Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
8 czerwca 2021
Strzelecki w Sydney - hotelowa afera
Ernestyna Skurjat-Kozek


Kiedy po 36 miesiącach badań w Tasmanii P.E. Strzelecki powrócił do Sydney, okazało się, że jest bezdomny.Gdy parowiec Sea Horse przybył do Sydney w dniu 2 października 1842 roku, Strzelecki pojechał do ekskluzywnego Australian Club na rogu ulic Bent i O’Connel, gdzie poprzednio miał swoją bazę. A tu niespodziewanie odprawiono go z kwitkiem. Co robić? Trzej najbliżsi przyjaciele, Stuart Donaldson, kapitan Phillip Parker King i James Macarthur już nie mieszkali w Sydney. Strzelecki musiał wrócić na statek, gdzie przesiedział trzy dni, co odnotował w liście do swej ukochanej Adyny Turno.

Trudno zgadnąć, kto i z jakiego powodu odmówił Strzeleckiemu przyznania (czy odnowienia) członkostwa honorowego w Klubie, co oczywiście było warunkiem uzyskania kwatery. Ostatecznie dostał pokój, ale to dopiero po interwencji samego prezesa Australian Club. O całej tej hotelowej aferze dowiadujemy się z listu W.S. Maclaeya do P.P. Kinga. Jest to list napisany 23 października 1842 roku, a więc w kilka tygodni po aferze (cytowany w książce Lecha Paszkowskiego o Strzeleckim). Pragnę zwrócić uwagę, że w roku 1997, kiedy Lech Paszkowski opublikował swoje dzieło, jego wiedza o różnych szczegółach epoki mogła być była niepełna. O wiele szerszą perspektywę mamy obecnie (na etapie przygotowania polskiego tłumaczenia do druku w Polsce), bo oto w ciągu ostatnich kilku lat udało nam się znaleźć w internecie multum archiwalnych materiałów oraz dodatkowych informacji.


Elizabeth Bay widok obecny

Przytoczę tu fragment listu, póki co bez komentarzy. Autor listu W.S. Macleay pisze:

Drogi Kingu, mój ojciec pokazał mi list od Ciebie, który wydaje się częściowo skierowany do mnie. Zasmuciłem się, gdy dowiedziałem się, iż uważasz, że masz uzasadnione powody, by skarżyć się na moje zachowanie. Przede wszystkim skarżysz się, że Hrabia Streleski po powrocie z Ziemi Van Diemena [Tasmanii] nie powinien zostać honorowym członkiem Klubu, a po drugie, że nie powinien był korzystać w Sydney z prywatnej gościnności i opieki, do której jak dobrze wiesz, ma prawo.

Z pierwszą z tych skarg nie mam nic do czynienia, ponieważ nie jestem członkiem „Australian Club”, ale jako zwykły członek muszę powiedzieć, że rekomendacja P.P. Kinga powinna być wystarczającą gwarancją przyjęcia każdej nowej osoby i faktycznie mógłbym wytłumaczyć niezaproszenie Hrabiego do przyjęcia członkostwa jedynie jako przypadkowe przeoczenie. Ojciec powiedział mi, że zaraz po tym, jak otrzymał Twój list, zamówił powóz i udał się do Klubu, aby wyjaśnić tę sprawę. Jeśli zaś chodzi o drugą skargę , być może byłaby ona usprawiedliwiona, gdybyśmy wszyscy znali Hrabiego tak dobrze jak Ty. Ale dopóki otacza go nawet najmniejsza aura tajemnicy, nie możesz się dziwić, że w Sydney mówi się, że pozostajecie w pewnej zażyłości.

Co to wszystko ma znaczyć? Po pierwsze, że P.P. King ma pretensje do W.S. Macleaya, że ten narozrabiał. Ale nie wyjaśniono, o co poszło. Ze sposobu, w jaki list napisano, wynika, że jest ktoś, kto uważa, że Strzelecki nie powinien dostać ani zakwaterowania w Australian Club, ani w kwaterze prywatnej.Z kolejnych, dalszych partii długiego listu wynika, że to W.S. Macleay jest Strzeleckiemu nieprzychylny, m.in. dlatego, że Hrabia jest postacią tajemniczą, a więc podejrzaną. Tu Macleay przeciwstawia bardzo „tansparentną” postać hrabiego Lucjana Platera, mającego dokumenty potwierdzające, że jest prawdziwym hrabią, prawdziwym Polakiem, prawdziwym polskim szlachcicem, prawdziwym wygnańcem po przegranym Powstaniu Listopadowym. Można więc zrozumieć, że pewne kręgi w Sydney są nieufne wobec Strzeleckiego.

Ale czym wytłumaczyć pojawienie się w cytowanym liście „gejowskiej bomby”? Jeszcze raz powtórzmy to zdanie. Ale dopóki otacza go nawet najmniejsza aura tajemnicy, nie możesz się dziwić, że w Sydney mówi się, że pozostajecie w pewnej zażyłości. Na litość boską! Strzelecki z kapitanem Kingiem w podejrzanej zażyłości?!


Kapitan Phillip Parker King

Tak jest w tłumaczeniu. Zajrzyjmy więc do oryginału: But as long as any the slightest mystery hangs about him you cannot I think be surprised at the little inclination which you say there is in Sydney to be on any terms of private intimacy with him.

Po długich konsultacjach jeszcze w marcu, kiedy ocenialiśmy dokonane w Polsce tłumaczenie, a teraz ponownie w czerwcu na etapie ostatecznej korekty książki dochodzę do wniosku, że trudno jest mieć pretensje do tłumacza, który nie zna realiów australijskich i który boryka się ze skrótami myślowymi niejakiego Macleaya i który ma obowiązek dokładnie tłumaczyć tekst, nawet jeśli ten tekst nie ma sensu, albo – gorzej - nadać mu inny (np. gejowski) sens. Niejeden tłumacz szarpie się z niechlujnym, nielogicznym tekstem oryginału, gdzie sprawę komplikują skróty myślowe, których tłumacz nie zna, bo znać nie może.

I tu pytanie, jak daleko można odejść od oryginału, aby klarownie wytłumaczyć, o co chodzi. Pokłóciliśmy się w naszym eksperckim gronie o ten list Macleaya, w końcu zgodziliśmy się, że trzeba cały epizod prawidłowo zrozumieć, przywrócić jego wewnetrzną logikę, a nastepnie odskakując od oryginału zrobić swoją wersję, aby dać klarowne tłumaczenie. Mając to wszystko na względzie zdecydowaliśmy się na następującą wersję tłumaczenia:

Przede wszystkim zarzucasz mi, że uważam, że Hrabia Streleski po powrocie z Ziemi Van Diemena nie powinien zostać honorowym członkiem Klubu i po drugie, że twierdzę, że nie powinien korzystać w Sydney z prywatnej gościnności i opieki, do której jak dobrze wiesz, ma prawo. Pierwszy zarzut mnie nie dotyczny, ponieważ nie jestem członkiem Zarządu Australian Club. Jako szeregowy członek muszę powiedzieć, że rekomendacja P.P. Kinga powinna być wystarczającą gwarancją przyjęcia każdej nowej osoby i faktycznie niezaproszenie Hrabiego potraktowałbym po prostu jako przypadkowe przeoczenie. Ojciec powiedział mi, że zaraz po tym, jak otrzymał Twój list, zamówił powóz i udał się do Klubu, aby wyjaśnić tę sprawę.

Jeśli chodzi o drugi zarzut, to pewnie by go nie było, gdybyśmy wszyscy znali Hrabiego tak dobrze jak Ty. Ale dopóki osłania się on nawet najmniejszym rąbkiem tajemnicy, dopóty nie można się dziwić, że w Sydney – jak mówisz – panuje tendencja, by nie pozostawać z hrabią w zbytniej zażyłości.

A więc podsumujmy: sprawa zażyłości występuje w konteście sydnejskiej nieufności wobec tajemniczego faceta i bynajmniej nie ma podtekstu erotycznego.

DRAMATIS PERSONAE. Może nadszedł teraz czas, aby wyjaśnić, kim są P.P. King oraz Macleay Junior i jego ojciec Macleay Senior.

O rodzinie Kingów Paszkowski wiedział dużo i napisał dużo, bo w australijskich archiwach zachowały się liczne dokumenty, w tym prawie cała korespondencja kapitana (później kontradmirała) Kinga. Przypomnijmy, że Phillip Parker King, to syn byłego gubernatora Nowej Południowej Walii, oficer marynarki brytyjskiej, odkrywca i hydrograf, posiadacz dóbr w sydnejskiej dzielnicy Dunheved (dzisiaj St Marys), parlamentarzysta, a także komisarz Australian Agricultural Company, z którą w późniejszych czasach również związany będzie Strzelecki. W październiku 1842 r. kiedy Strzelecki wrócił z Tasmanii, King ze swą liczną rodziną mieszkał już w Port Stephens.To właśnie u państwa Kingów Strzelecki będzie gościem przez ostatnie miesiące swego pobytu w Australii. To właśnie tam będzie pisał swoje wielkie dzieło i pracować nad słynną, wielką mapą geologiczną (o długości prawie 8 metrów).

O wiele mniej w czasach Paszkowskiego wiedziano na temat Macleayów. Dlatego dla ówczesnych czytelników nie było jasne, dlaczego ojciec autora listu zamówił powóz i pojechał ze swej rezydencji Elizabeth Bay House do śródmieścia, do Australian Club, aby „wyjaśnić sprawę”. Dopiero tydzień temu natknęłam się na informację, że Macleay Senior był po prostu prezesem tego klubu! I tu napotykamy liczny klan Macleayów, na czele z Alexandrem (1767-1848). To właśnie Alexander był pomysłodawcą, założycielem i pierwszym prezesem (1838-1848) elitarnego hotelu dla dżentelmenów, również tych zza granicy. Tu, w atmosferze spokoju, luksusu i naukowej zadumy, przy umiarkowanej konsumpcji alkoholu nawiązywano kontakty, dyskutowano nowinki z innych kontynentów.

Kto w kwietniu 1839 roku mógł polecić Strzeleckiego na honorowego członka Klubu? Jednym z polecających był z pewnością Stuart Donaldson, parlamentarzysta, premier NSW (1856), biznesman, a także współzałożyciel Klubu, jego skarbnik, trustee, a w latach 1857-67 jego wiceprezes. Wśród polecających byli też zapewne kapitan King oraz jego szwagier Hannibal Macarthur, parlamentarzysta i obszarnik, ojciec Jamesa, towarzysza wyprawy Strzeleckiego.

Wróćmy do Alexandra zwanego ojcem australijskiej zoologii.Pojawił się w Sydney w 1825 roku z nominacją na Colonial Secretary. Dostał przydział ziemi w postaci 56 akrów nad malowniczą zatoką Elizabeth Bay. Ojciec licznej rodziny (17 dzieci) zaczął budować tu przepiękną rezydencję Elizabeth Bay House (stoi tam do dzisiaj), otoczoną najpiękniejszymi w Sydney ogrodami, w których obok native plants sadzono cudeńka sprowadzane z całego świata. Alexander był znanym entomologiem i zoologiem, słynął z pasji (czy raczej raczej obsesji) kolekcjonowania okazów insektów, na co szła masa pieniędzy.

Alexander Macleay, prezes Australian Club

Ale oto nastapił kryzys finansowy: najpierw w dalekiej Szkocji upadł rodzinny bank prowadzony przez jego brata Kennetha. Alexander zaczął pożyczać pieniądze od swego najstarszego syna, Williama. Choć zadłużony, był znaną i wpływową postacią na australijskiej scenie jako parlamentarzysta oraz speaker Rady Ustawodawczej. Wskutek kłopotów finansowych próbował w roku 1841 sprzedać kilka działek wokół domu, ale nie było na nie popytu. Zagroziło mu bankructwo. Wtedy syn Wiliam przejął rodzinną rezydencję z zamiarem spłacania długów. W 1845 roku kazał rodzicom, aby sie wynieśli. Rozgoryczeni Alexander i Eliza wyprowadzili się do córki mieszkajacej w Tivoli na Rose Bay. W 1848 roku Alexander zmarł wskutek tragicznego wypadku ulicznego. Syn William, też zapalony przyrodnik, odziedziczył po ojcu wszystkie kolekcje i księgozbiory. Znany jako odludek, przemieszkał samotnie w domu ojca aż do swej śmierci w 1865 roku.


William Sharpe Macleay, syn Alexandra

Czas opowiedzieć dokładniej, kim był William Sharp Macleay (1792-1865). Najstarszy syn Alexandra ukończył studia w Cambridge z wyróżnieniem. Dostał nominację jako attache ambasady brytyjskiej w Paryżu.Od 1825 roku mieszkał w Hawanie jako sędzia komisji ds. zniesienia niewolnictwa. W roku 1839, już jako emeryt z wysoką pensją 900 funtów rocznie, osiadł w Sydney i tu zajął się sprawami naukowymi, budowaniem i finansowaniem Australian Museum. W jego rezydencji pojawiała się elita intelektualna, aczkolwiek William słynął z tego, że nie był zbyt gościnny. Rodzona siostra Fanny określała jego charakter jako szorstki („harsh, even severe”). Thomas Mitchell Junior wyśmiewał zarówno dom, jak i jego właściciela. Bleak House blears blindly o’er Eliza’s Bay, chill as its owner’s hospitality. (Carlin 45).Sens mniej więcej jest taki: Goły dom mętnie odbija się w tafli zatoki, chłodny niczym gościnność jego gospodarza. Dlaczego dom określono jako bleak? Może dlatego, że William nigdy nie dokończył budowy kolumnady, która miała otaczać dom, a ogrody były zaniedbane?


George Macleay, syn Alexandra, młodszy brat Williama Sharpa

Po smierci Williama Sharpa wszystkie dobra Macleay’ów odziedziczył (z długami) młodszy brat, George. Dla rodzinnego kontrastu, Sir George Macleay, polityk, farmer, parlamentarzysta (1809-1891) to bardzo pozytywna postać. Gospodarował na wielkiej farmie (1500 akrów, inne źródła podają 3500 akrów) Bronlow Hill nieopodal Camden. W roku 1827 przydział na tę ziemię dostał ojciec, Alexander. Nieopodal farmy znajdowały się kamieniołomy, przynoszące duży dochód. Wespół z Georgem farmą zarządzał jego młodszy brat James Robert.Pasjonaci zakładali eksperymentalne ogrody.

Przez pewnien czas James pracował na farmie sam, ponieważ George wyruszył ze swym przyjacielem Charlesem Sturtem na wyprawę mającą zbadać ujście rzeki Murray. Podobnie jak w przypadku Strzeleckiego, tak i wyprawa Sturta omal nie zakończyła się tragicznie. Wskutek różnych komplikacji zabrakło im prowiantu, omal nie umarli z głodu – musieli polować na łabędzie! George był najwyraźniej optymistą i pogodnym człowiekiem. Sturt chwalił potem przyjaciela pisząc: amidst these distresses Macleay preserved his good humour and did his utmost to lighten the toil and to cheer the men.

Po śmierci starszego brata, jako sie rzekło, George odziedziczył wszelkie dobra włącznie z Elizabeth Bay House. Uporządkował sprawy majątkowe, a ojcowską rezydencję wynajął swemu bratu stryjecznemu, Williamowi Johnowi, też przyrodnikowi.


William John Macleay, bratanek Alexandra, patron nauki

I oto sylwetka jeszcze jednego Macleaya, w australijskim świecie naukowym bodaj najsłynniejszego przedstawiciela tego rodu. Sir William John, MLC, (1820-1891) był synem bankiera Kennetha Macleaya. Do Australii przybył w marcu 1839 roku (na miesiąc przed Strzeleckim!), dostał przydziały ziemi w Goulburn, a następnie nad rzeką Marrumbidgee, w ciągu 20 lat dorobił się fortuny. W roku 1857 przeniósł sie do Sydney i wtedy się ożenił. Od tej pory kompletnie poświęcił się nauce. Założył Entomological Society, po śmierci kuzyna, Williama Sharpa odziedziczył wielkie zbiory entomologiczne, uzupełniając je zbiorami zoologicznymi. W 1875 roku założył organizację naukową, Linnean Society, podróżował na Nową Gwineę, skąd przywoził niezwykłe okazy.

Zbiory przechowywane w Elizabeth Bay House spłonęły w czasie pożaru we wrześniu 1882 roku. Cierpliwie zakładał je na nowo. W 1885 roku zbudował niedaleko, przy Ithaca Rd budynek jako siedzibę Linnean Society ofiarując 14 tysięcy funtów na potrzeby organizacji. Z kolei 12 tysięcy funtów ofiarował Uniwersytetowi Sydnejskiemu na utworzenie katedry bakteriologii. W 1890 roku rząd zaproponował przeniesienie Macleay Museum na Uniwersytet Sydnejski, przeznaczając na to specjalny budynek oraz oferując 6,000 funtów na wynagrodzenie dla kuratora zbiorów.

Ze wzbogaconą wiedzą o Macleayach możemy teraz przeczytać końcową partię listu Williama Sharpa do kapitana Kinga.

Hrabia [Streleski] przybył do Nowej Południowej Walii z listem polecającym do Ciebie od człowieka, dla którego sam mam wielki szacunek. Ale Caldclough nie wiedział o nim nic więcej niż to, że to miły cudzoziemiec podróżujący po Ameryce Południowej. Mówisz, że nazywano go rosyjskim szpiegiem. Tego nigdy nie słyszałem, ale przypominam sobie, że ze stylu jego rozmowy wynikało, że był bardziej Francuzem niż Polakiem. Pamiętam ponadto, że w Kolonii wkrótce po jego przybyciu powszechnie mówiło się, że Hrabia Plater, polski szwagier Pana Duffusa, duchownego z Liverpoolu, zaprzeczył, że w ogóle słyszał o niejakim Hrabim Streleskim.

Hrabia Plater dostarczył bardzo szczegółowe listy polecające od W.U.F. Strangways’a, który był wtedy podsekretarzem stanu w Ministerstwie Spraw Zagranicznych i brytyjskim ambasadorem w Berlinie. Tak więc jeśli chodzi o mnie, uważam się za usprawiedliwionego w traktowaniu Hrabiego Streleskiego z pewną dozą wątpliwości, a nawet z podejrzliwością. Poza tym, prawdę mówiąc, mimo że większość mojego życia spędziłem za granicą, nie jestem skłonny do pielęgnowania znajomości z kimś tylko dlatego, że jest obcokrajowcem. Być może mam wobec niego głupie uprzedzenia z tego powodu, choć niektórych obcokrajowców zaliczam do cennych przyjaciół. Jakkolwiek by to nie wyglądało, zrozumiałem z Twojego listu, że osoba Hrabiego jest nadal owiana tajemnicą. Obawiam się, że nadal jest nieufnie traktowany przez tych, którzy nie mieli szansy obejrzenia dokumentów dotyczących Hrabiego jako polskiego szlachcica.

Tak więc niech nie narzeka, że w Sydney nie wszyscy mają ochotę być z nim w bliskich stosunkach. Od czasu, gdy zacząłem być odludkiem, nie byłem świadom nieufności wobec niego. Teraz po przeczytaniu Twojego listu mogę rozliczyć się z moich własnych uczuć do niego, a są one następujące. Nie ma drugiej takiej osoby, mój Drogi Kingu, której dobrą opinię ceniłbym bardziej niż Twoją. I tak na podstawie wiary w Twoją znajomość hrabiego i Twój silny sentyment przemawiający na jego korzyść, uważam go za uczciwego, mądrego, pracowitego dżentelmena o ogromnej wiedzy i dlatego powinienem być dumny ze znajomości z nim. Ostatnio miałem tak mało okazji bywać w towarzystwie, że trudno mi nawiązać nową przyjaźń. Czy Twój protegowany byłby zadowolony z bliskiej znajomości z kimś, kto by ciągle zadawał sobie pytanie: „Czy naprawdę rozmawiam z Hrabią «Streleskim»?”. Inne osoby mogą mieć podobne wątpliwości w tej kwestii. Jeśli Hrabia uważa, że warto je rozwiać, to powinien wszystko wyjaśnić [Platerowi] uznanemu polskiemu szlachcicowi z Liverpoolu i od razu ujawnić swoją prawdziwą narodowość i charakter, o ile nie jest Polakiem. Może ukrywa swe pochodzenie, bo tak wygodnie i roztropnie. Nadal powtarzam, że nie powinien narzekać na ludzką nieufność, dopóki rezerwuje sobie prawo do tajemnic. Z całym ciepłem, które do niego żywisz, spraw, aby ta powściągliwość nie była okazywana tylko po jednej stronie. Uwierz mi proszę, mój Drogi Kingu. Twój szczerze oddany przyjaciel, W.S. Macleay

Zadajmy sobie jeszcze raz pytanie, jak to się stało, że Strzeleckiemu zamknięto drzwi pod nosem. Paszkowski w książce o Strzeleckim zastanawia się, czy może w październiku 1842 roku Australian Club był pod nowym zarządem. Jak się kilka dni temu kazało, prezesem Klubu był nadal Alexander Maclay. Wiadomo, że na interwencję Kinga pojechał do Klubu z zamiarem wyjasnienia sprawy ergo wpuszczenia Strzeleckiego na pokoje. Wiadomo skądinąd, że w tym czasie Macleay Senior był już dość stary (75 lat) i na finansowym pasku syna. Nie jest wykluczone, że w Australian Club (i w ogóle w Sydney) opinia Macleaya Juniora (lat 50) mogła znaczyć wiecej, niż ojca.

Zastanawiał się też Paszkowski, czy niechęć wobec Strzeleckiego nie wynikała z kontrowersji rozpętanej rok wcześniej w gazecie „Colonist” przez księdza Johna Dunmore Langa, Szkota, który twierdził, że prawdziwym odkrywcą Gippsland był Szkot Angus Macmillan i że Strzelecki stroi się w cudze piórka. Być może sydnejska „szkocka liga” była wroga Strzeleckiemu. Być może ją popierał William Sharp, w końcu też Szkot. Afera hotelowa, czy wynikła z przeoczenia? Nie dowiemy się tego, dopóki nie wypłyną jakieś nowe dokumenty, jakieś księgi klubowe, jakieś listy, na przykład list Alexandra Macleaya do Kinga, może w nim znaleźlibyśmy jakieś clue? Ale wiele papierów Macleayów spłonęło...

Zakończmy też może wątek Platerów. Wiadomo, że bracia Platerowie przybyli do Sydney w styczniu 1840 roku. Gdyby się tu pojawili miesiąc albo dwa miesiące wcześniej, mogliby się natknąć na Strzeleckiego. Ale Strzelecki ruszył na wyprawę jeszcze grudniu 1839 roku. Tak więc nigdy się nie spotkali, bo po powrocie z Tasmanii Strzelecki spędził zaledwie kilka dni w Sydney, po czym odpłynął do Port Stephens, gdzie spędził ostatnie miesiące swego pobytu w Australii. Zdaniem Paszkowskiego Platerowie powinni byli być pozytywnie nastawieni do Strzeleckiego, który przecież nazwał Górę imieniem Tadeusza Kościuszki, wujka ich matki, Racheli z domu Kościuszko.


Hrabia Ferdynand Plater z Charlottą, wdową po hr. Lucjanie Platerze

Rodzi się jeszcze jedno pytanie – z Macleayami związane. W książce Paszkowskiego znajdujmy list Strzeleckiego, pisany w Londynie 5 czerwca 1845 do kapitana Kinga. Wtedy własnie ukazało się drukiem wielkie dzielo Strzeleckiego Physical Description.... Strzelecki pisze, że przesyła 8 kopii swego dzieła z dedykacjami dla Kinga, dla gubernatora Gippsa, gubernatora Wiktorii Charlesa J. La Trobe, dla Archibalda Walkera, dla Jamesa Macarthura and the three tried friends of mine, as you know Mr Wm MacLeay, Revnd Clarke & Dr Nicholson. Nie jest jasne, dlaczego ta ostatnia trójka obdarowanych określona jest jako „tried friends”? Co za aluzja się tutaj kryje? Literki Wm zapewne oznaczają William. Ale który?! Było dwóch: William Sharp i William John. W czerwcu 1845 roku William Sharp mieszkał sobie samotnie w Elizabeth Bay House i jak wiadomo, nie lubił Strzeleckiego. Natomiast jego kuzyn William John od 1840 do 1857 roku gospodarował na farmie gdzieś w rejonie Wagga Wagga. Może więc chodzi o Williama Johna? Może Strzelecki go tam odwiedził po drodze do Gippsland? I oto brak odpowiedzi na pytanie, któremu Williamowi dostał się podarek z Londynu?

Strzelecki...jak zwykle białe plamy... czy na zawsze pozostanie taki enigmatyczny?

Ernestyna Skurjat-Kozek




W internecie na temat Australia Club:
Known mostly by its address, 165 Macquarie Street, elite is the name of the game here (..) So exclusive is The Australian Club, membership is by invitation only and its website is members-only access. The oldest Gentlemen’s club in the southern hemisphere, this establishment boasts an extremely rich history and has some of Australia’s most influential figures on its books. Top surgeons, academics and businessmen continue to make up the clientèle.