Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
21 kwietnia 2015
Monash i ANZAC Day
Janusz Rygielski
Dzień to szczególny - ANZAC Day - setna rocznica nieudanej próby zdobycia półwyspu Gallipoli w Turcji, podczas Pierwszej Wojny Światowej. Uczestniczące w próbie zdobycia przyczółka wojska australijskie, poniosły ogromne straty. Polonijni kombatanci ze swoimi sztandarami będą maszerować głównymi ulicami miast australijskich, przypominając gospodarzom wspólną walkę pod Tobrukiem. Australia i Polska uczyniły dzień swojej największej klęski uroczystą, celebrowaną rocznicą.

Nasza wiedza o Gallipoli, pochodzi głównie ze źródeł australijskich i z australijskiej perspektywy. W bohaterskiej, tragicznej walce zginęło tysiące młodych żołnierzy, najwięcej ze wszystkich bitew, w jakich uczestniczyła Australia. Co roku organizowane są także obchody tej klęski na miejscu, w Turcji. Młodzi Australijczycy, zwłaszcza ci, których dziadkowie zginęli na tym półwyspie, ponoszą wysokie koszty, aby polecieć do Europy i spędzić noc lub dwie na byłym polu bitewnym.

Na witrynie amerykańskich kombatantów zamieszczono artykuł 1) Davida Boyajiana przypominający, że nieudanego desantu na Gallipoli dokonali alianci – Zjednoczone Królestwo, Australia, Nowa Zelandia i Francja, pozostawiając na polu bitwy 44 tysiące zabitych żołnierzy i zabierając do swoich ojczyzn 97 tysięcy rannych. Anglia straciła 21 tysięcy żołnierzy, Australia i Nowa Zelandia – 11 tys 2), a Francja – 10 tys. W tym roku, z okazji 100. rocznicy, do Gallipoli zawitają książę Karol, premierzy Australii i Nowej Zelandii oraz liczni dostojnicy z innych państw.

Autor zastanawia się, czy taki zaszczyt powinien spotkać Turcję – kraj „...niesławny z powodu łamania praw człowieka, który wyjątkowo okrutnie traktował jeńców wojennych, a obecnie prześladuje garstkę chrześcijan, a także Alevisów, Kurdów i Żydów. Kraj, który popełnił ludobójstwo i rabunek na na milionach tubylczych chrześcijan; Armeńczyków, Assyrian i Greków, gdy na Gallipoli walczyli alianci i wiele lat później. Kraj, który arogancko zaprzecza, że to uczynił. Wielka Brytania, Australia i Nowa Zelandia – pisze autor - stworzyły styl obchodów w Turcji czymś mało poważnym. Uśmiechnięci, którzy wygrali los na loterii, otrzymają bilety na uroczystości. Młodzieżowe organizacje rywalizują o tytuł Gallipoli ‘młodzieżowych ambasadorów’ i wygrywają podróż z pokryciem wszystkich kosztów.

Czy Gallipoli jest miejscem spoczynku walecznych żołnierzy alianckich, czy też Disneylandem po turecku?” W Australii popularne supermarkety reklamują koszulki, pojemniki na piwo, i inne produkty z nazwą „Gallipoli”. „Fresh food people” przypominają, że mają „Fresh memory”. Piekarnie wypiekają anzakowe biszkopty. Biznes się kręci. Boyajian twierdzi, że ludzie Zachodu nie są w stanie zrozumieć Turcji. Rząd turecki nie opłakuje zabitych aliantów bardziej niż dba o ofiary swoich ludobójstw i celowo nie zaznaczone masowych grobów, w których spoczywają.

Natomiast „Turcja bawi się dobrze przedstawieniem pokonanych obcokrajowców podążających do Gallipoli. W tym roku, miesiąc przed obchodami ANZAC-u, zorganizowała swe własne obchody. Z tej okazji rozwinięto transparent zwycięstwa o długości 1915 metrów. Podobno w międzyczasie tureckie Ministerstwo Obrony usunęło nazwiska nie muzułmanów z listy swoich żołnierzy, którzy również zginęli pod Gallipoli.”

Autor artykułu jest amerykańskim dziennikarzem pochodzenia armeńskiego. Krytycznie ocenia Turcję, choć to alianci najechali Turcję, a nie odwrotnie. Kraj ten był w tym czasie sojusznikiem Niemiec. Wytyka obecnemu premierowi Recepowi Tayyipowi Erdoganowi to, że jest on „ego maniakiem”, bo wybudował sobie „jarmarczny” pałac zawierający 1100 pokoi, za, podobno, 650 milionów dolarów. Dwa lata temu Erdogan zarządził zabicie demonstrantów na Gezi Square, protestujących przeciwko jego autokratycznym rządom. Ponadto regularnie podaje do sądu i zamyka w więzieniach dziennikarzy. W tym miesiącu będzie udzielał wykładu ludziom, którzy przyjadą uczcić bohaterstwo i poświęcenie życia, jakie miało miejsce sto lat temu.

W roku 1915 informacje o traktowaniu przez Turcję mniejszości narodowych były szeroko podawane w mediach aliantów. W maju tamtego roku Francja, Wielka Brytania i Rosja ogłosiły ostrzeżenie: „Rządy aliantów...będą traktowały osobiście odpowiedzialnych... wszystkich członków rządu ottomańskiego i tych ich agentów, którzy są zamieszani w takie masakry.”

Winston Churchill nazwał je „holocaustem”. Ambasador amerykański w Turcji Henry Morgenthau stwierdził, że była to ”eksterminacja rasowa”. Te ówczesne, tragiczne wydarzenia spowodowały, że Żyd, polski prawnik – Rafael Lemkin, wymyślił termin „genocide”. Parlamenty Unii Europejskiej, Kanady, Francji, Libanu, Rosji, Szwecji, Szwajcarii, Urugwaju i wiele innych, jak również Watykan i organizacje międzynarodowe, uznały masakry Armeńczyków za ludobójstwo. Ale, co może wydawać się dziwne, rządy Zjednoczonego Królestwa (z wyjątkiem Szkocji i Walii), Australii (z wyjątkiem Nowej Południowej Walii), i Nowej Zelandii odmawiają uznania tych zbrodni. Boją się reakcji Turcji.

Boyajian stwierdza, że to mocno kontrastuje z bohaterstwem żołnierzy alianckich w Gallipoli. Powołuje się na nowozelandzkiego pisarza i biznesmena Stephena Keysa, który pyta „Czy jest (Turcja) takim rodzajem rządu, że my Nowozelandczycy, jesteśmy dumni stojąc obok nich 25 kwietnia 2015 roku?”. Dowiedziałem się przy okazji, że rok obecny jest „Rokiem Turcji” w Australii. Autor artykułu proponuje nazwę bardziej adekwatną: „Rok Turecki i Australijski Zaprzeczających Ludobójstwo” (The Year of Turkish and Australian Genocide Denials).

Francja uznała ludobójstwo popełnione na Armeńczykach, pomimo gróźb tureckich. Reprezentacja francuska, na czele z prezydentem Hollande, będzie w Armenii 24 kwietnia 2015 r. Tego dnia Turcy aresztowali i zamordowali armeńskich intelektualistów, lekarzy, księży, pisarzy i innych liderów, jako część ludobójstwa.

Okazuje się, że Turcy rzeczywiście dokuczają tym, którzy opowiadają się za prawdą. Pięć lat temu władze początkowo odmówiły wiz naukowcom australijskim i nowozelandzkim, którzy mieli zamiar sporządzić mapę terenów, o które toczyły sią bitwy na półwyspie Gallipoli. Powodem tego był fakt, że w sydneyskiej dzielnicy Bonnyrigg zbudowano pomnik poświęcony ludobójstwu chrześcijańskich Assyrian. Natomiast dwa lata temu strona turecka zagroziła, że nie wpuści do Gallipoli parlamentarzystów Nowej Południowej Walii, ponieważ parlament NSW uznał armeńskie ludobójstwo.

Aby bardziej nie irytować Turków, w sydnejskim Hyde Parku uhonorowano tablicą pamiątkową, tureckiego bohatera Gallipoli i późniejszego prezydenta kraju Kemala Ataturka. Autor twierdzi, że „bohater” ten kontynuował diabelskie dzieło swoich poprzedników. W latach 1919-1923 zarządził wymordowanie lub wysiedlenie chrześcijan, którzy uniknęli ludobójstwa w roku 1915, a w 1937 r. wybicie tysięcy Kurdów, częściowo za pomocą gazów trujących. Hitler był zachwycony Ataturkiem. Udzielił wywiadu gazecie tureckiej, w którym powiedział: „Turcja była dla nas wzorem” (Turkey was our role model).

Ci, którzy przyjadą do Gallipoli, kurtuazyjnie skłonią się przed pomnikiem Ataturka, nie znając jego przerażającego „dorobku”. Dusze bohaterskich żołnierzy, spoczywających pod ziemią wyszepczą: „Prosimy, uhonorujcie naszą pamięć, udając się gdziekolwiek w kwietniu i unikając tureckiego tańca zwycięstwa na naszych grobach i tych milionów niewinnych chrześcijan.”

* * *

Na Gallipoli wojskami australijskimi dowodził generał John Monash. Jego ojciec był Niemcem, a matką Żydówką. Ojciec urodził się w Krotoszynie, matka niedaleko Szczecina. Monash był niezwykle utalentowany, pracowity i ambitny. Także grał dobrze na fortepianie. Miewał publiczne wytępy, a jego ulubionym utworem był „Polonez” Szopena. Australijczycy poświęcili mu film „Monash, the Forgotten ANZAC”. Generał Monash był gwiazdą podczas I Wojny Światowej, może nawet głównym autorem zwycięstwa aliantów. Za efektywność dowodzenia otrzymał z rąk króla angielskie szlachectwo.

Pod koniec swej kariery militarnej dowodził 200. tysięczną armią, w skład której wchodziły także wojska amerykańskie, kanadyjskie i nowozelandzkie. Ale kampania turecka była jego wojennym debiutem i, niestety, miał nad sobą angielskich szefów, których kwalifikacje były znacznie poniżej jego poziomu. Ponadto nieświadomie realizował plan, którego założeniem była porażka, a nie zwycięstwo. Generałem mianowano go właśnie na Gallipoli, w czasie kiedy w Kairze, Londynie i Melbourne kursowały dzikie plotki, że został rozstrzelany jako niemiecki szpieg 3). Musiał wykonywać durne rozkazy. Kiedy pod jego przywództwem Australijczycy ginęli, nikt do niego nie miał o to pretensji. Kiedy natomiast w Europie odnosił ogromne sukcesy, wówczas złośliwi dziennikarze dokuczali mu w rodzinnym kraju. Mimo źle wówczas widzianego pochodzenia, okazał się lojalnym 100. procentowym Australijczykiem.

Sprawdził się nie tylko na wojnie. Po jej zakończeniu kierował akcją repartiacji 160 tysięcy żołnierzy australijskich. Przeprowadził ją wyjątkowo sprawnie, a czas spędzony w Europie wykorzystał na dokształcenie podwładnych w cywilnych, użytecznych zawodach. Kiedy wrócił do ojczyzny, witał go tłum liczący 600 tysięcy ludzi. Jego zaciekli przeciwnicy – dziennikarze zamienili się w apologetów. Oświadczyli, że zmienili zdanie. Ze względu nie tyle na niewłaściwe pochodzenie ile raczej bujne życie prywatne, nie został gubernatorem Australii. Został dyrektorem generalnym Stanowej Komisji Elektryfikacji Wiktorii. Jak podczas wojny, w trudnych warunkach, ze swych obowiązków wywiązał się w sposób nowatorski i skuteczny. Pełnił też wysokie funkcje uniwersyteckie oraz w stowarzyszeniach zawodowych i naukowych. Szybko wydał książkę poświęconą udziałowi Australijczyków w I Wojnie Światowej, która przyniosła mu dodatkową sławę.

Monash od powrotu do Australii dbał o weteranów, walczył o ich prawa. Był ich naturalnym rzecznikiem. Od 1925 r. prowadził w Melbourne marsze podczas ANZAC Day, a od 1927 r. był ich głównym organizatorem. W ostatnich latach swojego życia najważniejszą sprawą było dla niego Sanktuarium Upamiętnienia (Rememberance Shrine). Praktycznie pełnił rolę przewodniczącego komitetu budowy tego obiektu.

W filmie „Monash The Forgotten Anzac” przedstawiono sceny ukazujące reakcję Australijczyków na wybuch I Wojny Światowej. Społeczeństwo państwa, które istniało zaledwie 13 lat, było mocno przywiązane do Korony Brytyjskiej i w ogromnej większości uważało, że walka po stronie Anglii była jego zwykłym obowiązkiem. Młodzi mężczyźni sądzili, że wojna ta zakończy się szybkim zwycięstwem aliantów i chcieli zdążyć z pomocą zanim się ona skończy. W Australii nie było poboru do wojska. Ochotnicy ustawiali się w długich kolejkach, aby zadeklarować swą gotowość do walki.

Okropieństwa wojny przeszły ich oczekiwania. Niemal w każdym miasteczku australijskim znajduje się pomnik upamiętnienia, a na nim lista, głównie osiemnastolatków, którzy dla dobra bankierów nie powrócili z wyprawy na tę wojenkę. W pogrzebie Sir Johna Monasha w Melbourne uczestniczyło ponad 300 tysięcy żałobników.

Janusz Rygielski

1. David Boyaian, The Allies at Gallipoli, Veterans Today, 1 April 2015, http://www.veteranstoday.com/2015/04/01/the-allies-at-gallipoli/
2. Witryna armii australijskiej podaje liczbę Australijczyków, którzy zginęli w tej operacji – 8141. http://www.army.gov.au/Our-history/History-in-Focus/WWI-Gallipoli
3. Australian Dictionary Of Biography http://adb.anu.edu.au/biography/monash-sir-john-7618

Warto porównać komentarz dziennikarza ABC Grumbling on Gallipoli Peninsula