Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
14 czerwca 2021
Szlakiem Murphiego, śladami Strzeleckiego (2) Geehi Walls
Ernestyna Skurjat-Kozek. Foto Krzysztof Małek & Puls Polonii

Wydawało mi się, że twierdza Geehi Walls jest nie do zdobycia. To niezwykłe miejsce: groźna krawędź stanowiąca największy w Australii uskok skalny. I to tam chcą zawlec zdezelowaną Ernestynę?! Właśnie John Murphy, historyk z Corryong i znawca okolicy zaprasza nas na wyprawę tym tribal path starożytnym szlakiem. Andrzej, Krzysiek i ja jesteśmy podekscytowani, bo pojedziemy śladami Strzeleckiego. Jego ekipa szła tędy na Kościuszkę w marcu 1840 roku. Po około 3 milach marszu musieli z górskiej serpentyny opuścić się stromo w dolinę Bogong Creek. Pokonać całe 300 metrów, prawie pionowo w dół, z tornistrem pełnym przyrządów - tu potrzebna była niezwykła krzepa. Strzelecki, Macarthur i dwaj Aborygeni, Jackey i Charlie opuszczali się w dół – jak to opisuje Macarthur – „trzymając się krzaczków i giętkich drzewek”.

Ten kawałek trasy pokonywali juz bez koni. Zostawili je wcześniej pod opieką Rileya na upatrzonej polanie. No cóż, nie nauczysz konia chodzić po drabinie...Zaznaczmy, że Strzelecki nie był pionierem na tej trasie. Geehi Walls Trail to pradawny szlak, którym tubylcy co roku dreptali na alpejskie szczyty, bo tam w skalnych rozpadlinach mieszkały pożywne ćmy zwane bogongami.

John przedstawia plan naszej wyprawy. Mamy pojechać 30 km asfaltówką Alpine Way aż na Geehi Flats, tam obejrzeć Nankervis Hut, ale przede wszystkim miejsce, gdzie ekipa Strzeleckiego weszła na Hannels Spur. Hannels Spur to swoista „przepustka” na Górę Kościuszki. Otóż z Geehi Flats trzeba przeprawić się przez rwącą rzekę Swampy Plain (dopływ rzeki Murray). Dopiero z tej drugiej strony jest wejscie na górski grzbiet, który wynosi podróżnika na wysokośc 1800 metrów. Potem już pozostaje "zwykła" wspinaczka na najwyższe szczyty.

Taki był nasz plan, ale Pan Bóg wymyślił nam inną trasę. Otóż z Alpine Way skręcilismy na M2Power Station Rd i dalej na Waterfall Farm Rd,aby obejrzeć stacje transformatorów oraz białe rurociągi systemu Snowy Hydro. Filmujemy. Półtora kilometra dalej John zatrzymuje się w polu obok jakiejś bramy.


Fragmenty elektrowni w Khancoban


Wspaniała brama - na skróty przez cudze pole!


Tom, we are so grateful to you!


-Za czasów Strzeleckiego nie było tej bramy – opowiada. -Jego ekipa weszła w tym właśnie miejscu na aborygeński trakt który obecnie nazywa się Geehi Walls Trail.Niedawno, jakieś dwa tygodnie temu przerabiałem tę trasę ze znajomymi. Brama była zamknieta na kłódkę, więc przeszliśmy przez płot i pieszo doszlismy na Geehi Walls. Strasznie sie zmordowaliśmy. Uwierzcie mi, do dzisiaj nogi wypadają mi z tyłka...

W tym momencie zapiszczały opony i zatrzymał się koło nas truck, z którego wysiadł wysoki pan, jak się okazało, właściciel tego pola. Tom (tak miał na imię) zapytał, czy chcemy wjechać na Geehi Walls Trail? No pewnie, to by się nam trasa skróciła o 30 kilometrów! Nawet nie zdążyliśmy wykrzyknąć, ani nawet pomyśleć „Sezamie otwórz się! a tu Tom informuje, że własnie tydzień temu postanowił zdjąć kłódkę.. – Proszę bardzo, możecie jechać, brama otwarta. Dodam, że droga jest w dobrym stanie, bo ją niedawno wyrychtowali po tych katastrofalnych pożarach, wygładzili nawierzchnię, utwardzili brzegi.Good luck!

Spotkanie z Tomem - tego dnia i w tym miejscu - zaliczam do kategorii cudu. Miałam podwójne szczęście, bo nie tylko Sezam nam się otworzył, ale i pogoda sprawiła, że szlak był tego dnia dostępny. A nie zawsze tak bywa. Na przykład dzisiaj, kiedy piszę te słowa (13 czerwca) znajduję na internecie komunikat, że nasz szlak oraz tereny kampingowe na Geehi Flats zostały zamknięte z powodu storm damage, bo trasę zablokowały obalone drzewa.

Ale dzisiaj, 21 kwietnia szczęście nam dopisuje. Uczynny Tom osobiście otwiera bramę i życzy nam powodzenia. Zardziewiała brama zachwycająco skrzeczy, a my rozanieleni wjeżdżamy do środka i widzimy, że za pasem prywatnej ziemi pojawia się tablica Geehi Wall Trail. To tu zaczyna się teren Kosciuszko National Park.


Back Creek, taki sobie potoczek


Tu mógł być obóz Rileya - Black Creek Camp


Chatka Puchatka, ktoremu na imię Clews


Po około 5 kilometrach drogi zatrzymujemy się, bo oto mamy pierwszą atrakcję, dość płytki strumień Back Creek. Dokładnie tędy szedł Strzelecki, choć w jego czasach strumień miał inną nazwę: Black Creek. Uuups! Z przeciwka jadą dwa samochody. Trasa jest wąska, ci z przeciwka uprzejmie się cofają, aby nas przepuscić. W kłębach rudego kurzu dojeżdżamy do dużej polany po prawej stronie drogi. To prawdopodobnie tutaj znajdował się Black Creek Camp, czyli obozowisko, w którym James Riley został na kilka dni z końmi i bagażami, podczas gdy Strzelecki z Macarturem i dwoma aborygeńskimi przewodnikami ruszył w Australijskie Alpy z podręcznym tylko bagażem.

Tu nasz szlak się rozwidla i po lewej mamy Major Clews Trail.Tu w ogrodowej scenerii egzotycznych drzew stoi zabytkowa gliniana chatka, Clews Hut. „Major” Clews to bardzo kolorowa, legendarna postać, napiszę o nim wkrótce obszerniej, dzisiaj tylko wyjaśnię, że w latach 1950-1958 Clews pracował w Snowy Hydro jako naczelny geodeta.Tak jak wszyscy robotnicy, mieszkał w obozie, ale w wolnych chwilach budował sobie domek w leśniej głuszy. Tu spędzał weekendy, a po przejściu na emeruturę zamieszkał tu na stałe (podobno nawet na ślub syna do miasta nie pojechał). Łazikował po puszczy, hodował kwiaty, a popijając whisky czytał, studiował, pisał artykuły, również o Strzeleckim i Górze Kościuszki. Przed domkiem stoi cairns, pomniczek informujący m.in. że tu rozsypano prochy Clews'a.

Zwiedzamy schludny domek i wpisujemy się do księgi pamiątkowej. Wpisują się również dwaj panowie, z którymi mielismy „mijankę”. Okazuje się, że ci dwaj panowie to przyjaciele. Dlaczego więc podróżują dwoma samochodami? Wyjaśniają, że panuje zasada, aby na wszelki wypadek jeździć w dwa samochody, bo oto co może się wydarzyć, kiedy samochód zawiesi się na garbatej jak tarka drodze: i ani w przód, ani w tył. Komórki nie mają tu zasięgu. Tak więc ten drugi drugi samochod ma za zadanie jechać w świat,aby sprowadzić pomoc.

Jedziemy dalej. John dużo i chętnie opowiada nam o Clewsie. Jego tata kolegował się z Clewsem, razem działali w RSL. Tata tędy często jeździł do Tom Groggin jako dostawca sprzętu agrotechnicznego. Czasem podróżował z rodziną. Po drodze łowił pstragi, chłopcy pluskali się w Bogong Creek, a mama cierpliwie robiła na drutach, potem piekli ryby. O szczęśliwym powrocie zawsze powiadamiali Clewsa, który czuł się gospodarzem tego terenu i dbał o bezpieczeństwo bliźnich.




Tędy pełzał Strzelecki?


Nareszcie wychynęliśmy z zielonego tunelu - oto widok na szczyty


Książka, którą dostałam w prezencie od córki Autorki

Jedziemy dalej. Droga jest wąska, bardzo kręta, po lewej widok w zieloną przepaść, strach pomyśleć, co by to było, gdyby nasz samochód się stoczył. Próbuję sobie wyobrazić, jak tędy podróżowała – koniem, samochodem i na nartach -słynna pisarka Elyne Mitchel, autorka dziecięcych bestsellerów „Silver Brumby”. Właśnie dzień wcześniej dostałam w prezencie od jej córki książkę popularno-naukową pt. Discoverers of Snowy Mountains. Zdołałam już przeczytać rozdział pt. Skiing in the footsteps of Strzelecki. Autorka opisuje tu podróż Strzeleckiego oraz swoje i cudze wyprawy jego śladami. W pierwszą wyprawę narciarską śladami Strzeleckiego wybrała się Elyne ze swym dopiero co poślubionym mężem (Tomem Mitchellem, właścicielem wielkiej farmy Towong Hill Station) w czerwcu 1936 roku – prawie sto lat po Strzeleckim. Piękne, poetyckie opisy zacytujemy może innnym razem.

Na tej trasie Elyne pojawiała się wielokrotnie w ciągu swego długiego życia. Któregoś roku – opisuje Elyne – jechali końmi - chyba już po Hannels Spur - ale kiedy konie zaczęły grzęznąć w śniegu, zsiedli, aby założyć narty i plecaki i dalej ruszyć pieszo. Tu pożegnali Scamella, który miał odprowadzić konie na Geehi. Elyne wspomina też o wyprawie geologa E.A. Kitsona, który w marcu 1904 roku dwukrotnie pokonał trasę z Geehi na Mt Townsend. Wydaje się, że Elyne czytała wspomnienia Kitona, który spekulował, że Geehi Wall to była stromizna „850 feet na odległości 350 jardów”. Wspomina też o przygodach, jakie jego klacz miała niedaleko Kosciuszki, na Wilkinson Valley – tam zastała ich okropna burza śniegowa. Klacz biedulka – (ze spętanymi kończynami – żeby nie uciekła) – przeżyła lodowe piekło: całą jej grzywe i ogon oblepiły miliony sopelków, biedne zwierzę okropnie trzęsło się z zimna.

Elyne musiała tą wariacką, niebezpiecznę trasą jeździć wielokrotnie. Na wspomnienie o tym, jak Strzelecki z Macarthurem opuszczali się w przepaść, opowiada o własnych przygód bodaj z lat 40tych. Otóż w okolicach Devil’s Grip Gorge (niedaleko Geehi Walls Tops) jej obarczony bagażami koń (pack horse) potknął się, upadł i stoczył „half way down”. Elyne musiała zejść w dół, aby go uratować. Koń wprawdzie nie był ranny, ale w jego oczach malowało się przerażenie oraz protest. Po deszczach trasa ta stawała się śliska jak szkło. Jej ostatni odcinek prowadził wąwozem porośniętym gigantycznymi paprociami (jak to ocenia John) wysokości 7 metrów. Elyne określała te trasę jako green gloom tunnel. Ma ona też wspomnienia z czasów, kiedy Snowy Hydro zamieniła tribal track w „normalną drogę.” Jeździła tędy landroverem, holując inne pojazdy z ogromnymi ładunkami, co metaforycznie określała jako „half a house”. Przyznaje, że jadąc serpentynami i krawedzią Devil’s Grip Gorge miała duszę na ramieniu - pomagały jej tylko modlitwa i nadzieja.


Widok na rzekę Swampy Plain z mostu


Na szczęście nie jest ślisko


Widok ze Scammels Lookout


Za czasów budowy Snowy Hydro było tu lotnisko, dziś tylko kangury tu latają

Teraz i my jestesmy w poblizu Devil’s Grip Gorge. Z najwyższego punktu Geehi Walls rozciąga się nadzwyczajny widok na gołe szczyty Snowy Mountains. Stąd własnie Strzelecki zobaczył – jak na dłoni – całą trasę przez Hannels Spur na Abbots Range i Mt Townsend. Jak pisze Elyne, Clews skomentował to nastepująco: na dobrą sprawę już od tego momentu przewodnicy aborygeńscy nie byli Strzeleckiemu potrzebni.

Jako się rzekło, z najwyższego punktu Geehi Walls ludzie Strzeleckiego „zjechali” w dół, do koryta Bogong Creek nieopodal jego połączenia się z Walls Creek. Tak to właśnie szczegółowo opisuje Clews na podstawie niezbyt precyzyjnych opisów Macarthura. Rzecz jasna, z samych notatek Macarthura niewiele byśmy zrozumieli, dopiero Clews z fenomenalną znajomością tych terenów mógł nam bardzo plastycznie przedstawić ekspedycję Strzeleckiego.

Dalej Clews przypomina, że będąc na dnie wąwozu, ludzie Strzeleckiego przeprawili się przez Bogong Creek, po czym znowu musieli się wspiąć na górkę ( ale to tylko 300 feet), z której łagodna skarpa doprowadziła ich na równinę Geehi Flats, czyli wielkie polany, gdzie dziś hasają stada kangurów, gdzie za czasów Snowy Hydro znajdowało się lotnisko, a jeszcze wcześniej pola lucerny i farma Nankervisa. Dopiero tutaj Strzelecki ostatecznie przeprawił się przez rzekę – naszym zdaniem była to Swampy Plain, a zdaniem Clewsa Geehi River (nazwy dopływów Murray River zmieniały się wielokrotnie, często je mylono!). Strzelecki przeprawił sie przez rzekę w miejscu, gdzie dziś stoi Dr Forbes Hut, którą Clews po swojemu określa jako present day Stony Rises Hut. Pewnie o tę samą hut chodzi, bo innej tam nie ma.Tak więc ekipa Strzeleckiego wylądowała po stronie górskiego grzbietu Hennels Spur, który wynosi wędrowca na wyskokość 1800 m. Po drodze mieli ostre zarośla, nocowali prawdopodobnie na polance Moira’s Flat z płynącym tam strumykiem, po czym pokonując 4 km doszli do Byatts Camp...i dalej na Mt Townsend.

Nam się wprawdzie objuczony koń nie obsunął w przepaść, ale ostro hamując poczuliśmy okropny swąd. Tu i owdzie jakiś garbek podrzucał nas w górę, na szczęście nie rzucał samochodem w poprzek drogi. Minąwszy Bogong Creek zatrzymalismy się na Geehi Flats, aby pokarmić znudzone kangury. Obejrzeliśmy zabytkową chatkę Geehi Hut zbudowaną przez Kena Nankervisa w 1952 roku, zastanawiając się, gdzie by tu można postawić pamiątkową lub informacyjną tablicę Strzeleckiego - bo naszym zdaniem to się turystom należy! Chata jest śliczna, a jej urok polega na tym, że została zbudowana z okrąglutkich kamieni rzecznych.

Zatrzymalismy sie na moście na Swampy Plain River; byliśmy tu przed laty, kiedy amerykanskich alpinistów wyprowadzaliśmy na trasę Strzeleckiego. Przeprawili się dzielnie przez głazy i kipiel Swampy Plain na drugi brzeg, skąd przez krzaki jeżyn, już na Hannel Spur ruszyli dalej przez Moira’s Flat na Kościuszkę... a wszystko to filmowała nasza ekipa.

Wracając do H.P.G. Clews’a.Elyn Mitchell w swojej książce podkreśla, jak ważana rolę „Major” Clews odegrał w badaniach nad Strzeleckim. Wprawdzie to James Macarthur był autentycznie świadkiem tego, jak Strzelecki ze szczytu Mt Townsend poszedł na ten najwyższy - Mt Kosciuszko. Ale relacja Macarthura z wyprawy na Mt Kosciuszko przeleżała w rodzinnym archiwum przez sto lat. Potem dopiero jego syn Leslie (czy wnuk) postanowił upublicznić kilka kartek manuskryptu. Wiadomość o tym, że Strzelecki wszedł na Mt Kościuszko nie miała takiej siły przebicia, jak twiedzenia wrogów, że Strzelecki w ogóle nie odkrył Góry Kościuszki i bynajmniej nie postawił na niej nogi. Trzeba było kogoś takiego jak Clews, kto przez ponad 20 lat eksplorował różne zakątki Gór Śnieżnych, a historię lokalnych odkryć miał w małym paluszku, żeby nareszcie przekonac świat, jaka była prawda.. Świat zauważył jego słynny artykuł Strzelecki’s Ascent of Mount Kosciuszko dopiero w 1970 roku, kiedy opublikował go nasz rodak Lech Paszkowski. Wtedy też na artykuł Clews’a natknęła się Elyne Mitchel; swoimi wrażeniami podzieliła się w książce wydanej w 1985 roku, tak więc wieści o tym, że Strzelecki naprawdę odkrył i nazwał Mt Kosciuszko zaczęły rozchodzić się na masową skalę dopiero 36 lat temu. Jasna stała się też kwestia widoku – niby z Góry Kościuszki – który Strzelecki opisał w swym dziele Physical Description. To co Strzelecki opisał jako widok z Mt Kościuszko był de facto widokiem z Mount Townsend. Clews tak to skomentował: Strzeleckiemu najwyraźniej widok z obu gór zlał się w jedno, ale po tylu latach, tylu krajobrazach i podróżach to się mogło mu przydarzyć.

Na antycznym szlaku aborygeńskim wiele się zmieniło. Dzisiaj mamy tu nie tylko asfaltówkę Alpine Way, ale też i wielką tamę Geehi Dam. Ta niesamowita budowla ma 91 metrów wysokości (trzykrotnie wyższa od Kopca Koścuszki!) i 265 metrów długości, a jej pojemność wynosi 21 tysięcy magelitrów wody.Jeszcze krótki wypad na Skammel’s Lookout, gdzie filmujemy bajeczną panoramę gołych szczytów - czyli dach Australii. I tak dzień dobiega końca, czeka nas jeszcze kolacja w lokalnej knajpie w Khancoban, gdzie przepyszne jadło podają na talerzach wielkich jak miednica. A wieczorem, jak zwykle oglądanie „urobku” w postaci zdjęć i filmów. Jeszcze pół godzinki na lekturę książki Elyne o zdobywcach Gór Śnieżnych i można błogo zasnąć na podgrzewanym łóżeczku, marząc o jutrzejszych wyprawach oraz zwiedzaniu słynnego Corryong Museum.

ERNESTYNA SKURJAT-KOZEK

CDN