Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
19 kwietnia 2024
Wielkie serce chirurga
Niezwykła opowieść o francuskim lekarzu polskich szwoleżerów

Generał hr. Wincenty Krasiński
Swoją rozprawę dr Maria J. Turos rozpoczyna tymi słowy: „Komu z nas nie są bliskie postaci szwoleżerów. Formacja ta to jeden z najbardziej elitarnych pułków w dziejach kawalerii polskiej. Od samego początku została wcielona do grona równie elitarnych oddziałów, jakie tworzyły Gwardię pozostającą praktycznie przez cały czas pod bezpośrednimi rozkazami Napoleona.” Formacja ta powstała w lutym 1807 roku. Pierwsza wzmianka o przyjęciu na żołd francuski polskiego pułku kawalerii (utworzonego przez księcia Jana Sułkowskiego) pochodzi z 12 marca 1807 r.Pierwszym etatowym lekrzem pułku był Francuz Francois Girardot.

Francois urodził się on 29 wrzesnia 1773 roku w Semur-en-Auxois w Burgundii jako syn prokuratora sądowego.Z wojskiem był związany od roku 1791, kiedy to podjął pracę jako chirurg III klasy w szpitalu wojskowym w Dijon. Z powodów rodzinnych musiał się udać na emigrację. Wiadomo, że na przełomie 1798/99 przebywał w okolicach Łucka na Wołyniu, gdzie zetknął się i zaprzyjaźnił z hr. Wincentym Krasińskim. Gdy sytuacja polityczna we Francji uległa zmianie, Francois wrocił do kraju i w 1801 roku podjął studia medyczne w Paryżu.

W 1806 roku otrzymał stopień doktora nauk medycznych. Rozprawa doktorska była dedykowana hr. Krasińskiemu. To może świadczyć, iż mieli bliskie kontakty na Wołyniu, i że doszło do spotkania z dawnym gospodarzem podczas jego pobytu w Paryżu jesienią i zimą 1804 roku.

W dniu 12 marca 1808 roku Girardot został przyjęty w stopniu oficera zdrowia I klasy do pułku szwoleżerów, prawdopodobnie dzięki rekomendacji Krasińskiego. W czerwcu 1808 roku dołączył do polskich sił w Chantilly pod Paryżem, gdzie znajdowała się stała baza szwoleżerów. Przebył z Polakami wszystkie kampanie napoleońskie.


Na szczególniejszą uwagę zasługuje działalność François Girardota po bitwie pod Borodino, kiedy to dodatkowo dbał o aprowizację szwoleżerów. Z podobną sytuacją spotykamy się w czasie całego odwrotu, już po opuszczeniu Moskwy, przy czym bardzo często zdobywając żywność, Girardot przeznaczał na ten cel własne pieniądze. Np. np. w okolicach Wiaźmy kupił wołu „płacąc niezwykle drogo” . Zwracał też uwagę na zaopatrzenie w wodę do picia. Działanie to w panujących warunkach było niemniej istotne jak zdobycie pożywienia, gdyż podczas niskich temperatur, w celu uzupełnienia strat organizmu potrzeba dziennie ok. 1 500 ml wody, zaś próby gaszenia pragnienia śniegiem dodatkowo wychładzają tak zmarznięty organizm, często prowadząc do śmierci.

Z właściwą sobie energią przeprowadził trębaczy podczas przeprawy przez Berezynę, wiele razy na małym koniku. Niewiele brakowało, by zginął, gdy zapaliła się słoma, w której ułożył się do snu. Owo zdarzenie miało miejsce 12 października 1812 roku w okolicach wsi Konkowo. W pożarze stracił znaczną część swojego dobytku. Z pogorzeliska udało się wydobyć jedynie krzyż kawalerski Legii Honorowej; przez cały okres odwrotu borykał się z poparzonymi dłońmi.

W końcowej fazie odwrotu opiekował się troskliwie chorym dowódcą szwoleżerów generałem Wincentym Krasińskim. Przez Bydgoszcz, Poznań i Kostrzyń dotarł z Wincentym Krasińskim aż do Paryża, by po krótkim pobycie w tym mieście wrócić do pułku szwoleżerów, który reorganizował się w nowym zakładzie w okolicach Frankfurtu nad Menem.Tu w Saksonii, po bitwie pod Hanau 30 października 1813 roku opatrywał rannego w głowę księcia Dominika Radziwiłła, zmarłego w kilkanaście dni później w Lauterecken. Bezpośrednią przyczyną zgonu było tu narastające krwawienie wewnątrzczaszkowe będące skutkiem urazu, jakiego książę doznał, gdy kula kartaczowa trafiła "w samo słońce czapki” na czole - tak przedstawił owo zdarzenie towarzysz broni Józef Załuski.

Dr Girardot towarzyszył swojemu oddziałowi również podczas walk na terenie Francji i tam też dnia 18 lutego 1814 roku został kontuzjowany w nogę podczas bitwy pod Montereau; 27 lutego został odznaczony krzyżem oficerskim Legii Honorowej. W niewiele dni później, bo 7 marca 1814 roku, opatrując rannych szwoleżerów sam został ciężko ranny. Trudno jest ustalić, w jakim momencie batalii doszło do tego zdarzenia, gdyż prócz zajmowania się rannymi François Girardot pomagał artylerzystom przynosząc im ładunki i proch. Kula armatnia – a był to pocisk z kartacza - zgruchotała mu prawą nogę na wysokości kolana i Pierre Charmeil, lekarz z pułku szwoleżerów musiał dokonać amputacji.

Ta scena rozegrała się praktycznie na oczach Napoleona, który bezpośrednio na polu bitwy mianował François Girardota baronem Cesarstwa, jako jedynego spośród dziewięciu lekarzy, którzy zostali uhonorowani tym tytułem. Polacy uhonorowali go Krzyżem Virtuti Militari. Niektórzy pytają, czy owa krwawa scena wraz z okrzykiem „Vive l’Empereur” wydanym przez ciężko rannego człowieka nie jest przypadkiem wytworem fantazji, przykładem swoistego budowania legendy napoleońskiej? Otóż nie. Pomijając już reakcję emocjonalną i zachowania, do jakich dochodzi bezpośrednio na polu walki — temat ten podejmowany jest aktualnie przez cały szereg prac tak lekarzy, jak i psychologów - podobne zdarzenia znajdujemy zapisane we wspomnieniach z epoki i co bardziej istotne, odnotowywane bezpośrednio przez ówczesnych lekarzy.

Smutnym obowiazkiem medyka była sekcja zwłok zmarłych lub zabitych, czesto dokonywana w celu wydobycia serc. Zgodnie z ówczesnym zwyczajem serca były przechowywane przez dowódców w specjalnych naczyniach celem złożenia ich w kraju rodzinnym. Tak stało się z sercami Jana Dziewanowskiego, Stanisława Gorayskiego i Dominika Radziwiłła. Te trzy serca zostały przywiezione przez Wincentego Krasińskiego i złożone w podziemiach kościoła w Krasnem, gdzie znajdują się do dnia dzisiejszego.

W roku 1814, gdy większość szwoleżerów wraz z Wincentym Krasińskim powróciła do kraju, François Girardot pozostał we Francji. Jednak z powodów politycznych i finansowych musiał wrócić do Polski. Na poczatku 1816 roku pojawił się w Warszawie, tu prawdopodobnie z pomocą Krasińskiego uzyskał pozwolenie Rady Zdrowia Królestwa Polskiego na prowadzenie praktyki lekarskiej. Dr Girardot związany był emocjonalnie z Wincentym Krasińskim oraz całą jego rodziną, pełniąc obowiązki lekarza domowego, prócz tego jeszcze spieszył z pomocą - nie pobierając przy tym za swoje porady najmniejszego honorarium - niezamożnym mieszkańcom Warszawy, o czym informowała prasa ówczesna:
„uwiadamia się nineyszem, iż w poniedziałek i czwartek każdego tygodnia udzielać będzie bezpłatnie swe porady nieszczęśliwym, a to po południu od godziny 2giey do wpół do 5tey. Stoi w pałacu Małachowskich u JW. Jenerała hrabi Wincentego Krasińskiego.”

Pomimo różnicy wieku, stał się serdecznym przyjacielem syna generała, znanego poety Zygmunta Krasińskiego, o czym Zygmunt później wspominał w listach do przyjaciół pisząc m.in. „w wieczór często gramy z baronem w karty”. Dr Girardot znany był nawet w domu państwa Chopin, gdzie udzielał porad, nie tylko medycznych, lecz także dietetycznych. Młodemu Fryckowi, który w liście do rodziców z pobytu w Szafami latem 1824 roku tak napisał doktor Girardot nie pozwolił mi jeść warszawskiego chleba żytniego, bo kwaśny, a szafarski bez najmniejszego kwasu.


Bitwa pod Borodino

Żyjąc w Polsce łożył na utrzymanie swojej żony oraz dzieci; przekazał im swoją roczna rentę, a żonie przekazał tytuł Barona. Pogarszał się stan jego zdrowia: zadawnione rany postrzału w piersiach odnowiły się i „śmiertelną sprawiły słabość”. François Girardot zmarł w Warszawie 3 stycznia 1831 roku. Pochowany został na terenie majętności Krasińskich, na cmentarzu w Opinogórze. Ostatnią wolą swoją rozkazał, aby go w grobie położono głową ku Francji. Do ostatniego tchu błogosławił Francji i Polsce.

Oto fragment nekrologu, jaki się ukazał po jego smierci: „odznaczał się szczególnie jako wzór chirurgów wojskowych; żadne niebezpieczeństwa w boju, żadne perswazje, nawet rozkazy, nie mogły go od placu bitwy oderwać. Wśród kul i szczęku oręża opatrywał on rannych wszelkiego stopnia wojowników, z tą ludzkością, z tą gorliwością, które tylko z szlachetnego serca pochodzić mogą.”

Materiał opracowała Ernestyna Skurjat-Kozek na podstawie rozprawy dr Marii J. Turos, która zajmuje się niecodziennym tematem Historii Medycyny Wojskowej.

Medyk polskich szwoleżerów – Maria J. Turos Pełny tekst rozprawy z przypisami i bibliografią.