Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
1 lutego 2016
Zbyszewskiego książka o Niemcewiczu
Janusz R. Kowalczyk. Mal. Kasia Wasilewska-Wojtan

"Niemcewicz od przodu i tyłu" to żywo napisana, świetnie udokumentowana książka historyczna Karola Zbyszewskiego, odrzucona jednak przez Uniwersytet Warszawski jako praca doktorska. W krzywym zwierciadle satyry przedstawił w niej autor wydarzenia ostatnich lat Rzeczypospolitej Obojga Narodów. Jego książka to pamflet na fatalnie rządzony kraj, z groteskowo nieudolnym monarchą i zdeprawowanymi możnowładcami, którzy dla korzyści majątkowych zaprzedali ojczyznę w niewolę zaborów. Dwa wydania "Niemcewicza…" w 1939 r. wywołały burzę polemik.

Z polskiej socjety końca osiemnastego wieku Karol Zbyszewski nie oszczędził nikogo. Chłoszcze wygodnictwo, egoizm i polityczną ślepotę króla Stanisława Augusta Poniatowskiego, sybarytyzm i pijaństwo znaczniejszych przedstawicieli rodów magnackich, pazerność i rozwiązłość kościelnych hierarchów, pieniactwo przekupnych sejmowych reprezentantów narodu, tęgich opojów i zdrajców, walczących o wpływy dla zaspokojenia próżności i nabicia własnej kiesy. Z kart książki wręcz emanuje katastrofalnym upadkiem moralnym elit czasów stanisławowskich, pozbawionych rozsądnego, odważnego przywódcy o znaczącym autorytecie.

Autor nie bawi się przy tym w Katona, nikogo nie poucza, trudno nawet uznać, że celowo kogokolwiek wykpiwa. Wystarczy, że w bezkompromisowym stylu zestawia historyczne fakty, przez co nabierają gorzkiej wymowy i ironicznych znaczeń. Można by pomyśleć, że w "Niemcewiczu od przodu i tyłu" mamy do czynienia z kpiarską fantazją powieściową na wzór przygód Barona Münchhausena, tymczasem nie - prawda o Polsce tamtych czasów może i wyglądała jak zbiór uciesznych, łgarskich facecji, była jednak smutną rzeczywistością.

"Stanisław August tuptał i krzątał się jak zawsze - forsował ludzi sobie i Rosji oddanych, chciał sejmu łagodnego, który by uchwalił spłacenie jego prywatnych długów oraz popierał jego politykę zjednywania wielkiej Katarzyny pokorą i uległością. Opozycyjne magnatołki, niezmordowane lizusy wszechmocnej carycy […] wzięły się do też sprężyście do sejmików. Szczęsny chciał przewodzić, znaczyć… Rzewuski - buławie hetmańskiej dawną władzę przywrócić; Branicki i stare babsztyle - doskwierać królowi; Czartoryski - być na pierwszym planie; Stakelberg był zupełnie spokojny: od szesnastu lat rządził Polską jak swym folwarkiem, tyle sejmów trzymał za mordę - nie wątpił, że i z tym da sobie radę, tyle piśnie, ile mu pozwoli. Nie przykładał się do wyborów, obojętne mu było, kogo będzie terroryzować".

Młody Julian Ursyn Niemcewicz został nieoczekiwanie wybrany do jako jeden z sześciu posłów z Inflant, a raczej ich resztek ocalałych po pierwszym rozbiorze: "małej łączki za Dźwiną". Swój sukces zawdzięczał równie nikomu nieznanemu Michałowi Zabielle, który to "jeździł do Kijowa pokłonić się się Potiomkinowi, paryskimi kawałami, opisami swych miłosnych chwytów bawił wiecznie znudzonego potentata. Pisnął raz, że ma ochotę posłować, dostał ów list z 'in blanco' na dalsze pięć nazwisk".

Zabiełło dopisał do listu Niemcewicza z wdzięczności za udzieloną mu niegdyś pomoc. Do wyobraźni szlachty głosującej na swoich przedstawicieli bardziej przemawiało zalecenie rosyjskiego satrapy, faworyta carycy, niż wątpliwa charyzma polskiego władcy, rekomendującego w swoim liście całkiem innych kandydatów. I tak Niemcewicz został posłem zgromadzenia, które miało przejść do historii jako Sejm Czteroletni.

"Posłowie zaczynali i kończyli swe perory w sejmie od przysięgi, że pieniędzy moskiewskich nie brali. Ci, co brali - nie wyrzekli się ich. Ale już nie pysznili się tym, tłumaczyli rzeczowo:- Biorę pieniądze, bo trzeba niszczyć protektorkę wszelkimi sposobami."

Sejmowe przepychanki Niemcewicz zgrabnie ujął w napisanej w trzy tygodnie pierwszej rdzennie polskiej komedii, z której i część największych krzykaczy sejmowych dopiero wymiarkowała, w czym tak naprawdę biorą wszyscy udział. Pokazany po raz pierwszy 15 stycznia 1891 r. "aktualny, treściwy i zabawny 'Powrót posła' żywiej przemówił do szlachty niż tomy zawiłych elukubracyj Kołłątajowych. […] Parodia wypadła dużo udatniej od apoteozy, podobnie jak występek jest zawsze ciekawszy od cnoty". Cała stolica pchała się do teatru - "Powrót posła" grany był "niewiarygodnie długo, bo prawie dwa tygodnie". Patrioci triumfowali - ich zdaniem była to "walna bitwa wygrana przed opinią publiczną".


Kasie Wasilewska-Wojtan: ostatnia narada Kościuszki z Niemcewiczem przed bitwą maciejowicką


Kasia Wasilewska-Wojtan: Niemcewicz w niewoli carskiej z więziennym kotem

Niemcewicz zyskał kolosalną popularność i sławę pierwszego pióra Rzeczypospolitej. Zdyskontował ją jeszcze wydając wkrótce rozchwytywaną "Gazetę Narodową i Obcą", w której udostępniał szerokiemu ogółowi rozmaite opinie, preferując punkt widzenia stronnictwa patriotycznego. "Niemcewicz to pierwszy polski prawdziwy dziennikarz" - konstatuje Zbyszewski.

Praca ta pośrednio wpłynęła na nastroje sprzyjające uchwaleniu Konstytucji 3 Maja, choć nie uchroniła, jak wiadomo, od zdrady Targowicy. Król pisał sążniste listy do bratanka Józefa Poniatowskiego, "że musi przecie spłacić swe długi, że musi mieć u kogo nowe zaciągnąć, że przystąpienie do Targowicy było jedynym rozsądnym i godziwym wyjściem". Kiedy Stanisława Augusta doszły zupełnie pewne wieści, że drugi rozbiór jest już w Petersburgu postanowiony, zaproponował Katarzynie, aby mu wyznaczyła 100 tysięcy dukatów rocznej pensji, a on wówczas abdykuje. Carycę równie niedorzecznym pomysłem tylko rozśmieszył - właśnie dzięki Stanisławowi robiła z Polską, co chciała.

Tadeusz Kościuszko wraz ze swoim sekretarzem, a zarazem krewniakiem Niemcewiczem zabiegał u króla o pożyczenie map: "Wasza Królewska Mość, od wiernej mapy wygranie bitwy może zależeć".

Wyszli z niczym. Do klęski pod Maciejowicami przyczyniły właśnie złe obliczenia w ocenie odległości wykazywane przez starą, bezwartościową mapę sztabową - oczekiwana pomoc nie była w stanie dotrzeć na czas. "Sknerstwo Kluchosława" - jak złośliwie króla Stasia nazywa Zbyszewski - "spowodowało klęskę".

"Odkąd wstąpił na tron, żadna katastrofa nie spadła na Polskę bez jego udziału. Maciejowice - ostatnia, ostateczna nie była wyjątkiem".

W polskiej historiografii przeważają prace solenne, napuszone, słuszne, na ogół śmiertelnie nudne. "Niemcewicz od przodu i tyłu" Zbyszewskiego taki nie jest. Nazywa rzeczy wprost i po imieniu. Przemawia do każdego i z tego też względu powinien być lekturą obowiązkową, szczególnie - ku pamięci i przestrodze - dla dzisiejszych polityków i parlamentarzystów.

Karol Zbyszewski, urodził się we Frantówce, na Ukrainie, na Humańszczyźnie w 1904 r., był w szkole w Kijowie, a od 1920 r. w Warszawie. Uzyskał na Uniwersytecie Warszawskim magisterium z historii u prof. Marcelego Handelsmana za prace o Karolu Wielkim (Charlemagne) oraz o konserwatystach francuskich pierwszej połowy XIX wieku. Od 1928 r. drukował artykuły i felietony między innymi w wileńskim "Słowie" oraz "Prosto z mostu", "ABC", "Czasie". Pracował jako nauczyciel historii w gimnazjum w Otwocku, w archiwum Ministerstwa Spraw Zagranicznych (zredukowany po pół roku). Grał w piłkę nożną w "A" klasie, brał udział w turniejach tenisowych, startował w zawodach pływackich, jeździł motocyklem po Polsce oraz do Czech, Niemiec, Francji, Włoch, Węgier, Rumunii, Bułgarii.

Dziennikarstwo, poboczne prace zarobkowe, sport, turystyka motocyklowa pochłaniały sporo czasu. Toteż studia nad Niemcewiczem i pisanie pracy doktorskiej, mimo ponagleń prof. Handelsmana, trwało osiem lat. Odrzuconą przez Uniwersytet Warszawski niedoszłą pracę doktorską Zbyszewskiego wydał "Rój" w lutym 1939 r. Książka wywołała szaloną burzę, było ponad 50 recenzji, przeważnie potępiających. Spotkała się z ogromnym powodzeniem - wkrótce wyszło drugie wydanie.

Po katastrofalnym wrześniu 1939 r. Karol Zbyszewski przedostał się do polskich oddziałów we Francji. Jako goniec motocyklowy sztabu Brygady Podhalańskiej brał udział w wyprawie na Narwik. Przez czterdzieści kilka lat pracował później w Londynie w "Dzienniku Polskim". Jego stałą rubrykę "To i Owo", stale przedrukowywały polskie pisma w USA. Prowadził całostronicowy dział "Tylon", pisał reportaże, wypełniał dział sportowy, referował konkursy Miss Polonia, etc. Pisywał artykuły do "Wiadomości" i różnych wydawnictw. W Londynie ukazało się siedem jego książek. Zmarł w 1990 r.

culture.pl - o Zbyszewskim i jego książce o Niemcewiczu