Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
15 maja 2019
Awantura o Kościuszkę. Może ta cisza to dobry znak?
Ernestyna Skurjat-Kozek. Foto Puls Polonii

George Martin, były burmistrz Tumbarumby
PRELUDIUM.Rozpętała się awantura o Górę Kościuszki. Szczyt góry usytuowanej w Kosciuszko National Park podzielony jest na pół granicą między dwoma „powiatami”: Snowy Monaro Regional Council po jego wschodniej stronie oraz Snowy Valleys Council po jego zachodniej stronie. Jakie dokładnie są uprawnienia władz lokalnych? Nie wiemy, ale przypadkiem dowiedzieliśmy sie o jednym: otóż „powiat” ma prawo wystąpić do Geographical Names Board z wnioskiem o zmianę nazwy jakiegoś miejsca, na przykład góry leżącej na jego terenie. Natomiast w gestii Parku Narodowego jest codzienne zarządzanie jego terenem i ochrona z aborygeńskich sacred sites.

Kosciuszko National Park jest największym parkiem w Australijskich Alpach, liczy prawie 700 tysięcy hektarów, rozciaga się od Namadgi National Park nieopodal Canberra - na południe aż po granicę ze stanem Wiktoria. Kosciuszko National Park nawiązał współpracę z różnymi grupami Aborygenów (tradycyjnych kusztoszy tych ziem), którym przyznał prawo współzarządzania. I tak oto w 2016 r. Park podpisał umowę z Monaro Ngarigo People (The Southern Snowy Mountains Aboriginal Community), wczesniej natomiast ( w 2011 r.) podpisał umowę z Aborygenami z rejonu Tumut-Brungle-Gundagai (The Northern Snowy Mountains Aboriginal Community). Obie umowy noszą nazwę Memorandium of Understanding, w skrócie MOU.

Po przestudiowaniu obydwu dokumentów MOU sporzadziliśmy sobie mapę parku oznaczając czerwoną linią granicę dzielącą północną część parku od południowej - linia ta przebiega mniej więcej wzdłuż Tolbar Road i Happy Jacks Road, nieopodal Old Adaminaby. Zajęło nam to kilka godzin, trzeba było bowiem nałożyc na siebie kilka map, wszak każda pokazuje co innego: atrakcje turystyczne, szczyty gór, rezerwaty, schroniska, małe i duże osiedla itp. I co się okazało: że Góra Kościuszki leży bez wątpienia na terenie południowej części parku; stosunkowo niedaleko na zachód, już na terenie Snowy Valleys Council leży miasteczko Khankoban, o którym będzie mowa w dalszych rozważaniach. Tak jak to rozumiemy, Góra Kościuszki leży na rdzenych terenach Monaro Ngarigo People, naszych przyjaciół, będących tradycyjnymi właścicielami (kusztoszami) tych ziem. Tymczasem wniosek o dual naming Mt Kosciuszko przyszedł nie od naszych przyjaciół, tylko zza miedzy, ze Snowy Valleys Council. Nic dziwnego, nasi są w szoku. Ale zacznijmy po kolei.






Od lewej: Dave Darlington, Doris Paton, Ernestyna, Pat Darlington, Aunty Deanne oraz Iris White


Państwo Darlingtonowie oglądają prezent: antologię "Kosciuszko. Friend of Humanity. Przyjaciel ludzkości"

AKT PIERWSZY. Wspomniana wczesniej „cegła” spadła nam na głowę 26 kwietnia. Wiadomo, że trzeba było działać szybko, bo „samozwańcy” z północnej części parku wystąpili z wnioskiem o nadanie naszej górze nazwy „kunama namadgi”, a sprawa wyciekła już do lokalnych mediów. Nasi Ngarigo poczuli się zapewne tak, jakby pod ich nieobecność ktoś w ich własnym domu robił przemeblowanie i zmieniał akt własności. Reprezentantki starszyzny Ngarigo, Iris i Doris, poprosiły nas o pilny przyjazd do Jindabyne, aby porozmawiać face to face. Szybko napisaliśmy pismo do Geographical Names Board, aby uszanowano nasze prawa jako stakeholdera. Długie pismo w podobnej sprawie wysłał Ambasador Kołodziejski.

Ruszyliśmy w drogę. W Jindabyne wynajęliśmy przestronny apartament z dużym stołem i wygodnymi fotelami. W sobotę wieczorem, wraz z Doris oraz Iris i jej mamą, Aunty Deanne, poszliśmy na wspólną kolację, aby pogawędzić i naszkicować kierunek jutrzejszej narady. W niedzielę raniutko wybraliśmy się na Mszę św. w lokalnym kościółku, gdzie od 20 lat posługuje ks. Peter Miller; tu w dawniejszych czasach posługiwał (do dziś czule wspominany) ks. Wally Stefański, któremu wierni wystawili pamiątkową tablicę na ogrodowej skarpie przed kościołem.

Ledwie głodni wróciliśmy do domu, nasi goście już byli u drzwi. Zasiedliśmy do stołu, my na fotelach, a schorowana Aunty Deanne na kanapie. Z poczuciem ulgi, że nareszcie mamy dużo czasu i komfortem wzajemnego zaufania zaczęliśmy szczegółowo dyskutować całą masę spraw. M.in. Doris prosi o pomoc w „genealogicznym śledztwie”, które mam przeprowadzić na podstawie zebranych wczesniej materiałów archiwalnych. Ja następnie referuję sprawę zagadek związanych z rejestrowaniem tubylczych korporacji z „tamtej” strony Góry. Przypadkiem udało mi się je wytropic na internecie, zatem przedstawiam listę członków, których nazwiska wiele mówią naszym przyjaciołom. Wniosek o nazwę „Kunama Namadgi” nazwały prowokacją, dodały, iż nazwa – bynajmniej nie w języku Ngarigo – została ukuta prawdopodobnie przez plemiona mieszkające bliżej Canberra (Walgalu albo Ngunnawal). Pokazałam im tekst sumbission, który też udało mi się zdobyć przypadkiem. Czytamy tam: Our Ngarigo dreaming story is that Baba-yin Biamee sat on this peak and sent the rivers out and across the nation. Biamee has two wives: Tar-Gan-Gil (Mount Townsend) and Kurnai (Ramshead). Biamee returns every year to the Kosciuszko summit when the snow is on the mountain and if you go there during this time you will lose your fingers and toes. It is only when the wildflowers appear that it is respectful to visit the spiritual mountain.

Tę „dream time” legendę nasze panie określiły jako wymyśloną czyli conveniently made-up. Same takiej legendy nigdy nie słyszały, twierdzą na dodatek, że Tar-Gan-Gil wcale nie jest nazwą w języku Ngarigo. Tak więc upada nasz polonijny pomysł na wysłanie submission o nadanie górze Mt Townsend aborygeńskiej nazwy Tar-Gan-Gil oraz górze Mt Clarke nazwy Quitang. Chcielismy światu pokazać, że jako Polonia nie jesteśmy przeciwni nadawaniu górom nazw aborygeńskich. Interesowało nas tylko, skąd ten pęd do dual naming wyłącznie dla Mt Kościuszko, a nie dla innych gór. Podkreślamy, że jesli już ma być aborygeńska nazwa dla Góry Kosciuszki, to niech będzie prawdziwa, historyczna, a nie wymyślona ad hoc na potrzeby przemysłu turystycznego.

Nie ulega wątpliwości, że każdej władzy zależy na dobrej gospodarce, a turystyka to przecież dobry biznes. I tu podają nam przykład, jak pewne sprawy aborygeńskie zostają zafałszowane na potrzeby biznesu. Otóż biały historyk John Bailey napisał książkę pt The Bunyan Way, gdzie po prostu wymyślił „starożytną trasę aborygeńską wiodącą wprost ze szczytu Mt Kosciuszko nad ocean, do Edenu”. Nie jest pewne, czy Bailey pisał na zamówienie, czy też książka jego spadła władzom jak z nieba. Skoro ktoś wymyślił „słynny szlak”, to trzeba na ten szlak wysłać turystów. Skąd ich wziąć? A no, Eden jest pięknym portem, do którego powinny zawijać „ocean liners” pełne turystów z różnych stron świata. Prawda o tym, czy starożytny szlak naprawdę istniał, jest mało ważna, gdy biznesmanom marzą się szybkie dochody (quick buck).

Przyszła chwila szczerości. Wreszcie zostaje nam ujawnione, że tradycyjną nazwę Mt Kosciuszko zna tylko jedna spośród 4 elderek Ngarigo – w młodości słyszała ją od swoich ciotek. Niestety, nazwę tę zapomniała. Córka postanowiła obwieźć matkę po rodzinnych stronach, a także - w marcu tego roku – na Górę Kościuszki w nadziei, że coś w jej pamięci kliknie i sporo się przypomni. Niestety, demencja postępuje. Mama oświadczyła, że da znać, kiedy nazwa jej się przypomni, ale dodała, że chyba jednak opowie się za pozostawieniem obecnej nazwy - Kosciuszko.

Oglądamy na laptopie lokalne mapy. Na jednej wygląda, że Mt Kosciuszko leży na terenie Snowy Valleys Council, a na drugiej, że na terenie Snowy Monaro Region Council. Gdzie jest prawda? Kto nam pomoże rozwikłać tę sprawę? Wczesnym popołudniem Iris dzwoni do Dave’a, byłego dygnitarza NPWS, wieloletniego dyrektora Parku Kosciuszki. Zaczyna się wspólna dyskusja, ale nie wszystko się nadaje na telefon. Za kilkanaście minut w naszym apartamencie pojawia się Dave z małżonką. Jak to dobrze, że mamy zapasowe fotele na werandzie! Jest fajnie. Jesteśmy wszyscy pod wrażeniem – ani nam się w przeszłości marzyło, że się po latach w takim gronie spotkamy! Polonia wiele zawdzięcza Davidowi, to dzięki jego życzliwości i poparciu nawiązaliśmy dialog z kusztoszami Góry Kosciuszki i zorganizowaliśmy tyle kolorowych festiwali kosciuszkowskich z udziałem aborygeńskich tancerzy opłacanych przez NPWS.


Schronisko na Geehi Flats


Khankoban jesienią


Kontrowersyjna tablica

Tyle jest do obgadania, watki się rwą, bo przerywamy sobie nawzajem. Jedno do nas dociera, że Góra Kościuszki administracyjnie podzielona jest między dwa „powiaty”. Nareszcie wiemy, na czym stoimy. Spekulujemy, czy warto nam wystąpić z wnioskiem o dual naming "Munyang" dla Snowy Mountains? Dlaczego śnieżne góry nie miałyby się oficjalnie nazywać Munyang? Piękna nazwa: Białe Góry. Jeśli dual naming ma odgrywać tak ważną rolę w procesie pojednania z Aborygenami (reconcilliation), to dlaczego propozycji dual naming jest tak mało?

W trakcie dyskusji się okazuje, że wniosek o nazwę Munyang byłby mało realny, ponieważ teren jest zbyt duży, a przy dużym terenie zaraz się znajdzie kilku stakeholderów, którzy mają różne opinie, a z różnicy opinii wynikają podziały i łatwo o konflikt. Wniosek o nazwę pojedyńczego obiektu, Mt Kosciuszko, też nie jest taki prosty, jak by się zdawało. Geographical Names Board będzie miał twardy orzech do zgryzienia. Spekulujemy, jaką decyzje Board podejmie w dniu 14 maja. Opcja pierwsza – przyjęcie wniosku, chyba mało prawdopodobne. Opcja druga – odrzucenie, też niełatwa. Opcja trzecia – odesłanie wniosku do dalszych konsultacji. Trudno przewidzieć przyszłość, a my tymczasem musimy szybko napisać wspólne oświadczenie, Ngarigo-Polish joint statement, który zamierzamy zaprezentowac światu w dniu 18 maja.

Właśnie na 18 maja zaplanowana jest w Dyrekcji Parku Narodowego uroczystość odsłonięcia tablicy pamiątkowej, honorującej 4 elderki, czyli matriarchat Ngarigo (unveiling of signage commemorating and recognising the four Elders who represent the Monaro Ngarigo community). Zdaniem Iris i Doris będzie to znakomita okazja do ogłoszenia naszego wspólnego stanowiska wobec dual naming „Kunama Namadgi – Mt Kosciuszko”. I tu musieliśmy z Andrzejem zadecydować o tym, że przyjedziemy do Jindabyne, rezygnując z udziału w Zjezdzie Rady Naczelnej w Brisbane, gdzie miały się odbyć wybory i dyskutowane nader ważne sprawy polonijne. Można niektórym świętym pozazdrościć daru bilokacji. My musieliśmy zamienić Brisbane na Jindabyne.


Rzeka Murray na granicy NSW/Victoria. Farran's Lookout


Co widac z Farran's Lookout? Górskie pasma, tak. Mt Kosciuszko? Nie bardzo.


Znaleźliśmy wreszcie (przez ok 50-krotne powiększenie)skrawek Mt Kościuszko wyzierający spoza masywu Townsend-Abbott. Gołym okiem jest to niczym się nie wyróżniający punkt na horyzoncie. Nic nie wskazuje na to by ten punkt w dawnych czasach, jak twierdzą zwolennicy zmiany nazwy, kwalifikował się na świętą górę i to ważniejszą od Uluru.

Ciąg dalszy spekulacji, jaką decyzję podejmie Geographical Names Board w dniu 14 maja. Brain storming pozwala nam wysnuć wniosek, że Board będzie się bał przyjąć submission, bo od początku jest kontrowersyjny; nielogicznym by było, aby go odrzucił bez konsultacji ze stakeholderami. Tak więc opcja trzecia – szerokie konsultacje. Ale jaki będzie efekt szerokich konsultacji? Board musi sobie zdawać sprawę, że trzyma w rękach hot potato, bo ma do czynienia ze sprawą jednego z najsłynniejszych obiektów turystycznych w Australii, one of the most iconic landmarks of Australia. Im dłuższa dyskusja, tym bliżej konfliktu, im dłuższy proces, tym większe jego koszta i frustracja wszystkich stron. Ewentualny apel o rozważenie innych nazw wydaje się bezsensowny, bo może doprowadzić do głębokich podziałów w społeczeństwie australijskim, a przecież nie o to chodzi. Tak więc konkludujemy, że Board pozostawi Kościuszkę w spokoju.

AKT DRUGI. W poniedziałek, zamiast do domu, wyruszamy przez Geehi i Khankoban to Tumbarumby i Tumut. Andrzej chce pofotografować Kościuszkę z tamtej strony. W malutkiej mieścinie Khankoban (już na terenie Snowy Valleys Council) zatrzymujemy się na spóżnione śniadanie i odwiedzamy lokalny Visitors Centre, głównie w poszukiwaniu map i książek. I nagle niespodzianka. Na tablicy Kosciuszko National Park przed budynkiem widnieje dwujęzyczny napis:„Welcome to the Snowy Mountains – Ngarigu country. Budjeree Tidbillaga – Ngarigu mittang”. Ciekawe, kto tę tablicę wystawił, Parki czy lokalne władze? I czy napis jest naprawdę w języku ngario? To chyba wątpliwe, bo jak nas ostrzegała Doris, że ktokolwiek przestawia się jako Ngarigu, nie jest prawdziwym Ngarigo. A więc tablica pojawiła się zapewne z inicjatywy „samozwańców”, pewnie tych samych, co złożyli wniosek o dual naming. Robimy zdjęcie i wysyłamy Doris do ekspertyzy.

Tymczasem jesteśmy na terenie Wiktorii. Zatrzymujemy się na kilku platformach widokowych, skąd rzekomo widać Mt Kosciuszko. Bzdura! To znów kłamstewko przemysłu turystycznego! Andrzej robi masę zdjęć, analizuje każdy milimetr, powiększa wycinki zdjęć 50-krotnie, znów analizuje. Nawet przy znakomitej słonecznej pogodzie widać tylko czubeczek naszej góry, schowanej za Mt Townsend. Mt Kosciuszko jest słynna z tego, że jej prawie znikąd nie widać, bo jest zasłonięta innymi szczytami. Z odległości 50 km widać tylko zarys kilku szczytów trudnych do zidentyfikowania. Ciekawe, czy prababcia Johny Caseya (autora wniosku o dual naming), widziała Mt Kosciuszko żyjąc w Tumbarumba, o ile tam mieszkała. Wieść niesie, że pochodziła z Adaminaby, skąd naszej góry tym bardziej nie widać.


Southern Cloud Lookout o zmierzchu, tu w roku 1931 rozbił się samolot, którego szczątki odnaleziono dopiero w 1958 r.


Southern Cloud Lookout o zmierzchu


Mostek Parku w Tumbarumba

Zamiast się martwić prababcią Johna, podziwiam widoki: soczysto-zielone wąwozy, doliny w słońcu, wielkie plantacje, góry nieprawdopodobnie piękne, jak z hollywoodzkiego filmu. Niespodziewanie wyrzuca nas na żwirówkę. Z mapy wynika, że do Tumbarumby mamy 40 km...strach pomyśleć, jak się nam roztrzepie samochód. Na szczęście droga idzie w dół i łączy się z asfaltem. Przez Tooma dojeżdżamy do Tumbarumby, gdzie przed laty proboszczem był śp. Ojciec Augustyn Łazur, wielki budowniczy sanktuarium w Berrima Penrose Park. Już ciemno, wolę nie jechać do domu zabijając kangury. Mąż nie wierzy, że w tej dziurze jest jakiś motel. Okazuje się, że są aż dwa! Dostajemy ostatni pokój. Skoro tak, to jutro powęszymy, może udamy się na King Street, gdzie jest siedziba Johna Caseya, albo postaramy sie odnaleźć Georga Martina.

Martin to były burmistrz Tumbarumby, kontrowersyjna postać. W roku 2000 na szczycie Mt Kościuszko, w obecności wicepremiera Tima Fischera, kamerzysty ABC TV, różnych polityków oraz Janusza Rygielskiego, ówczesnego prezesa Rady Naczelnej PA Martin zapowiedział, że nadszedł czas, aby nazwę góry zmienić na „coś bardziej aborygeńskiego”. Sporo było wtedy szumu wokół tej sprawy, ale potem nastała cisza.

Artykuł J. Rygielskiego o Tumba Trek 2000

Kościuszko bandyta? -Kolejny artykuł o Martinie

Jeszcze w Sydney znalazłam w internecie adres i telefon do Martina, oczywiście korciło mnie, żeby go spotkać. Dobry los chciał, że się nań przypadkiem napatoczyłam w kawiarni „4 bears”. Przegadaliśmy kilka godzin. Najpierw się okazało, że mamy wspólnych znajomych, Lecha Paszkowskiego, ojca Augustyna i biskupa Columbę. Trochę ciężko nam się rozmawiało, bo Martin w pośpiechu wyleciał z domu bez hearing aids, ja też jestem przygłucha, barmanka słucha radia, dookoła rejwach. Jakoś jednak rozmowa szła do przodu, a przyznam, że Martina dobrze sie słucha, bo jest dowcipny, a potrafi kpić nawet sam z siebie. Pytał, w jakiej dzielnicy mieszkamy. Gdy wymieniłam nazwę, zapytał Ooh, you must have a lot of money, na co ja: Ooh, not any more, but I can still afford to get you some coffee, na co odpowiedział: No coffee, black tea, please. W pewnym sensie byłam rozbawiona, że mogę zafundować herbatę starszemu panu, byłemu burmistrzowi, właścicielowi winiarni i farmy, a ongiś i właścicielowi motelu, może tego samego, w którym się zatrzymaliśmy.


George Martin z Andrzejem i Ernestyną




Martin chętnie opowiadał o swoich przyjaźniach, m.in. z profesorem Manningiem Clarkiem, o studiach na ANU i skandalu obyczajowym, jaki tam miał miejsce. Dowodził, że ma w sobie trochę krwi aborygeńskiej (pochodzi od tego pana, którego widać na banknocie 50-dolarowym). Opowiadał, że w roku 1963 odwiedził w Melbourne Lecha Paszkowskiego – zapewne w sprawie Strzeleckiego. Nie zdążyłam się dowiedzieć, czy dyskutowali na temat paszkwilanckiej książki Helen Heney „In a dark glass”. Nerwowo podskoczyłam, kiedy Martin nazwał Strzeleckiego bawidamkiem i oszustem (womanizer and a con). Both wrong! - wrzasnęłam i zaczęłam opowiadać o tym, że Strzelecki to postać wielce humanitarna, w czasie The Great Famine ocalił w Irlandii ponad 200 tysięcy dzieci od śmierci głodowej, własnie jutro (8 maja) prezydent Irlandii otwiera w Dublinie wielką wystawę poświęconą akcji humanitarnej Strzeleckiego. Na to Martin: „ale nie jest prawdą, że on wszedł na Górę Kościuszki, był tylko na Mt Townsend”. Tu mną zatrzęsło z oburzenia. Jak to, Martin, zapalony turysta bywający na Mt Kosciuszko, felietonista, autor książek o lokalnej historii śmie twierdzić, że Strzelecki nie dotarł na Mt Kosciuszko. „Czyżbyś nigdy nie słyszał o odnalezieniu pamiętników Macarthura?!" Jego Field Notes są w archiwum Mitchell Library, publikowane nie raz i nie dwa w różnych żurnalach. Towarzysz wyprawy Strzeleckiego w Snowy Mountains wyrażnie opisał okoliczności, w jakich Strzelecki odkrył Mt Kosciuszko. Stali wtedy z Macarthurem na szczycie Mt Townsend – i właśnie tu zobaczyli, że nieopodal jest szczyt nieco wyższy. Jak wspomina Macarthur, Strzelecki zdjąwszy kapelusz z głowy uroczyście nadał górze podobnej do krakowskiego Kopca Kosciuszki – imię Kosciuszki. Po czym Strzelecki samotnie ruszył na nowo odkryty szczyt, podczas gdy Macarthur wrócił spacerkiem do obozu rozbitego poniżej przez aborygeńskich przewodników.

Martin spoglądał na nas troche z kpiną, trochę z podziwem look at these knowledgeable people. Obiecał, że za dwa tygodnie przysle nam zeskanowaną książkę o powstaniu Tumbarumby, że odwiedzi nas w Sydney w sierpniu, kiedy przyjedzie z wizytą do swojej siostry; kazał sobie z nami zrobić zdjęcie potrzebne do planowanego artykułu, dał nam swój email obiecując, że będziemy w kontakcie.

AKT TRZECI - TRWA. W drodze do domu mielismy jeszcze niespodziewane spotkanie z obecnym dyrektorem Kosciuszko National Park, obiecując sobie kolejne spotkanie na uroczystości odłonięcia tablicy w Jindabyne. W domu czekał już na mnie email od Martina. „Miło było was spotkać. Przysyłaj pytania”. Przez następne dwa dni szykowałam nie tylko pytania, ale i listę linków oraz książek oraz DVD, ktore zamierzałam mu wysłać, aby go „doedukować”. Spakowałam paczkę i w jednym z emaili zadałam pytanie, czy znaleziony przeze mnie adres pocztowy jest prawidłowy. Cisza. Dzień po dniu cisza. Wszystkie pytania pozostają bez odpowiedzi. Spakowana paczka leży na podłodze. Nie wiem, co mysleć. Z zachwytem oglądam wideo z otwarcia wystawy o Strzeleckim, przysłane przez Ambasade RP w Dublinie. Wysyłam linka do Martina i troszkę złośliwie pytam, dlaczego nie chce wzbogacić swojej wiedzy. Nadal cisza. Brak odpowiedzi.


Nawet z najwyższego punktu Tumbarumby nie widać Góry Kościuszki


Księgarnia w Tumut Visitors Centre. Zostawiliśmy tu sporo pieniędzy


Big Merino w Goulburn, coraz blżej domu...

No cóż, ważniejsza sprawa to strona internetowa Geographical Names Board. Byle doczekać do 14 maja. We wtorek zaglądam co godzinę, nic nie ma. W środę zaglądam co chwilę, nadal nic nie ma. Nie opublikowali wniosku „samozwańców". Może ta cisza to dobry znak?

Ernestyna Skurjat-Kozek
środa 15 maja 2019

Dopisek, czwartek 16 maja w południe:
Dostalismy emaila z Geographican Names Board, że skontaktuje się z nami specjalistka od języków aborygeńskich. Rozumiemy, że jednak będzie faza konsultacji , a póki co, wniosek o dual naming nie został opublikowany na stronie internetowej GNB.