Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
28 lutego 2023
Pół wieku za nami - Jubileusz Domu Kopernika
Ewa Leśniewska i Lidia Mikołajewska


E.Aleksandrowicz i A.Markowski
W sobotę 25 lutego 2023 roku o godzinie 15.00 przy 112 Grand Junction Road, Athol Park [Adelaide] odbył się uroczysty obiad z okazji 50 lat Domu Mikołaja Kopernika. Wśród zaproszonych gości znaleźli się przedstawiciele organizacji polskich w Australii Południowej, a także przedstawiciele rządu naszego stanu i duchowieństwa. Uroczystość rozpoczęła się Powitaniem w Kraju tradycyjną ceremonią dymu, którą prowadził John Lochowiak z National Aboriginal and Torres Strait Islander Catholic Council. Ojciec Johna jest Polakiem, mama Aborygenką. W ceremonii asystował mu syn Jackson, uczeń prestiżowego St. Peter's College. Historię powstania Domu przypomniał w swoim przemówieniu prezes Związku Polaków Domu Mikołaja Kopernika inż. Antoni Markowski, który od 8 lat sprawuje to zaszczytne i odpowiedzialne stanowisko.

Dom Mikołaja Kopernika powstał dzięki datkom polskiego społeczeństwa w Australii Południowej i dzięki ciężkiej pracy wielu osób, które w weekendy lub po pracy zawodowej budowali ten dom od fundamentów.Dom otrzymał imię Mikołaja Kopernika, aby w roku 1973 uczcić 500 rocznicę jego urodzin. O poświęcenie poproszono kardynała Karola Wojtyłę, przebywającego wówczas w Melbourne na Zjeździe Eucharystycznym. 27 lutego odbyło się oficjalne otwarcie Domu i jego poświęcenie. To wydarzenie wspominał ojciec Leon Czechowicz, który akurat w tym dniu, 50 lat temu, miał niestety inne obowiązki jako młody kleryk i nie mógł być wtedy obecny. Spotkał Karola Wojtyłę wiele lat później jako Jana Pawła II, który przybył z Alice Spring do Adelajdy w listopadzie 1986 roku.






John Lochowiak z synem

W ciągu 50 lat Dom Mikołaja Kopernika był miejscem oficjalnych spotkań i wydarzeń kulturalnych. Tu też kwitło życie towarzyskie podczas organizowanych zabaw i balów karnawałowych. Tu założono polską szkołę, która w latach 90. była największą placówką dydaktyczną tego typu w Australii Południowej. Tu narodził się pomysł organizowania tzw. Dni Polskich, które przekształciły się w coroczną imprezę – Dożynki. Tu m.in. gościli: córka Józefa Piłsudskiego – Wanda, medalistka olimpijska – Irena Szewińska i premier Rządu Polskiego na Emigracji – Kazimierz Sabbat.

Prezes Antoni Markowski w swoim przemówieniu powiedział, że Dom Kopernika powinien być chroniony przed zniszczeniem lub sprzedażą specjalnym prawem i powinien być traktowany jako polskie dziedzictwo kultury narodowej poza granicami Polski z uwagi na swoją rangę i to, że został poświęcony przez Jana Pawła II.

Mayor Angela Evans reprezentująca władze lokalne Charles Sturt podkreśliła, że Dom Kopernika budowany wysiłkiem Polaków dał możliwość podtrzymania tradycji i poczucie przynależności polskim emigrantom. A dziś jest otwarty nie tylko dla polskiej społeczności, bo mieszkańcy tej ziemi reprezentują różne grupy etniczne. I z tego powinniśmy być wszyscy dumni.

Ten akcent, że Dom Kopernika jest przyjazny i otwarty dla wszystkich Australijczyków zabrzmiał również w przemówieniu, inż. Markowskiego i znalazł się w dwujęzycznej broszurze Polish Society Dom Mikołaja Kopernika Inc. 50th anniversary: history of our club, którą otrzymał każdy z zaproszonych gości.Uroczysty obiad był okazją do wspomnień, spotkania się z tymi, którzy byli zaangażowani w jego budowę i jego prowadzenie, a także z ich dziećmi i wnukami.

Było to specjalne spotkanie w gronie wyjątkowych ludzi. Kwiaty wręczono pani Geni Wrzosek, która ukończyła 100 lat. Zaśpiewano jej Happy birthday, bowiem polska pieśń urodzinowa „Sto lat” byłaby nie na miejscu. Pani Genia nie była jedyną jubilatką w Domu Kopernika. 40 lat obchodzi Chór Polanki, którym kieruje Jola Kozak, a który wystąpił w części artystycznej ze swoim bogatym repertuarem. Od średniowiecznego hymnu „Gaude Mater Polonia”, po pieśń „Kraj rodzinny matki mej” napisanej przez Tadeusza Mikuckiego, wieloletniego instruktora i dyrygenta Zespołu Tatry.


Zespół Folklorystyczny Tatry




Chór Polanki


Trudno się dziwić, że najwięcej braw zebrali tancerze z Zespołu Tatry z wdziękiem i przytupem, tańcząc – lipkę i ognistego. Podobnymi brawami dziękowano uczniom z Polskiej Szkoły im. Adama Mickiewicza, mieszczącej się na terenie Domu Kopernika. Dzieci recytowały wierszyki, niektóre przez siebie napisane, w których wiele było o Karolku, który lubił kremówki i o Mikołaju, który wstrzymał Słońce...

Spotkanie prowadziła z wdziękiem po polsku i angielsku Marysia Hock. A później, zgodnie z polskim zwyczajem, nastał czas toastów i konsumpcji. Stoły i cała sala była pięknie udekorowane z biało czerwonymi akcentami. Zasługa to grupy wolontariuszy (Doroty Puzio, Jolanty Owczarek, Zofii i Henryka Hadubiak, Andrzeja Sikory, Reni Wasińskiej, Marysi Hock i Stanisława Kramarczuka) oraz komitetu organizacyjnego w osobach Antoniego Markowskiego, Stanisława Lewczaka, Ewy Aleksandrowicz i Teresy von Wasserling oraz Andrzeja Strzeleckiego i Jacka Szocińskiego panujących nad akustyką sali.

I myśmy tam byli i wino pili za zdrowie wszystkich, dzięki którym dane nam było świętować te 50 lat. Wznosiliśmy toast też za ich następców – oby gospodarowali mądrze, rozważnie i z entuzjazmem tak, jak ich dziadkowie i ojcowie.

Sto lat – dla Domu Mikołaja Kopernika.

Ewa Leśniewska


Stuletnia Gienia Wrzosek







Wacław Szymaniak

Leon Bernacki
Lidia Mikołajewska: Ku chwale rodaków, dla naszych dzieci i wnuków. 50 lat temu.

To wszystko działo się 50 lat temu. Dziś świętują to wydarzenie przede wszystkim dzieci i wnuki tamtych budowniczych.

– Pani kochana! – usłyszałam od Marii i Józefa Kloków 15 lat temu, kiedy świętowano w Adelajdzie 35-lecie tego wydarzenia. – Prawie nikogo z tamtych tu nie ma! Powymierali, a ci, którzy mogliby przyjść, są chorzy.

Dzieje tego Domu, którego pierwszym prezesem był Leon Bernacki, są nierozerwalnie związane z losami adelajdzkiej Polonii, która przybywała na antypody w pierwszych powojennych latach i osiedlała się (między innymi) w Ottoway, dzielnicy w zachodniej części Adelajdy. Zakładali rodziny, budowali i urządzali domy, wychowywali dzieci. A że byli wtedy piękni i młodzi, to po ciężkiej fizycznej pracy (innej wtedy dla nich nie było) lubili spotykać się, by pogadać, powspominać, a także pograć na rozmaitych instrumentach (nawet na grzebieniu), potańczyć, pośpiewać... Marzyli, a jakże!, o polskiej szkole dla swoich dzieci, o własnym polskim Związku, o polskim zespole pieśni i tańca, o własnym lokum, żeby się po cudzych kątach na potańcówkach albo dziecięcych lekcjach tańca i śpiewu, czy języka polskiego nie poniewierać i nie przepłacać za wynajem.

Pierwszy blaszany domek
W połowie lat 60. ubiegłego wieku, gdy w życiu rodzinnym okrzepli, domy pobudowali, dzieci odchowali, skrzyknęli się, wysupłali z kieszeni ile mogli i wspólnie kupili plac ze starym i niewielkim blaszanym domkiem, na którym szybko polską flagę zawiesili. Byli u siebie! W siedzibie Związku Polaków. Tu, za prezesury Aleksandra Chmielewskiego, odbywały się polskie wesela, chrzciny i wszystkie inne spotkania i uroczystości... Wkrótce obok tego domu stanęła szkoła rozbrzmiewająca polską mową, śpiewem i tańcem. A oni dalej marzyli. Zapragnęli budynku nowoczesnego i obszernego, który pomieściłby wszystkich chętnych do wspólnych spotkań i zabawy.


Budowniczowie


Maria i Bernard Brzezińscy

Drugi (i ostatni) prawdziwy Dom
Dziś po tym blaszanym domeczku nie ma nawet śladu. Na tym miejscu wyrósł dom z biurami, barem, kuchnią i wielką salą balową. Pozostała biblioteka z polskim księgozbiorem i szkoła, w której także dzisiaj dzieci uczą się języka polskiego. A wszystko to dzięki rzeszy Polaków – społeczników, którzy ten dom wspólnym wysiłkiem przed laty budowali „ku chwale rodaków, dla naszych dzieci i wnuków”.

Musimy przemyśleć, musimy coś począć,
Nie należy odwlekać, należy rozpocząć,
Choćby dzisiaj, inaczej chęć, entuzjazm uleci,
Najemy się wstydu wobec własnych dzieci...
… pisał śp. Wacław Szymaniak, autor książki „Dom Kopernika. Milczący Ottoway” wydanej staraniem Związku Polaków Ottoway, Dom Mikołaja Kopernika, w 25-lecie istnienia 21 lutego 1998 roku.

W ruch poszły łopaty i kilofy. Pracowali – bywało – od wczesnego rana do późnego wieczora. Każdy z nich coś potrafił: niwelować teren, zbroić fundamenty, murować ściany, wstawiać okna i drzwi, kłaść kable elektryczne, układać dachówki... Między nimi krzątały się żony i narzeczone, które dodawały otuchy, karmiły zupą z wielkiego kotła, przynosiły napoje...

Wala Grant tak te chwile wspomina: – Razem z panią Brzezińską naszych robotników na budowie karmiłyśmy. Cała rodzina Brzezińskich na tej budowie pracowała, a jej mąż Bernard tak się w tej robocie rozpędził, że potem jeszcze chciał budować polski dom starców. Ale, niestety, nie zdążył. Zachorował... Ja sama byłam w tym Domu sprzątaczką, sekretarką...

Antoni Markowski, obecny prezes Domu Mikołaja Kopernika, też pamięta czas sprzed półwiecza:– Byłem w tym czasie w wojsku i dostałem aż cztery tygodnie urlopu. Mój tata, Stanisław, właśnie wybierał się na budowę. Zaprosił mnie „na godzinkę albo dwie”, bym popatrzył sobie jak tam praca wrze. Przybyłem, zobaczyłem... I przez cały urlop rozwoziłem na taczkach cegły.

Ryszard Chaustowski: – miałem wtedy 22 lata. Tańczyłem w zespole Tatry, tam poznałem moją żonę Bernadetę. Tu, w polskiej szkole, uczyliśmy się z Bernadetą języka polskiego. Pamiętam zbiórki pieniędzy na budowę naszego Domu. Całą rodziną kibicowaliśmy temu przedsięwzięciu i dopingowaliśmy ojca, który ten Dom także budował.

(wspomnienie sprzed 15 lat. Ryszard Chaustowski był wówczas prezesem Domu Mikołaja Kopernika).

Była wtedy między Polakami na Ottoway wyjątkowa zgoda. Dość powiedzieć, że gdy funduszy na budowę zabrakło i należało zaciągnąć kredyt bankowy, wielu z nich własnym skromnym majątkiem gwarantowało jego spłacanie.

– Pod nadzorem Krzysia Kudyby i Tadka Kąckiego młotkiem i majzlem wybijałem dziury w murze, by założyć w nich gniazdka elektryczne – wspominał 15 lat temu śp. Stan Ciechanowicz, znakomity, słynny na całą Australię polski biznesmen. – A gdy zabrakło pieniędzy na spłacenie długu, to razem z Edziem Sandersem wyciągnęliśmy z kieszeni po 10 tysięcy dolarów na spłatę długu. A przyszłego papieża to ja osobiście wiozłem moim samochodem do Domu Kopernika...

Wacław Szymaniak:

„Spróbujmy choć niektórych wspomnieć po nazwisku: Gąsiorowski, Kula, Andrecki, Rój, Grodzki, Figurski, Czerniawski, Kudyba, Lewczak, Orłowski, Walkuski, Kowal, Ukleja, Reszczyński, Chojna oraz trzech Rawińskich, Marciniak, Stępień, Grzeskowiak, Mańka, dziesięciu Brzezińskich, Borkowski, Kożuszko, Kapusta, Skvarc, Banasiak, Jaroszewski, Czterech Ucinków, Gąsiorek, Dereń, Paluszek, Chmielewski, Błaszkiewicz, Trawiński, Rzepnicki, Włodarczyk, Zacierowski, Woźniak, Szymanik, Stryczak, Siedlaczek, Rzędowski, Grzeszczak, Barański, Pieniążczak, Karolewski, Trepa, Chaustowski, Mrozek, Fatalski, Wytwer, Klok, Piejko, Ociepa, Krawczyk, Szymaniak, Klimczak, Kołośko, Magiera, Ladziński, Popek, Kaczmarek, Wilhelmi, Bugnar, Humeniuk, Sipa, Muszyński...”

Budowa nabrała tempa, gdy po Adelaide gruchnęła wieść, że do Australii zawita polski ksiądz z Krakowa, kardynał Karol Wojtyła.


27 lutego 1973 roku kardynał Wojtyła przyleciał do Adelajdy z Melbourne, gdzie uczestniczył w 41. Kongresie Eucharystycznym. Dostojnego Gościa witali na lotnisku Polacy zrzeszeni w rozmaitych organizacjach polskich: zespół pieśni i tańca „Tatry”, dzieci z Macierzy Szkolnej, chóry kościelne, wszyscy zgromadzeni wiwatowali, śpiewali pieśni patriotyczne i religijne... Wśród witających były także rodziny budowniczych z Ottoway, którzy zaprosili Dostojnego Gościa do swojego Domu.

Wacław Szymaniak:

(…) Ach gdyby w tym tłumie -
Rozczulenia, czułości, łez zdroi
Ktoś zgadł, ktoś przewidział,
Że to przyszły papież stoi...

Śp. Zenon Sobecki, znany i ceniony społecznik w Adelajdzie, tak zapamiętał swoje spotkanie z kardynałem Wojtyłą: – Podczas uroczystego przyjęcia w Domu Kopernika śpiewaliśmy nie tylko nabożne i patriotyczne pieśni. Przy stole zdarzały się przyśpiewki. Ja chciałem być grzeczny, więc zamiast przyśpiewywać „... a kto z nami nie wypije, niech go piorun trzaśnie”, zmieniłem słowa na: „...niech pod stołem zaśnie”. – Nie oszukiwać! – krzyknął kardynał. Był bardzo miły, wesoły, taki swojski, uśmiechnięty, przy Nim czułem się tak, jakbym znał Go „od zawsze”. Wiele lat później pojechałem z żoną Walą do Rzymu. Byliśmy u Niego na audiencji... Tych chwil nigdy z żoną nie zapomnimy.


– Cała sala była pełna – wspomina Wala Grant, która w tamtych latach uczyła dzieci śpiewu. – Dziewczynki i chłopcy w strojach ludowych, sztandary, wszędzie rozlegały się polskie pieśni. Mój syn, który był bardzo blisko kardynała, nie zapomni pogłaskania w głowę. To fascynujący człowiek, cichy, życzliwy i mądry. Takim Go zapamiętałam. My kobiety, przygotowywałyśmy przyjęcie dla Dostojnego Gościa.

Wacław Szymaniak:

Podano chleb i sól, prezes poczęstował,
Kardynał pobłogosławił, a potem skosztował.
Rozpoczęły się krótkie przemówienia wśród ścisku i wielkiego zwarcia,
Arcybiskup przeciął wstęgę, dokonał otwarcia,
Jeszcze raz przemówił... do sukcesów i pracy zachęcił,
Machał kropidłem na wszystkie strony... tak
Dom otworzył i tak go poświęcił.
(...) Szli ciągle do przodu, jak rzuciłeś okiem
Cała sala trysnęła bajecznym widokiem.
Parkiet swoim lustrzanym błyskiem tak uderzył w oczy,
Że ktokolwiek nań spojrzał olśnił go, zamroczył.
Ściany przystrojone kwiatami dodawały uroku i wielkiej powagi.
Zwisały zawieszone papieskie, australijskie jak i polskie flagi.
(...) Wnet panie z kuchni w stronę Eminencji i gości ruszyły,
Prześcigając się w sztuce kulinarnej. Potrawy dymiły,
Sztywny nastrój złagodniał, spożywano i radzono szczerze.
Słychać było jak brzękały noże, widelce, talerze...
W pół godziny arcybiskup syty, wesół i rozpromieniony,
Dziękując gospodarzom, rzucił okiem w obie strony
I rzekł: a teraz komu wola, proszę – z serca głośno wołam:
Kto może – proszę za mną, pójdźmy do kościoła.
Pomódlmy się, podziękujmy Bogu, dary poskładamy,
A wieczorem tu powrócimy, znowu się spotkamy.
Huknęły długie brawa, goście wszyscy wstali,
i wśród tych braw kardynał, biskupi, księża odjechali...

***

Dom Mikołaja Kopernika przy 112 Grand Junction Road w Athol Park jest jedynym klubem w Australii poświęconym przez przyszłego papieża w lutym 1973 roku.To jedyna taka pamiątka na tym kontynencie.

LIDIA MIKOŁAJEWSKA