Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
20 czerwca 2021
Szlakiem Murphiego, śladami Strzeleckiego (3) Clews Hut
Ernestyna Skurjat-Kozek. Photo Chris Malek, Puls Polonii & SMA Archives

Clews Hut in the 1970s.
Swoistą perełką na terenie puszczy Geehi jest zabytkowa chata Clews Hut. Zabytek jest wprawdzie dosyć nowy, daleko mu jeszcze do stu lat, ale ważne jest to, że był siedzibą legendarnego człowieka i że stoi w historycznym miejscu. To tu w XX wieku budowano elektrownię Snowy Hydro Electric Scheme, określaną wówczas jako najnowszy technologiczny cud świata. Jednym z budowniczych tego cudu był geodeta "Major" Clews pracujący tu w latach 1950-1958. Po przejściu na emeryturę pozostał „w miejscu pracy”, zamieszkał bowiem w zbudowanej przez siebie leśnej chatce. Chatka powstała nieopodal strumienia Back Creek blisko miejsca, gdzie w 1840 roku nocowała ekipa Strzeleckiego.

Clews Hut. A video attachment to the article. Dur 2 min 41 sec.

"Major" Clews, to człowiek, który wrogom Strzeleckiego utarł nosa przedstawiając dowody, że polski podróżnik istotnie stanął na odkrytym przez siebie najwyższym szczycie Australii. Clews urodził się w 1899 roku w Anglii, skąd w 1910 roku wyemigrował do Australii. Początkowo dostał pracę w Fremantle przy wyrębie buszu. Zarabiał 15 szylingów tygodniowo, ale wkrótce mu stawkę podwojono, bo się okazało, że machał siekierą jak mało kto. W 1911 roku formalnie zatrudnił się w Royal Australian Engineers w stopniu sierżanta. Po wybuchu I wojny światowej wraz z kolegami wstąpił do Australian Imperial Force. W czasie wojny walczył na terenie Francji. Do roku 1948 służył w Royal Australian Survey Corps, gdzie zyskał miano legendarnego geodety. Nie udało mu się przejść na emeryturę, bo znakomitego profesjonalistę porwano do pracy w Snowy Hydro.


Clews Hut today


Major Clews at Scammels Lookout

Znał wszystkie zakątki Snowy Mountains. Wraz z załogą mieszkał i pracował w prowizorycznych obozach Guthega, Geehi, Cabramurra, Tumut Pond oraz Indi. Był niejako częścią natury, sroga pogoda go nie przerażała. Mógł spać na kamieniach. Nigdy nie chorował. W ciągu 8 lat nie wziął ani jednego „sicka”. Jak to pięknie o nim napisano w księdze wspomnień: He was never discouraged by the harsh environment and made the seemingly bottomless gorges, wild river torrents and almost impenetrable undergrowth of the Snowy Mountains his home. Był znakomitym piechurem, robił po sto mil tygodniowo. Konno nie jeździł w ogóle, samochodem tylko od czasu do czasu.

Na czym polegała praca surveyora? Przede wszystkim musiał być pionierem, wizjonerem i eksploratorem. Cokolwiek miało powstać, cokolwiek miało być zbudowane, musiało być przez niego najpierw znalezione, zlokalizowane, obmacane, zbadane, naniesione na mapę; teren musiał być wytyczony i oznaczony i tak było w każdym przypadku - czy to budowano zwykłą drogę, czy obóz, czy osiedla, domy, ulice, rurociagi, sieć kanalizacyjną, a w miarę postępu budowy – tamy, turbiny, generatory, mosty, tunele, elektrownie, linie transmisyjne itd. Można sobie wyobrazić, jaką drogę należało zbudować pod gigantyczny Mighty Antar, pojazd o 64 kołach, o udźwigu 120 ton, przystosowany do przewozu transformatorów na bardzo stromej trasie (very steep sidling country, fell 2000 feet in 4 miles).




Taka była natura pracy, że działali w warunkach pionierskich. I tak na przydkład w obozie „Indi” był przez pewnien czas tylko jeden kran z wodą. Biura kreślarzy mieściły się w prymitywnym baraku z oknami z celofanu. Załoga składała się głównie z imigrantów (DP), w tym Polaków, Słoweńców, Litwinów, Łotyszy.. . i Niemców. Wszyscy oni darzyli Clewsa wielkim szacunkiem, choć właściwie był śmiesznym człowieczkiem. Niezbyt wysoki, zawsze w kapeluszu z szerokim rondem, z fajką w zębach, a zęby miał sztuczne; wielu wspominało, że strasznie mu proteza klapała, przez co trudno go było zrozumieć.

Zachowało się wiele anegdot, miedzy innymi ta, jak jechał landroverem na wstecznym biegu.Pewnego dnia szykując brygadę do pracy, Clews zapytał: -A mamy jakiegoś kierowcę na dzisiaj? Akurat nikt nie miał prawa jazdy, zgłosił sie tylko 17-latek Col Dickson rodem z Tumut. No więc Col za kierownicą pojazdu z brezentowym dachem, Clews i Dusan Supremić obok niego, a z tyłu Jozef Tezak, Tony Glavica, Stan Kajpust i Albert Kalvis. Ruszyli pod górkę, stromym szlakiem dla buldożerów. Coś się stało, że Colowi wyskoczył bieg, wskutek czego przeciążony pojazd zaczął coraz szybciej jechac do tyłu at some ever increasing speed.Natrafił na kępę eukaliptusów small gum trees, po czym walnął w duże drzewo i się przewrócił. Można sobie wyobrazić, jak w powietrzu fruwały świeżo zaostrzone siekiery – beztrosko umieszczone na podłodze landrovera. Na szczęście nic się nikomu nie stało. The Major and his pipe finished upside down but unhurt.




The view on other rooms

Clews słynął z tego, że nie wszystkie przepisy przestrzegał. Na przykład nie interesowało go, ile osób wciśnie się do dżipa, ważne było, żeby dojechać do celu. Pewnego razu w jego grupie znalazł się młody, nowo zatrudniony inżynier, który uparł się, że zgodnie z przepisami z przodu mogą siedzieć tylko dwie osoby. Doszło do ostrej wymiany zdań. Inżynier zapewne nie wiedział, że pod niechlujnym roboczym ubiorem „majora” kryje się dostojny, zasłużony gość, emerytowany pułkownik armii australijskiej.

Chatka Clewsa. Wideo dodatek do artykułu

Clews wsciekł się na gołowąsa, wysiadł z pojazdu i poszedł sobie w siną dal. Wrócił do swego obozu, tam nadal wściekły, złożył rezygnację i pojechał do domu. To znaczy do prawdziwego domu, do rodziny (mieszkali wtedy w Bell w Blue Mountains). Bert Eggeling, przyjaciel Clewsa, Chief Snowy Surveyor ruszył na poszukiwanie zbiega, co mu zajęło 4 dni. Interweniował też w dyrekcji, która zgodziła się wyrzucić wymówienie do kosza, a młodego inżyniera uczulić, aby w przyszłości w sprawach przepisów reagował trochę mniej dogmatycznie (to be a less dogmatic in their enforcement of regulations). Oczywiście, Clews wrócił do pracy. Tak narodziła się kolejna legenda ... i poszła w świat.

A oto zimowa opowieść z czerwca 1952 roku, opisana przez Clewsa i zatytułowana Snow Fell on the Southern Alps. Ile czasu zajmie jazda 10 mil na trasie, gdzie przez creeki trzeba przeprawić się aż 20 razy? Teoretycznie taką podróż powinno się zrobić w półtorej godziny. Jadąc Landroverem z przyczepą utknęli na błotnistej drodze. Musieli odwiązać przyczepę i liną wciągnąć ją na górę.Po siedmiogodzinnej podróży dotarli do obozu. Chata mokra. Kominek mokry. Drewno mokre, a w ogóle mało go. Jesteśmy przemoczeni, umazani błotem, cholernie głodni. Kierowca zostawił nam przyczepę, a sam odjechał. Czajnik jakoś nie może się zagotować. Rozbijamy dwa namioty. Herb wreszcie uruchomił piecyk i przygotował ciepłą kolację. O 8 wieczorem jesteśmy już w łóżkach.

Następnego dnia jadą do starego obozu „Tumut 1”, aby doręczyć listy i wypłacić ludziom pobory. Ale w dzień później są uziemieni. Na ziemi leży 20 cm śniegu. Miło jest patrzeć przez okienko ciepłej komnaty, jak pada śnieżek. Co innego doświadczyć śnieżnej zamieci siedząc w chacie bez okna. W południe wszedł do chaty nasz kolega w 10-centymetrowej czapie śniegu na gołej głowie. – Na litość boską, chłopie, nie zimno ci w głowę? Wyłaź na dwór i strzepnij ten śnieg!- powiedział Herb.


Indi Camp in 1955. See the tap?


John Murphy signing Memorial Book

O 4 po południu – wspomina Clews - strząsnęlismy ze ścian namiotu 18 cm śniegu. W nocy maszt się załamał pod naporem sniegu i zostałem bezdomny. Krzyknąłem, aby Herb wydostał mnie z tego bałaganu. Cisza. Po chwili odkrzyknął: -Mój namiot jest OK, możesz spać u mnie. Nad ranem i ten namiot się zawalił. Musieliśmy przenieść się do chatki. Ale tu czekała na nas niespodzianka. Udało nam się napalić w kominku, ale z powodu ciepła śnieg obsunął się z dachu i runął nam na łeb w momencie, gdy wychodzilismy na zewnątrz. Co za szok. Prawie pół metra śniegu na barach.

Największym problelem były przeprawy przez rzeki i strumienie, zwykle kręte, rwące, zdradzieckie. W owych dziewiczych lasach nie było jeszcze mostów. Ludzie Clewsa budowali wiszące mosty, swinging bridges, ale zdradziecki nurt oraz powodzie szybko je zrywały. Wymyślono więc swoisty prom w postaci pontonu z linami zacumowanymi po obu brzegach. Do pontonu wsiadał robotnik na przykład ze sprzętem i materiałami, a koledzy dyżurujący po obu stronach rzeki przeciągali linę wraz z pontonem i zawartoscia na tę lub tamtą stronę.

Zdarzyło się kiedyś, że przeprawiającemu się pontonem „majorowi” Clewsowi zerwało i zatopiło słynny kapelusz, a jego samego zepchnęło do wody, co gorsza lina okręciła mu się dookoła szyi i wyciąganie go – czyli ratowanie - groziło uduszeniem. O tej dramatycznej kąpieli opowiadano potem żartobliwie, że Clews miał okazję „dokładniej zbadać dno rzeki” (closer survey of the bed of Clear Creek). Uratowali go, ale musieli się nasłuchać siarczystych przekleństw. Wkurzony Clews zamknął się w namiocie, zapowiadając, że nie wróci do pracy, dopóki nie dostanie przydziału na nowy kapelusz. Przydziału nie dostał. Zatem poprosił kogoś o "lifta" do Cooma, gdzie wsiadł do pociagu i pojechał do domu. Alarm się podniósł na wieść, że Clews kupił bilet w jedną stronę. Podobno wysłano mu telegram treści: Hoping you enjoy your overdue leave. We have a new hat for you.

Nie wiemy, jak Clews spędzał urlopy i dni wolne od pracy (mieli dwa dni wolnego po 12 dniach pracy non stop). Niechętnie jeździł do miasta i tylko raz w roku pozwalał się zawieźć do Sydney na uroczystości Anzac Day. Grupa przyjaciół na czele z Carlem Aggio przyjeżdżała do Khancoban po Clewsa, aby tradycyjnie stanął na czele parady Royal Australian Survey Corps.

Z anagdotek może to nie wynika, ale Clews był pracoholikiem, był pełen energii i entuzjazmu, wypoczynek go nie bawił, no chyba, że była to 5 po południu, czas na naparstek rumu. Pił wyłącznie jamajski Lowndes Rum, który nabywano w Corryong. Ale zapasy się skończyły i trzeba było się zdecydować na Bacardi albo Morgan. Clews kręcił nosem. Wtedy ktoś wypatrzył Lowndes w Newcastle i mądrze zarządził dostawę zapasów do Bandiana Army Camp w Wodonga, a stamtąd helikopterem w Góry Śnieżne, do obozu „Indi”. Clews miał zasadę: nigdy nie wypił więcej niż trzy porcje rumu. Nikt nigdy nie widział go pijanym.

Czasami znikał na 2 dni, wtedy wiadomo było, że robi rekonesans, albo „ma coś ważnego do przemyślenia”. Zabierał ze sobą standartowy survival kit, oraz słoik masła, suchy chleb, kawał sera, fajkę, tytoń i zapałki. Pewnego letniego dnia 1954 roku razu zniknął na dłużej. Podobno planował dojść do źródeł Back Creek, wspiąć się na Scammels Spur, okrążyć Geehi Walls i wrócić do obozu. Na to powinny wystarczyć dwa dni. Ale Clews nie wrócił nawet dnia trzeciego. W obozie zapanowała panika. Coraz to wysyłano nowe ekipy poszukiwawcze. Radio non stop nadawało komunikaty. Nawet sam Komisarz był zaniepokojony.Teraz już prawie wszyscy ruszyli na poszukiwanie. W obozie została tylko garstka dyżurnych. Atmosfera była iście żałobna. Ludzie zebrali się w namiocie Clewsa, byli zmartwieni i spłakani. Ale oto doznali pocieszenia, gdy znaleźli skrzynkę rumu. Czule wspominali Clewsa, opowiadając sobie liczne anegdotki. Stypa trwała. Oto nagle czwartego dnia w południe do namiotu wparował "Major" Clews. Jaką puścił wiązankę na widok żałobników i pustych butelek, tego już legenda nie precyzuje. Naocznych świadków było tak mało...i nie śmieli opowiadać.


Major Clews being visited by Jozef Tezak and his daughters in 1975


The other sort of vistors

W 1958 roku, w wieku 67 lat Clews przeszedł wreszcie na emeryturę, ale pozostał w Snowy Mountains. W zabytkowym domku przemieszkał 20 lat. Gospodarował na 16 hektarach, zakładał szklarnie, sadził egzotyczne drzewa, hodował róże, pelargonie, dalie, przez pewien czas karmił kangury, ale tak się rozbisurmaniły, że musiał zbudować solidny płot, aby się od nich odizolować. I tylko ptaki nadal miały dostęp do jego domu...niejedna łyżka została w dziobie wyniesiona do buszu. Clewsa odwiedzali koledzy z pracy (z rodzinami), krewni i znajomi. Autorzy wspomnień podkreślają, że Clews wcale nie był pustelnikiem! Był samotnikiem, ale uwielbiał towarzystwo! Nie nudził się. Czytał gazety, dużo pisał. No i dużo czasu schodziło na rąbaniu drewna, wszak kominek połykał wielkie ilości opału...

Kiedy „Majora” Clewsa dopadł artretyzm kolan, musiał pożegnać się ze swym leśnym królestwem. Przez pewnien czas mieszkał w karawanie na terenie Khancoban, a gdy sytuacja się pogorszyła, syn Harold zabrał go do Melbourne. Tam zmarł 22 sierpnia 1980 roku. W miesiąc później obok opustoszałej chatki pojawili się jego przyjaciele, którzy w zimny, wietrzny dzień rozsypali jego prochy ponad leśną rezydencją. W rok później odsłonięto tablicę na małym obelisku in memory of a colorful, legendary and remarkable military surveyor who helped shape contemporary Australia. Kawałek dalej płynie Back Creek, nadal szemrząc nam współczesnym, tak jak ongiś szemrał Clewsowi, a jeszcze wcześniej Strzeleckiemu...

Ernestyna Skurjat-Kozek


Back Creek

Source: The Major by Noel R. Gough,2004