Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
19 kwietnia 2009
Krystyna Burkiewicz - Grand Prix
Laureatka konkursu The Strzelecki Graphic Competition 2009

Pierwszą nagrodę Grand Prix ufundowaną przez Konsula Generalnego RP Prof. Ryszarda Sarkowicza otrzymuje Krystyna Burkiewicz z Sydney.

Krystyna Burkiewicz (ur. 25 czerwca 1950 roku w Sulechowie) pochodzi z rodziny wielodzietnej. Ojciec był agronomem, którego przenoszono z miasteczka do miasteczka. Matka, bardzo wierząca osoba, bez reszty była oddana piątce dzieci. Krystyna wczesne dzieciństwo spędziła w bajecznej wsi Raculapod Zieloną Górą, gdzie jej „dusza napełniała się pięknem natury”. Jako pięcioletnia dziewczynka zachwycała matkę i babcię ślicznymi kompozycjami z kwiatów polnych. Kolejne „artystyczne” wydarzenie, jakie pamięta, to z czasów, kiedy była w pierwszej klasie. Nauczycielka zadała zadanie domowe: narysować koguta. Krysia radośnie pokazała swoje dzieło. A nauczycielka ją ofunknęła: praca miała być samodzielna. Dziewczynka rozpłakała się. „Skoro mówisz, że rysowałaś sama, to namaluj takiego samego koguta na tablicy”. Gdy kilkoma pociągnięciami kredy dziecko narysowało koguta, nauczycielka powiedziała z uznaniem: „będziesz wielką artystką”.

Ale Krystyna zaczęła malować dopiero 3 lata temu. Na sztukę jakoś nie było miejsca w jej zabieganym życiu. Owszem, miała zmysł plastyczny; dekorowała swoje mieszkania, przyjęcia przygotowywała bardzo estetycznie, tworzyła wełniane obrazy, trójwymiarowe makaty, piekła torty wymyślnie dekorowane, robiła rzeźby folkowe, przeróżne dziełka na prezenty-- krótko mówiąc „wypełniona była pięknem, które chciała uzewnętrznić”.

Dzieciństwo upływało jej na przeprowadzkach, bo ojca często przenosili. Do ogólniaka zaczęła chodzić w Szprotawie, maturę zrobiła w Głogowie. Podjęła pracę w kopalni, żeby finansowo pomóc mamie wychowującej młodsze rodzeństwo. Tam przepracowała 3 lata. W Powiatowym Domu Kultury poznała Romka Burkiewicza. Pobrali się. Romek dostał dobrą posadę w tej samej kopalni, Krystyna zajęła się wychowywaniem dwójki dzieci. Trudne to były czasy: w sklepach puste półki. Postanowili emigrować. W swoje plany wtajemniczyła Krystyna mamę i teściów. Ojca, chorego na raka, pocałowała na pożegnanie w rękę mówiąc: „tato, my tylko na chwilę do Wiednia”. Od tego kłamstewka serce jej krwawiło.


Z Wiednia przybyli do Australii w maju 1982 roku. Krystyna podjęła pracę w fabryce farb. Na trzecią zmianę. Kiedy zaczęła pluć krwią, zrezygnowała. Jedli biednie, często samą kaszę mannę. Zaczęły się problemy z dziećmi. Niestety, nie pomagało tu australijskie prawo stanowiące, że 16-latek ma prawo do samodzielnego życia. Problemów było niemało, ale nie były one przeszkodą w pisaniu wierszy...a nawet powieści. Napisała ponad 300 stron, ale gdy brat „zrecenzował” jej dzieło, podarła i wyrzuciła.

Ma wielką łatwość pisania i równie fenomenalną pamięć, wierszyki napisane wiele lat temu recytuje na zawołanie. Np. wierszyk „Wróblinek” napisany dawno temu, kiedy synek zaopiekował się zdychającym wróbelkiem, czy też poemat o wizycie swojej matki w Australii. To też recytuje prawie bez zająknięcia, zwrotka za zwrotką. Ale pewnego dnia zamiast za pióro, chwyciła za pędzel. Na jakimś wazoniku zobaczyła coś jakby twarz Madonny. Zapragnęła ją namalować. I tak to się zaczęło. Na początku próbowała oddać piękno zatroskanych kobiet. Potem pojawiły się inne tematy.


Maluje głównie w nocy, kiedy już wszyscy śpią, ustawiając krzesło na kuchennym stole. Wielu artystów tworzy, bo ma natchnienie. W przypadku Krystyny to nie jest natchnienie, tylko napad. Napada ją to natchnienie, musi się więc poddać, posłusznie namalować obraz i odzyskać wolność... do następnego pomysłu. I tak uzbierało się sporo obrazów różnej wielkości, zalegających ciasne mieszkanko. Dotychczasowy jej dorobek można obejrzeć w internecie.