowiek, wokół którego skupiała się Polonia z Brooklynu. Umożliwił mi on otrzymanie znacznej pożyczki. To pozwoliło, zamiast szukać dorywczej pracy, zapisać się na roczny intensywny kurs angielskiego – sześć dni w tygodniu, osiem godzin dziennie. Po otrzymaniu pracy na uczelni pożyczkę spłaciłam ratami. Jeśli chodzi o azyl – to chyba go nie dostałam, w każdym razie nigdy nie otrzymałam listu z Immigration Department w tej sprawie.

TP: Potem przyszedł stan wojenny, potem Okrągły Stół, a potem rozwiązanie partii komunistycznej. Jak oceniałaś te wydarzenia?


Nowy Sącz 2005. Przed przemówieniem, w kompanii wyborczej na zaproszenie PIS-u

Uważałam wtedy, że zdradzono Naród. Czułam się psychicznie rozbita. Każda wiadomość o Polsce wysłuchana w telewizji lub wyczytana w gazetach powodowała silne bóle serca. Obawiałam się, że dostanę zawału. Byłam w Nowym Jorku sama z córką i dręczyły mnie mary nocne, że Beatka znajdzie któregoś dnia w mieszkaniu trupa matki. W końcu lekarz zdiagnozował wrzód żołądka na tle nerwowym i nakazał wyłączenie z życia spraw polskich. I tak zrobiłam. Przestałam oceniać wydarzenia w Polsce i nic o nich nie wiedziałam przez wiele lat. Wyłączyłam się do tego stopnia, że pracując już tu, w Melbourne na Monash University, kiedy koledzy Australijczycy, dla których Lech Wałęsa był legendą i laureatem Nagrody Nobla, pogratulowali wyboru Wałęsy na prezydenta, musiałam ukryć swoją ignorancję - bo nie wiedziałam o tym fakcie.

TP: A jak oceniasz tamte wydarzenia teraz?

W 2003 roku pojechałam z przyjacielem do Polski. Wynajęliśmy samochód i objeździliśmy kraj wzdłuż i wszerz. Zobaczyłam szkielety skasowanych przez Kuronia i Suchocką PGR-ów i bezrobotnych byłych pracowników, sprywatyzowane banki, wykupione poniżej wartości fabryki przez obcy kapitał, masę ludzi żyjących właściwie gorzej, niż w czasie komuny. Na Mazurach natknęliśmy się (ale wejść nie można było) na setki hektarów atrakcyjnej, z wielokilometrową linia brzegową ziemi, podarowanej przez rząd w latach dziewięćdziesiątych pewnemu lokalnemu panu (za zasługi?). Pewnie takich panów obdarowanych jest więcej. To pospieszne rozgrabianie Polski nastąpiło w czasie prezydentury jaśnie panującego Wałęsy. Zrozumiałam, że Naród nie został zdradzony. Zdrada to przejście na stronę przeciwnika. A tu nikt nigdzie nie przechodził. Była to wcześniej zaplanowana akcja, a Naród polski został użyty jak instrument.

TP: Jak to jest możliwe oszukać całe społeczeństwo?

Ideowcy dają się porwać ideą wolności, sprawiedliwości itd. To oni płacą największą cenę za swoje przekonania. Prawdziwi Solidarnościowcy nie porobili karier polityczny, ani nie dorobili się na przemianie systemu politycznego. Podobnie, jak prawdziwi komuniści, którzy w bolszewii szybko zostali usunięci ze świata żyjących za rządów Stalina i jego szarej eminencji Berii (np. Gorki, Jak hartowała się stal), gdyż byli niewygodni dla architektów Rewolucji Październikowej. Oszukiwanie społeczeństwa jest fenomenem oczywiście nie tylko polskim, tak dzieje się w wielu krajach, chociaż w Polsce z oczywistych względów może w silniejszym stopniu. Oszukanie społeczeństwa jest stosunkowo prostą sprawa, gdy międzynarodowe media i finanse skupione są w tych samych rękach. Te same siły tworzą partie i ich opozycje: prawice, lewice, jak leci, wysługując się najczęściej tubylcami danego kraju (tak było w USA z Bushem, czy w Polsce z Wałęsą) poprzez lansowanie ich na przywódców. Tacy tubylcy zawsze się znajdą łasi na zaszczyty, czy też srebniki. Może się zdarzyć jednak, że tenże tubylec uzyska poparcie tubylczej armii, albo społeczeństwa i nie zatańczy, jak mu kazano. Przykładem jest chociażby Putin wylansowanyy przez oligarhie, które to, po dojściu do władzy starał się ukrócić dla dobra Rosji. Wałęsa miał też tę szansę, bo miał poparcie narodu, zabrakło mu jednak wielkości, czy odwagi, by zawalczyć o własny kraj.

TP: A po Wałęsie?

Czasem zdarzają się nieprzekupni politycy: premier Olszewski, którego rząd został szybko usunięty, czy też prezydent Lech Kaczyński. Lech Kaczyński wygrał wybory przez zaskoczenie. Do ostatniej chwili nie spodziewano się, że mimo ciągłego ośmieszania i prób kompromitacji uzyska przewagę. Taki „błąd” dzisiaj już się nie powtórzy, pracują nad tym Michniko-podobni. Prezydent Kaczyński był patriotą, nie sankcjonował rozgrabiania Polski, w odróżnieniu od tych przed nim i po nim. Oczywiście nie uniknął pewnych błędów. W szeregach PIS-u znalazły się elementy, których zadaniem było inflirtowanie partii, aby możliwe było skierowanie jej na inne tory. Nie zapominajmy, że prezydent Kaczyński rządził przez cały czas przy wrogich mu mediach, które robiły sieczkę z mózgu skonfundowanego obywatela.

TP: Czy jest szansa na wolną Polskę? W jaki sposób do tego dążyć?

Patriotyzm, utrzymanie tożsamości narodowej i pozytywizm, czyli praca od podstaw. Aby podbić i opanować jakiś kraj, najeźdźca obala granicę i ujarzmia społeczeństwo. Oczywiście im większe są szeregi piątej kolumny w danym państwie współpracujące z najeźdźcą, tym łatwiejsze dla niego zadanie. Obalanie granic przez najeźdźcę nie musi odbywać się za pomocą wrażej armii – przykładem tego był komunizm, gdzie próbowano usunąć granice masami robotniczymi: proletariusze wszystkich krajów łączcie się. Idea chociaż przednia, ekonomicznie nie za bardzo opłacalna. Toteż uradzono, żeby komunizm rozwiązać (oczywiście przy okazji splądrować kraje, w których wcześniej ten komunizm wprowadzono), no i obalać granice państw globalizacją. Globalizacja, według oficjalnej wersji, miała być korzystna dla ludności biedniejszych krajów, ale, co było oczywiste od samego początku, usuwała granice dla wielkiego kapitału, by mógł się znacznie wzbogacić, a ludność tubylczą czyniła tylko jeszcze biedniejszą. Patriotyzm utrzymujący tożsamość narodową jest przeszkodą w opanowaniu kraju - i dlatego jest tak zwalczany i ośmieszany przez media najeźdźcy.

Tygodnik Polski nr 35, 15 września 2010

Wywiad przeprowadził
Witold Łukasiak

lukasiak_witold@yahoo.com