Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
29 wrzesnia 2023
Byłem wtedy na Zielonej Granicy
Adam Białous

Fot. Adam Białous
Z przekazu płynącego z filmu „Zielona granica” Agnieszki Holland wynika, że obrońcy naszej granicy z Białorusią nie robią nic innego, tylko dręczą imigrantów. Od razu widać, że pani reżyser nie była na tej granicy, nie miała żadnego kontaktu z funkcjonariuszami SG, czy żołnierzami i nie obserwowała z bliska ich ciężkiej służby dla Polski. Ja natomiast na granicy, jako dziennikarz, byłem i to w czasie, kiedy imigranci przypuszczali na nią masowe i agresywne szturmy.

Kiedy dotarłem w rejon Kuźnicy Białostockiej, temperatura była zdecydowanie niesprzyjająca prowadzeniu jakichkolwiek działań na zewnątrz. Obrońcy granicy nie schodzili jednak ze stanowisk. Zmieniali się co 12 godzin, dniem i nocą. – Teraz wszystkie środki i siły są kierowane do ochrony granicy z Białorusią, więc musimy tu być, służyć Ojczyźnie – mówiła mi starszy chorąży sztabowy Bogusława Matuszyk z Podlaskiej Straży Granicznej.

Nielegalni imigranci są w filmie Agnieszki Holland przedstawieni jako łagodne baranki. Czy takimi są w rzeczywistości? Podczas mojego pobytu na granicy z Białorusią, w trakcie rozmowy z jednym z jej obrońców usłyszałem od niego takie słowa. – Mieliśmy tu już naprawdę ciężko. Leciały w naszą stronę kamienie, żelazne rury i inne ciężkie przedmioty. Imigranci i białoruscy służbiści wyzywają nas najgorszymi wyrazami. Naszym koleżankom z SG i wojska grożą, że jak przejdą, to je zgwałcą. Zapewniam, że nie jest łatwo tego spokojnie słuchać i to znosić. Napięcie jest cały czas – powiedział mi kapitan Daniel Rochalski z Podlaskiej Straży Granicznej.

Polskie służby mierzą się z kryzysem migracyjnym na polsko-białoruskiej granicy, już od ponad dwóch lat. Codziennie muszą odpierać zaczepki imigrantów i funkcjonariuszy białoruskich służb.

Kto śledzi rzetelne relacje z tego, co dzieję się na granicy, dobrze wie, że słowa kapitana o brutalności wielu imigrantów są prawdziwe. Na granicy widziałem imigrantów z kijami, widziałem kamienie, rury którymi rzucali w pograniczników. Widziałem też rannych obrońców granicy, których dosięgły te ciężkie przedmioty. Sam kapitan Rochalski pokazywał mi swój zmiażdżony kask ochronny. Trafił w niego ogromny kamień rzucony przez imigranta. – Gdybym nie miał tego kasku na głowie pewnie bym zginął – wspominał Daniel Rochalski.

Nie dziwi więc, że wyssane z palca bajki o łagodnych imigrantach i brutalnych pogranicznikach, budzą w ludziach sprzeciw. Bardzo wiele osób wyraża go obecnie m.in. na forach internetowych. Inni sprzeciwiają się opluwaniu polskiego munduru w sposób zorganizowany. Można to było zauważyć m.in. przed kinami sieci Helios, szczególnie podczas premiery „Zielonej granicy”. W Białymstoku, największym mieście, które leży najbliżej granicy z Białorusią (około 50 km). Przed kinami protestowało tam mnóstwo osób. Najwięcej przed tym, które odwiedziła sama reżyserka – Agnieszka Holland. – Pani Agnieszka ma do wyboru dwie drogi – albo pojedzie na granicę i porozmawia z mieszkańcami, którzy tam mieszkają, z ludźmi, którzy służą – albo poleci do Moskwy. To są jedyne jej dwie drogi wyboru – mówił Sebastian Łukaszewicz, jeden z protestujących przed kinem Helios, gdzie trwała projekcja z udziałem reżyserki.

Dlaczego pani reżyser pominęła zupełnie w filmie takie fakty jak m.in. 24 trudne akcje ratownicze przeprowadzone, od początku kryzysu migracyjnego, na granicy z Białorusią, przez funkcjonariuszy SG. Podczas tych akcji uratowano życie 80 imigrantów. Czy nie było to warte odnotowania w filmie „Zielona granica”?

Agnieszka Holland nie oszczędziła też „szturchańców” miejscowej ludności, ukazując ją w swoim obrazie jako pomocników SG w wyżywaniu się na imigrantach. W rzeczywistości ludność z przygranicznych miejscowości codziennie daje dowody swojej wdzięczności obrońcom granicy, gdyż dzięki ich służbie czuje się bezpiecznie. – Wsparcie społeczności dla nas jest niesamowite. Wspierają nas dobrym słowem i upominkami, kawą, piernikami, ciastem, ciepłą zupą. To daje siłę, podnosi morale. To jest mega ważne. Jestem dumna, że noszę polski mundur – powiedziała mi chorąży sztabowy Bogusława Matuszyk z SG.

W filmie „Zielona granica” aktywiści są przedstawieni jak anioły ratujące imigrantów. Zupełnie jednak inny ich obraz rysuje się po zapoznaniu się z materiałami polskich służb, które opisują pewne zdarzenia z udziałem aktywistów. „Aktywiści po raz kolejny nie poinformowali odpowiednich służb o osobach, które nielegalnie przekroczyły granicę, a wręcz przeciwnie, pozostawili ich w lesie. W tym czasie cudzoziemcy nawiązali również kontakt z przemytnikami, którzy mieli zabrać ich ze wskazanego miejsca po nielegalnym przekroczeniu granicy i przewieźć ich dalej do Niemiec” – czytamy w jednym z raportów Straż Graniczna. Co to za „anioły” które łamią prawo, a do tego pozostawiają imigrantów w lesie?

Przypomnijmy, iż pod koniec marca 2022 roku czworo aktywistów zostało zatrzymanych przez funkcjonariuszy Straży Granicznej za zorganizowanie nielegalnego przekroczenia granicy polsko – białoruskiej dla sześciu cudzoziemców. Aktywiści usłyszeli zarzuty. Zgodnie z polskim prawem art. 264 § 3 Kodeksu Karnego „Kto organizuje innym osobom przekraczanie wbrew przepisom granicy Rzeczypospolitej Polskiej, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”.

Film Agnieszki Holland jest kolejną bajką z serii – opowieści dziwnej treści, snutych przez przeciwników zapory na granicy z Białorusią, do których pani reżyser zapewne należy. Wcześniej był hit z odmrożonymi stopami imigranta, co miało niby stać się w lipcu. A jeszcze wcześniej mieliśmy niesamowitą historię o cudzoziemcu, który najpierw miał pieszo przejść z Afganistanu do Polski 5 tysięcy kilometrów, a potem sześć dni wpław płynąć rzeką Bug. Co ciekawe, wielu desperatów najwyraźniej w to uwierzyło, a jedna z tych osób… wyreżyserowała film „Zielona granica”.

Adam Białous pch24.pl