Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
1 października 2017
Tak czy nie
Monika Wiench
Na marginesie referendum o prawie do zawierania małżeństw przez osoby tej samej płci. No to mamy w Australii głosować. Podobno trzeba na TAK, bo właśnie od pewnego czasu tak się zachciało naszym politykom, umysłom najmodniejszym z modnych i najbardziej nowoczesnym z nowoczesnych. Mamy przez te nasze głosy na "Tak" wyrazić nie tylko zgodę, ale i entuzjastycznie poprzeć wszystkich, którzy się kochają i chcą zawrzeć ze sobą związek małżeński. I nie jest ważne, czy instytucja małżeństwa zachowa przez proponowane w plebiscycie nowe regulacje prawne swoją rolę, czy w ogóle zachowa swój sens. Ważne jest, aby było modnie, nowocześnie, inaczej, nie tak jak od wiek-wieków i nie tak jak Pan Bóg przykazał. [/b]

Fala rozmaitych dziwactw, od tatuowania różnych części ciała, czy wbijania sobie kolczyków w języki, policzki, brwi i nie wiadomo w co jeszcze, aż po zupełne zniewieścienie panów i zmężnienie pań, postępuje z szybkością światła. Tylko patrzeć, jak z wielkim trudem będziemy rozpoznawać na ulicach płeć mijających nas osób. Panowie w bajecznie kolorowych szaliczkach, z paznokciami pomalowanymi na różne kolory tęczy, czy panie bez fryzur, za to ogolone na zero, to już prawie codzienność. Nic dziwnego, skoro specjaliści od teorii gender oraz jej gorliwi pseudonaukowi wyznawcy głoszą ich zdaniem jedynie słuszną prawdę, iż płeć nie jest określona biologicznie lecz jest wyłącznie konstruktem społecznym. Głoszą to, nie tylko święcie przekonani o własnej słuszności, ale równie święcie oburzeni na tych, którzy na własne oczy widzą, co chłopak ma w spodniach, a dziewczyna pod sukienką.

W całym tym obłędzie, którym jesteśmy karmieni od paru lat, może już wkrótce będziemy w majestacie prawa karani za nazwanie pana panem i pani panią, a na porządku dziennym będą toalety publiczne trojakiego rodzaju - spodenki, sukieneczka i... no właśnie, co ? Zresztą w Holandii, Szwecji czy w Stanach mają i to już chyba dopracowane.

Wracając jednak do wspomnianego plebiscytu, w którym trzeba w Australii wypowiedzieć się, czy ma sens instytucja małżeństwa, rozumiana tak jak dotychczas i zarazem tak jak zawsze, dobrze by było znać tych, którzy taki plebiscytowy cyrk wymyślili. Zrobili tak może po to, aby znudzonym mieszkańcom zamożnej Australii dostarczyć igrzysk, może z powodu braku innego, mądrzejszego zajęcia, a może po prostu z chęci wydania, zbędnych ich zdaniem, ponad 120 milionów dolarów z państwowej kasy jedynie na akcję wysyłkową, nie licząc kampanii reklamowej i innych kosztów? A wszystko o w imię niczym nieograniczanej wolności i prawa do okazywania uczuć?

Jeśli tak, to po pomyślym dla polityków głosowaniu w plebiscycie, będziemy mogli niedługo zchwycać się jednopłciowymi parami demonstracyjnie całującymi się i obejmującymi na ulicach, w parkach i na centralnych placach miast, do czego każdego dnia przygotowuje nas już dziś australijska telewizja. W czasach kiedy wzrasta liczba rozwodów, gdy coraz więcej dzieci nie ma wzorców osobowych, bo musi pozostawać przy jednym z rodziców, w czasach kiedy rodzice tracą autorytet i mamy coraz więcej problemów w konstruowaniu prawidłowej rodziny, państwo zamiast podejmować wszelkie możliwe działania dla wzmocnienia statusu i roli małżeństwa robi sobie plebiscyty, mające tę rodzinę osłabić.

Bo czym jest rodzina? Rodzina to matka, ojciec, dzieci i dziadkowie (nie cztery babcie czy czterech dziadków). Tym jest i zawsze była rodzina. Miejmy nadzieje, że taka pozostanie i że nikt z australijskich dziwaków zmieniać tego nie będzie.

Nie jest bowiem tak, że wszystko jest umowne - płeć, zachowanie gatunku czy ciągłości społeczeństw i pokoleń. Te rzeczy umowne nie są, tak jak umowny nie jest naturalny, przyrodzony związek kobiety i mężczyzny, którzy wiążą się ze sobą, aby stworzyć nową rodzinę oraz zapewnić ochronę i rozwój swoim dzieciom.

Politycy i inni zainteresowani całym tym widowiskiem pod tytułem "plebiscyt" namawiają więc z różnych powodów do tego, by naród wziął udział w głosowaniu, najlepiej na "Tak". Trzeba jednak zaznaczyć, że nie wydaje się to logiczne, bo społeczeństwo Australii wzywane jest, aby wypowiedziało się na temat, którego nie zna. Kto bowiem, poza osobami pozostającymi w jednopłciowych związkach i wąską grupą specjalistów wie czym jest homoseksualizm, jakie są jego przyczyny i na czym polegają związki między osobami tej samej płci? Kto wie, że jeszcze stosunkowo niedawno homoseksualizm był uznawany przez światowe Stowarzyszenia Psychiatrów za przedmiot ich zainteresowań - właśnie psychiatrów? To ci specjaliści, ulegając silnej presji odpowiedniego lobby, najpierw uznali związki osób tej samej płci za "dewiację seksualą", później za "zaburzenia orientacji seksualnej" mieszczące się w pojęciu zaburzeń osobowości, aby wreszcie po licznych głosowaniach i kłótniach uznać je za normę.

To właśnie psychiatrzy z Amerykańskiego Towarzystwa Psychiatrycznego zmieniając co jakiś czas swoje koncepcje, zmieniają też kolejne wersje w Klasyfikacji Zaburzeń Psychicznych /DSM/obowiązującej na świecie, a w niej ocenę złożonego zjawiska jakim jest homoseksualizm. Ostatnio obowiązuje już piąta wersja tego dokumentu i naprawdę nie wiadomo jakie to novum wymyślą specjaliści od ludzkich umysłów - może małżeństwa z rodzeństwem lub nieletnimi? Wydaje się logiczne, że skoro wiedza w społeczeństwie na ten temat jest zbyt płytka, lub żadna, to zarówno pytanie zawarte w plebiscycie, jak i wymaganie udzielenia na nie przemyślanej odpowiedzi jest nieporozumieniem.

I choć jak podają statystyki aż w 24 krajach na świecie uznawane są małżeństwa osób tej samej płci, to jednak jest to tylko nikła część spośród ogólnej liczby około 200 istniejących państw.

Ale cóż zrobić - trzeba być modnym, bo idzie nowe. Tylko czy naprawdę trzeba?

Monika Wiench
Melbourne