Kategorie:
Nowiny
Ze ¦wiata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
3 lipca 2007
Niewyg³oszone s³owo po¿egnalne
Zbigniew Sudu³³, b.rzecznik RN

Niewyg³oszone s³owo po¿egnalne.Po angielsku okre¶la siê to jednym ³adnym s³owem, pochodzenia ³aciñskiego – valedictory albo valediction, a w tytule do pogrzebowego panegiryku czê¶ciej samym tylko, Vale! (Ale z tym proszê siê zbytnio nie ¶pieszyæ). W westminsterskim systemie parlamentarnym przywileju wyg³oszenia takiej mowy dostêpuj± koñcz±cy swoj± karierê cz³onkowie Izby Gmin. Nie ci co w wyborach przegrali, lecz ci co odchodz± z w³asnej woli.

Praktykowane to jest równie¿ w australijskim parlamencie, równie¿ w niektórych szanuj±cych siê australijskich organizacjach spo³ecznych. Sam dozna³em takiego przywileju kiedy odchodzi³em z dzia³alno¶ci w Ethnic Broadcasting Association of Qld (Radio 4EB).

Nie spotka³em siê z tym w ¿adnej organizacji polskiej, nic wiêc dziwnego, ¿e Porz±dek Obrad ostatniego 39. Zjazdu Rady Naczelnej te¿ tego nie przewidywa³. My¶la³em, ¿e uda mi siê to zrobiæ w punkcie „Sprawy ró¿ne i dezyderaty”. Kiedy jednak na ten punkt zosta³o tak ma³o czasu usi³owa³em, w do¶æ chaotyczny sposób, „przemyciæ” kilka my¶li, kiedy siê tylko da³o. Nie mia³em nic przygotowanego na pi¶mie, prócz kilku punktów.

Teraz po zje¼dzie, kiedy tak du¿o na ten temat ju¿ napisano, mogê naraziæ siê na zarzut, ¿e piszê ex post pod wp³ywem tego, co przeczyta³em. Postaram siê tego unikn±æ. Przyznam siê jednak, i¿ mam tê dogodno¶æ, ¿e mogê korzystaæ ze s³ownika i u¿yæ s³ów, których prawdopodobnie nie u¿y³bym gdybym mówi³ z pamiêci. A i to, ¿e nikt prócz Redakcji nie mo¿e odebraæ mi g³osu. A oto, mniej wiêcej, co mia³em zamiar powiedzieæ:

Panie Przewodnicz±cy! Szanowni Pañstwo! 36 lat temu po raz pierwszy uczestniczy³em w zje¼dzie Rady Naczelnej jako delegat. Wtedy mo¿e to siê nawet inaczej nazywa³o, mo¿e „reprezentant”. Odbywa³ siê on tu w Sydney, obok, w Domu Polskim, w ma³ej salce, zwanej wtedy „du¿±”. (Klub Polski ju¿ istnia³).

Dzi¶ w tym zje¼dzie, który odbywa siê te¿ w Sydney, biorê udzia³ po raz ostatni. Z tego historycznego zjazdu, sprzed 36 lat, obecnych jest nas tu tylko dwóch: kol. Franciszek Rutyna i ja. On by³ wtedy prezesem Stowarzyszenia Polaków w Qld., ja wiceprezesem. By³ to styczeñ 1971 r., przesz³o sze¶æ miesiêcy po tragicznej ¶mierci gen. Juliusza Kleeberga. W ówczesnym statucie RN nie by³o wyra¼nego zapisu o sukcesji w Prezydium. 1-szym wiceprezesem by³ mecenas Andrzej Sochacki, 2-gim red. Jan Dunin - Karwicki.

Po ¶mierci gen. Kleeberga Andrzej Sochacki, opieraj±c siê na prawie zwyczajowym i na zdrowym rozs±dku, przej±³ obowi±zki prezesa. Do funkcji tej równie¿ zg³osi³ pretensjê Jan Dunin – Karwicki. Zwi±zek Polski w NPW popar³ Karwickiego. Melbourne (nie pamiêtam czy by³a to ju¿ Federacja) za¿±da³o zwo³ania nadzwyczajnego zjazdu RN w celu wy³onienia nowych w³adz.

Wobec odmowy Sydney, zwo³a³o go samo (w Melbourne). Radzie Naczelnej grozi³o rozbicie. Kol. Rutyna i ja, jako najm³odsi wówczas dzia³acze (choæ obaj mieli¶my ju¿ po cztery krzy¿yki) wys³ali¶my apel do „starszych panów” ¿eby siê opamiêtali. Mam nadziejê, ¿e to ten apel by³ jednym z czynników, który doprowadzi³ do zawieszenia nadzwyczajnego zjazdu w Melbourne i sk³oni³ Sydney do zwo³ania zwyczajnego zjazdu. Zjazd, w wype³nionej po brzegi jak przys³owiowe sardynki sali, otworzy³ red. Dunin – Karwicki. Na przewodnicz±cego wybrany zosta³ Eugeniusz Hardy z Perth, na asesorów W³adys³aw Zamecznik i ja. Natychmiast po wyborze prezydium zjazdu, g³os w sprawie formalnej zabra³ Marian Bia³owiejski z Melbourne, który o¶wiadczy³, ¿e zawieszony „nadzwyczajny zjazd zostaje niniejszym zamkniêty”.

Takich formalno¶ci nigdzie siê ju¿ chyba nie przestrzega. Atmosfera by³a elektryzuj±ca. Prócz Mariana Bia³owiejskiego, Melbourne wytoczy³o armaty takiego kalibru jak: Stanis³aw Ró¿ycki, Stefan Nowicki, Jerzy £êczycki, red. Roman Gronowski i najm³odszy z nich, bardzo bojowy Zdzis³aw Drzymulski. Sydney prócz Karwickiego, mecenas Iwczenko, Bruno Kurnatowski (radca w konsulacie Argentyny), Brunon Kowalski, Józef Redler, Jerzy Adamski i Ryszard Treister. Z Adelajdy przybyli W³adys³aw Dembski i Stanis³aw Gotowicz. Z Hobart, Wiktor Kowaluk. To kilka spo¶ród wielu nazwisk ludzi, którzy na tym zje¼dzie byli, a dzi¶ ¿yj± ju¿ tylko w pamiêci, ale ich postacie stoj± przed moimi oczami tak jakby to by³o wczoraj.

By³ to okres intensywnej dzia³alno¶ci konsulatu PRL, usi³uj±cego opanowaæ Poloniê. O nic nie by³o ³atwiej jak zostaæ pos±dzonym o „dzia³alno¶æ agenturaln±”. Dzi¶ tego rodzaju oskar¿enia padaj± tylko ze strony maleñkich ugrupowañ dzia³aj±cych na marginesie g³ównego nurtu polonijnego ¿ycia. Kto¶ na sali nawet krzykn±³: „my nie potrzebujemy agentów, sami potrafimy zrobiæ to (rozbiæ Poloniê)lepiej”.


Te pos±dzania i zarzuty nasili³y siê jeszcze bardziej, kiedy po przerwie obiadowej, protokolanci wrócili do swojego sto³u, z którego ich notatki z pierwszej po³owy dnia, w tajemniczy sposób, znik³y. Oczywi¶cie, „ukradli je agenci”, podnios³y siê g³osy.

Kiedy wreszcie przysz³o do wyborów, nie by³o kandydata na prezesa. Obrady zosta³y zawieszone. Po d³u¿szej przerwie uproszono na tê funkcjê, stawiaj±cego silny opór, p³k Andrzeja Raciêskiego. Ze skompletowaniem reszty Prezydium posz³o ³atwiej, sekretarzem zosta³ mec. Iwczenko, skarbnikiem Józef Redler. Reszty nie pamiêtam. Nie robi³em ¿adnych notatek i nie prowadzê dziennika, a wiêc s± to strzêpy pamiêci zachowanej z tego zjazdu.

Zapamiêta³em nawet tak± drobnostkê: cena bardzo sutego obiadu wynosi³a dwa dolary, a i tak niektórzy narzekali, ¿e to za du¿o. Nie wiem, czy te wydarzenia s± gdzie¶ spisane w anna³ach Polonii australijskiej. Je¿eli s±, to ciekaw jestem czy choæ w czê¶ci pokrywaj± siê z tym, o czym wy¿ej wspomnia³em.

Dzisiaj jestem na zje¼dzie, w tym samym miejscu, po raz ostatni, z uczuciami bardziej mieszanymi ani¿eli 36 lat temu. Wtedy podzia³ by³ wyra¼ny: „my i oni”, czyli „emigracja niepodleg³o¶ciowa” i re¿im komunistyczny. Mimo ró¿nych sporów to jedno nas ³±czy³o. Dzisiaj trudniej jest dopatrzyæ siê, co nas ³±czy. a co dzieli.

Sympatie i animozje osobiste zawsze w¶ród nas by³y, s± i chyba bêd±. Nie zawsze jednak by³y one czynnikiem decyduj±cym w ¿yciu organizacyjnym / spo³ecznym. Obecnie wobec braku jakiej¶ wyra¼nie wy¿szej idei przewodniej ³atwiej to siê dostrzega. Najbardziej smuci to, ¿e do tych osobistych rozgrywek pomiêdzy polonijnymi liderami wykorzystuje siê, Bogu ducha winn± m³odzie¿, a kto wie czy i spo³eczne mienie.

Chcê tu mocno podkre¶liæ, ¿e wystêpujê wy³±cznie we w³asnym imieniu i na w³asne konto. Mo¿e nie wszyscy tu obecni wiedz±, ¿e kilka tygodni przed dzisiejszym Zjazdem wybuch³a „awantura” o to, kto mo¿e byæ cz³onkiem RN, kto nie. Czy organizacja stanowa, która jest cz³onkiem stanowej Federacji jest zarazem organizacj± cz³onkowsk± RN, czy nie?

Zaj±³em stanowisko twierdz±ce, t.zn. ¿e organizacja cz³onkowska stanowej Federacji ipso facto staje siê cz³onkiem RN. Federacja Nowej Po³udniowej Walii (NPW) nie zgodzi³a siê z tak± interpretacj±, popar³a j± pó¼niej Federacja Wiktoriañska.

Stanowiska tego nie mogê zrozumieæ tym bardziej, ¿e na sali widzê reprezentacje co najmniej dwóch organizacji cz³onkowskich Federacji NPW, które op³acaj± sk³adki cz³onkowskie bezpo¶rednio do RN i dysponuj± swoimi mandatami.

Tego przywileju w³adza Federacji odmówi³a grupie folklorystycznej „Lajkonik”. Za pretekst zawieszenia czy usuniêcia „Lajkonika” z Federacji pos³u¿y³ fakt, ¿e „Lajkonik” przyst±pi³ do innej organizacji. Pretekst pozornie s³uszny, ale „Lajkonik” zrobi³ to dopiero po odmówieniu mu przez w³adzê Federacji prawa do samostanowienia.

Poniewa¿ Federacja NPW, wbrew swojemu statutowi, „przeoczy³a” wybranie swojej Komisji Arbitra¿owej, sprawa opar³a siê o Komisjê Arbitra¿ow± RN, która w swoim, dziwnym dla mnie, „wyroku” wytknê³a Prezydium RN brak znajomo¶ci w³asnego statutu. Niestety Prezydium RN jest tak bezsilne, ¿e nie ma nawet prawa do wgl±du, ile organizacji nale¿y do poszczególnych Federacji. A w Federacjach organizacje mog± siê mno¿yæ jak grzyby po deszczu. Wystarczy, ¿e w jednym klubie seniora dwie osoby pok³óc± siê ze sob± i mamy dwa kluby seniora, a to przysparza Federacjom organizacji cz³onkowskich. Od przybytku g³owa podobno nie boli, tylko czasem on do niej uderza.

Ju¿ koñczê! Dr Derwiñski z Melbourne przedstawi³ szereg bardzo m±drych, moim zdaniem, dezyderatów, które powinni¶my wzi±æ do serca. Jednym, który najbardziej przypad³ mi do gustu by³, ¿eby RN „otworzy³a” siê na spo³eczeñstwo, ¿eby uzna³a dzia³alno¶æ innych organizacji (nawet je¿eli z ró¿nych powodów nie s± jej cz³onkami) i ¿eby nawi±za³a z nimi wspó³pracê.

S± w¶ród nas osoby wybitnie utalentowane. Nie nale¿± one do ¿adnej organizacji, bo sztywne regu³y organizacyjne krêpuj± ich dzia³alno¶æ. Je¿eli RN „zatrza¶nie drzwi” i bêdzie zak³adnikiem paru stanowych „potêg”, zepchnie siê do roli nie naczelnej lecz niszowej. Zamykanie siê przed innymi organizacjami nie zamknie im drogi do dzia³alno¶ci. Wrêcz odwrotnie, stworzy im do niej warunki. Zamiast zamykaæ siê przed nimi, czy nie warto wszcz±æ z nimi dialog i doprowadziæ do porozumienia. Mo¿e oni (one) te¿ maj± racjê. Bardzo zazdroszczê tym dzia³aczom, którzy s± pewni, ¿e racja zawsze jest po ich stronie. Ja takiej pewno¶ci nigdy nie mam. To znaczy tylko pewno¶ci nie mam, bo racjê zawsze mam.

Mo¿e nowe Prezydium to zrobi. Dlaczego nie wzi±æ przyk³adu np. z ¯ydów? Przecie¿ oni s± bardziej mo¿e sk³óceni ni¿ my. Ale tam, gdzie idzie o ich wspólny interes wystêpuj± jak jedna solidna i solidarna bry³a.

Po o¶miu latach w Prezydium RN nie wypada mi doradzaæ co Rada powinna robiæ, a czego nie, a tym bardziej nie wypada krytykowaæ, gdy¿ mogê spotkaæ siê z zarzutem, ¿e sam nic nie zrobi³em przez ten czas. Niektórzy koledzy wytykaj± mi, ¿e to ja poprzez moje kontakty z ró¿nymi „buntownikami” w Sydney, utwierdza³em ich w p³onnej nadziei na „sukces" i spowodowa³em tê awanturê; ¿e gdybym nie wtr±ca³ siê do „cudzych spraw” to by³by spokój. Mo¿e by by³. Tylko obawiam siê, ¿e „spokój” czêsto jest oznak± obojêtno¶ci. Czy to jest powodem do zadowolenia?

Czy tym wyst±pieniem kalam swoje gniazdo? Je¿eli niektórzy tak to odbieraj±, to przykro mi. Bardzo mi na tym gnie¼dzie zale¿y. Chcia³bym ¿eby by³o ono, w my¶l jego za³o¿ycieli, gniazdem wspólnym nas wszystkich, owszem, polem do ¶cierania siê pogl±dów, ale nie do za³atwiania swoich osobistych porachunków i zaspokajania chorobliwych wodzowskich ambicji. Czêsto, gdy win± za co¶ obarcza siê Radê Naczeln±, ma siê na my¶li samo Prezydium. Prezydium nie jest Rad± Naczeln±. Bez wspó³pracy i poparcia organizacji stanowych Prezydium jest bezsilne.

¯egnaj±c Pañstwa przyznam, ¿e bêdzie mi Was brakowa³o. Lubiê atmosferê zjazdów, lubiê debaty i otr± nawet, ale kulturaln±, wymianê s³ów. Nowemu Prezydium ¿yczê samych sukcesów i du¿o cierpliwo¶ci. Ale proszê przedwcze¶nie sobie nie gratulowaæ, ¿e nareszcie pozbyli¶cie siê Sudu³³a. Podobno Leszek Wikarjusz, prezes Stowarzyszenia Polaków w Qld. ma ju¿ w Brisbane dla mnie jak±¶ uprz±¿. Zanim j± za³o¿ê, zastanowiê siê, czy nie warto zastosowaæ tu szanta¿u: za¿±daæ, w zamian, mandatu na nastêpny zjazd.

Dziêkujê za cierpliwo¶æ,
Zbigniew Sudu³³