Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
20 lutego 2017
Prosto z buszu: Legislacja na 20 tys. stron
Janusz Rygielski

Mój poprzedni felieton był poświęcony dekretowi Donalda Trumpa, którym nowy prezydent USA wycofał Stany Zjednoczone z traktatu o partnerstwie w handlu i inwestycjach w regionie Pacyfiku. Ponieważ Australia była współuczestnikiem tego traktatu, więc nasz premier Malcolm Turbnull rozpoczął swą misję przekonywania pozostałych członków tego paktu do pozostania w nim, chociaż bez Stanów Zjednoczonych, a kiedy drugie po USA, w tym gronie, najsilniejsze gospodarczo państwo - Japonia – nie dało się przekonać, rzucił myśl, aby do paktu zaprosić Chiny. Napisałem przy tej okazji, że przyjęcie paktu oznaczałoby pozbawienie suwerenności wszystkich państw, które go podpisały, ze Stanami Zjednoczonymi włącznie. Podobna sytuacja mogłaby mieć miejsce z państwami Unii Europejskiej, w imieniu których zgodę na utratę suwerenności podpisało kierownictwo Unii. I nie znalazł się nikt z przywódców Unii, który by zaprotestował przeciwko temu poddaństwu.

Tego samego dnia, kiedy mój felieton trafił do drukarni, rządowe medium ABC opublikowało analizę Iana Verrendera pod tytułem „Trans-Pacific Partnership: Turnbull Government konsekwencja w polityce nie błądzi”. Na samym początku obwieścił jasno, o co chodziło w tych traktatach: Wojna jest pokojem. Wolność to niewola. Ignorancja jest siłą. George Orwell.

„Mówią, że prawda jest pierwszą ofiarą wojny. Jeśli chodzi o handel, to prawda zaginęła w trakcie działań, od pewnego już czasu. W pierwszym tygodniu w roli prezydenta Stanów Zjednoczonych, Donald Trump odrzucił Trans-Pacific Partnership i zagroził Meksykowi – poprzez swego rzecznika prasowego – dwudziesto procentowym podatkiem granicznym, który mógłby pomóc w budowie muru wzdłuż amerykańskiej południowej granicy. Jego akcja zaskoczyła wielu, włącznie z własnym rządem prezydenta, pomimo nieustannej kampanii Trumpa w tych właśnie kwestiach, podczas procesu wyborczego. Krótko po ogłoszeniu meksykańskiego podatku granicznego, nowa administracja wydawała się wycofywać, chłodząc tę ideę i przedstawiając ją jako jedną z możliwych strategii.

Być może ktoś w nowej administracji zrozumiał, że mogłoby być to niezgodne z przepisami Światowej Organizacji Handlu (World Trade Organisation - WTO), lub że w końcu amerykańscy konsumenci ostatecznie mogliby płacić za ten meksykański mur. Jeśli jednak mamy do czynienia z zagmatwanym myśleniem i słabą strategią, decyzja pana Trumpa wyrwania TPP była brawurowym wystąpieniem.

Trump prowadził długą kampanią przeciwko wpływom chińskim i przysięgał, że powstrzyma ich wyłaniającą się regionalną dominację, jako supermocarstwo, zarówno ekonomiczne jak i militarne. Ale nie udało mu się zrozumieć, że najlepszą metodą na osiągnięcie tego celu byłoby dla Ameryki ratyfikowanie TPP. Miał rację twierdząc, że TPP było oszustwem. Ale nie z powodów, w które wierzy. To nigdy nie dotyczyło handlu i oczywiście nie miało nic wspólnego z wolnym handlem. To porozumienie dyplomatyczne i dotyczące bezpieczeństwa, zostało zaprojektowane tak, aby zaszkodzić Chinom, ograniczając wolny handel, szczególnie poprzez ukierunkowanie chińskiego handlu do ich najbliższych sąsiadów.

Australia prowadzi bilans handlowy z korzyścią dla USA. Traktat TPP był zagwozdką dla Australii. Negocjowany przez rządy laborzystowski i koalicyjny w najlepszym okresie dekady, nie zawierał prawie żadnych korzyści i ostatecznie został obciążony budzącą strach klauzulą, która mogła dać zagranicznym przedsiębiorstwom prawo do ubiegania się o rekompensatę, jeśli jakakolwiek decyzja miejscowych władz spowodowałaby straty w działalności biznesowej. W efekcie zagraniczne komercjalne interesy handlowe miałyby pierwszeństwo przed działaniami demokratycznie wybranych rządów.”

Była to oczywista próba zamachu na resztkę suwerenności, jaką posiadały „niepodległe państwa”, w interesie korporacji, głównie amerykańskich. Przypomnę, że już za czasów Johna Howarda i przyjętej wówczas umowy o „wolnym” handlu ze Stanami Zjednoczonymi, amerykańskie przedsiębiorstwa uzyskały prawo do ubiegania się o wszelkie rządowe oferty biznesowe, do ubiegania których wcześniej uprawnione były wyłącznie przedsiębiorstwa australijskie. Pisze o tym zespół australijskich profesorów w książce „Jak zabić kraj” 1). Były w tej umowie także inne perełki, jak chociażby zakaz dotowania niektórych sektorów gospodarki, np. rolnictwa australijskiego, podczas gdy rząd amerykański mógł dotować korporacje rolne, np. Monsanto, ile tylko chciał. Czy to jest wolny rynek, w którym liczą się tylko innowacje, jakość i wydajność pracy?

Zarówno tamta, wciąż obowiązująca umowa, jak i ta nowa, odrzucona, wydają mi się częściami programu, oznaczającego całkowite przejęcie samodzielności państw i pozbawienie ich zdolności do niezależnej egzystencji. Jednocześnie, mając monopol na rozmiary i jakość produktów żywnościowych, korporacja, już światowa, może regulować rozmiar populacji ziemskiej, czyli ją redukować.

Wracam jednak do szczerej publikacji Iana Verrendera. Pisze on, że w oryginalnej postaci TPP ujęto ważną kwestię zwiększenia praw patentowych, co jednak w praktyce oznaczałoby ochronę amerykańskich korporacji farmaceutycznych. Zmiany te przeczyły konkurencyjności i ograniczały handel. Dotychczasowe doświadczenia z tzw. „wolnym” handlem są dla Australii wyjątkowo złe. W rezultacie podpisania umowy przez premiera Howarda Australia traci 14,6 miliarda dolarów rocznie. Naukowcy z Narodowego Uniwersytetu Australijskiego (Australian National University – ANU), wyliczyli, że do tej pory Lucky Country straciło 57 miliardów dol.

crawford.anu.edu.au/pdf/ajrc/wpapers/2015/201501.pdf

Verrender stwierdza ironicznie: „Dziwne, że ta mała bryłka złota wydaje się nigdy nie wspominana przez naszych liderów, kiedykolwiek rozpływają się o korzyściach, wynikających z porozumień w sprawie wolnego handlu.” Odnoszę wrażenie, że im się pomyliło i mają oni na myśli korzyści z porozumienia między Australią i Timorem Wschodnim (zwłaszcza w sprawie ropy naftowej), a jeszcze lepiej z Papuą Nową Gwineą (zwłaszcza w sprawie wyspy Manus). Powyższe przykłady partnerstwa są podobne do partnerstwa między Stanami Zjednoczonymi i Australią. Od 1998 roku Australia posiada instytucję dużej wagi – Productivity Commission, należącą do federalnego Ministerstwa Skarbu. Jest ona, cytuję za Wikipedią, „podstawową instytucją rządu australijskiego, dokonującą ocen i doradzającą w sprawach polityki mikroekonomicznej, przepisów i szeregu innych spraw społecznych oraz dotyczących środowiska.”


Miałem okazję zapoznać się osobiście z pracą tej instytucji, kiedy bodajże w 2003 r. jej przedstawiciele, włącznie z prezesem, przyjechali do Brisbane, aby w Sali Sądu Stanowego publicznie przepytać mnie w sprawie nazwy Mt Kosciuszko. Dlaczego o tym wspominam?

Ponieważ redaktor działu biznesu ABC Ian Verrender, pisząc o stratach, jakie poniosła Australia z powodu podpisania dokumentu o wolnym handlu ze Stanami Zjednoczonymi, zwrócił uwagę, że „...liderzy państwa nigdy nie odnieśli się do licznych raportów i studiów ich własnej Productivity Commission, która wielokrotnie nawoływała do większej ostrożności w podpisywaniu porozumień w sprawie wolnego handlu, ponieważ przynoszą one mało korzyści i mogą narzucić koszty netto na społeczeństwo. Jak Productivity Commission konsekwentnie wykazywała, porozumienia te są preferencyjnymi porozumieniami w handlu – umowami, które powstrzymują i zniekształcają wolny handel, a nie promują go. Nic dziwnego, że rząd kategorycznie odmówił Productivity Commission jakiegokolwiek zbliżenia do szczegółów PTT, zanim go podpisaliśmy.” I na tym polega problem. Mamy rządy, które nie chcą znać prawdy, przy podejmowaniu decyzji.

W dalszej części publikacji Verrender powołuje się na Bank Światowy, który zainteresował się konsekwencjami PTT i doszedł do konkluzji, że traktat ten oznaczał bardzo mało dla Australii. Dokładnie jedną dziesiątą procentu GDP. Andrew Robb, ówczesny minister handlu, odrzucił to pomówienie.

Któż mógłby przypuszczać, że Bank Światowy chciał dobrze dla Australii, a jednak. Według Verrendera, Bank ten ustalił, że państwa, które nie weszły do traktatu, jak Tajlandia, będą poszkodowane, głównie dlatego, że członkowie TPP będą karani, jeśli przyjdzie im do głowy nabywanie towarów z krajów nie będących w TPP. I to jest prawdziwy powód, dla którego Chiny, największy partner handlowy Australii, zostały wyłączone z TPP. „Jeśli Mr Trump włączyłby Chiny do traktatu, to oznaczałoby to klęskę dla USA i globalnej gospodarki. Konsumenci amerykańscy musieliby pokryć koszty poprzez wyższe ceny, mieliby mniej gotówki na wydatki, co z kolei uderzyłoby korporacyjną Amerykę ... Chiny posiadają więcej niż 1.46 trilliona dolarów w postaci amerykańskiego długu, co mogło by się stać podręczną bronią, w przypadku gdyby doszło do wrogich stosunków.”

Z tego, co napisał Verrender wynikałoby, że zarówno kraje Pacyfiku, należące do TPP, jak i kraje europejskie należące do atlantyckiego odpowiednika (Trans-atlantyckie Partnerstwo w Sprawie Handlu i Inwestycji (Transatlantic Trade and Investment Partnership – TTIP), mogą bezkarnie prowadzić wymianę handlową wyłącznie w obrębie swojej organizacji. Jest natomiast wyjątek – Stany Zjednoczone, które z tytułu członkostwa może legalnie handlować zarówno z TPP jak i z TTIP. Jednakże na podstawie tego samego prawa, jeśli sobie pohandluje z Australią, to Unia Europejska może Stanom przyłożyć mandat. I analogicznie, w przypadku handlu z Polską, kraje Pacyfiku mogą Stanom przyłożyć mandat. A w przypadku handlu ze Zjednoczonym Królestwem, czy Chinami, oba bloki handlowe mogą przyłożyć Stanom mandaty.

Oto do jakiego absurdu doprowadza korporacyjna legislacja zapisana na 20 tysiącach stron. Correct me if I am wrong.

Janusz Rygielski

1. How to Kill a Country, Australia’s Devastating Trade Deal With the United States, Linda Weiss, Elizabeth Thurbon, John Mathews, Allen & Urwin, Crows Nest, 2003