Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
22 marca 2015
Książka o księdzu Rydzyku
Filip Stankiewicz & Michał Żarski

Wirtualna Polska przedstawia fragmenty książki "W rodzinie ojca mego", z których wynika nieprawdziwy obraz ojca Tadeusza Rydzyka. Nie wszystkie fragmenty stawiają księdza w złym świetle, bardzo dobrze, że ojciec Tadeusz Rydzyk nie płakał po Stalinie - widać, że od dziecka był człowiekiem z charakterem. W kolejnym fragmencie pojawia się nie wiadomo czy prawdziwa informacja, że ksiądz Tadeusz Rydzyk powiedział ojcu, aby wyprowadził się z domu. Co w tym złego, że powiedział ojcu, który bardzo źle się zachowywał wobec bliskich, aby odszedł z domu? Każdy dbający o rodzinę by tak zrobił. To takie szukanie na siłę jakichś wyimaginowanych wad czy błędów.

Dziwne jest też mówienie, że każdemu się podlizywał gdy tymczasem nie płakał po Stalinie co było wyraźnie pójściem pod prąd. Następnie jest pozytywny fragment o tym, że ksiądz Tadeusz Rydzyk starał się przyciągnąć ludzi do Kościoła. W tekście sporo plotek nie wiadomo na ile wiarygodnych i dziwne zarzuty - np. że jakaś grupa młodzieży przeszła do zielonoświątkowców. Jaka w tym wina ojca Rydzyka? Przecież oni nie wierzyli w jakiegoś księdza, ale w Boga - gdyby jeden ksiądz czy kilku księży ich zawiodło przeszliby do innego katolickiego księdza.

W kolejnym fragmencie widać, że wypowiadający się ksiądz to wróg księdza Rydzyka: "Tak jak teraz bełkocze kazania, tak wtedy coś wybełkotał, nie trzymało się to kupy." - ja słuchałem księdza Rydzyka wiele razy i mówił zrozumiale. Sugerowanie w następnym fragmencie, że Kościół nie ma mieć wpływu na sprawy publiczne to zły przekaz. Księża to obywatele i mają prawo wypowiadać swoje zdanie także w radiu. Sugestia, że radio dostało koncesję w Rosji bo jest na rękę Rosji jest insynuacją. Skąd pewność, że urzędnicy rosyjscy w ogóle znali program nadawany przez Radio Maryja? Może jakiś urzędnik był właśnie katolikiem czy przychylnie patrzył na katolicyzm. To, że ktoś zadzwonił do Radia Maryja i wychwalał Hitlera to nie wina radia, ani księdza Rydzyka. Wśród milionów słuchaczy każdej rozgłośni znajdą się odchyły od normy.

Jeśli Jan Kobylański wspierał dzieło budowane przez ojca Tadeusza Rydzyka mimo, że go nie znał, ale chciał kształcenia katolickich dziennikarzy i ludzi innych profesji to pokazuje, że jest patriotą. I kolejna relacja tym razem anonimowa podobno byłego pracownika Telewizji Trwam: Skąd mamy wiedzieć, że on naprawdę pracował w tej telewizji? Poza tym może krytyka ojca Rydzyka była słuszna, nikt nie pracuje idealnie.

Cytowany wcześniej nieprzychylny księdzu Rydzykowi ksiądz znowu zabiera głos i mówi "Młodzi usłyszeli, że wszyscy manipulują, że politycy kręcą." - a to nieprawda, że media manipulują, a politycy kręcą? Oczywiście ksiądz Tadeusz Rydzyk nie mówił o wszystkich mediach i wszystkich politykach. Mowa o antysemityzmie Radia Maryja, ale nie ma żadnego przykładu aby prowadzący czy ksiądz Tadeusz Rydzyk tak się wypowiadali. To, że jakiś słuchacz na żywo powie coś antysemickiego to nie wina Radia Maryja. Ten sam cytowany już niechętny ojcu Tadeuszowi Rydzykowi ksiądz twierdzi, że ksiądz Rydzyk uważa kobiety za podgatunek i nie podaje żadnego dowodu na to twierdzenie. To wygląda na bezpodstawne szkalowanie księdza Rydzyka.

Podobnie ten ksiądz krytykuje rzekomo duże pieniądze wyciągane przez księdza Rydzyka i związanych z nim księży - a przecież powstały lub powstają radio, gazeta, telewizja, uczelnia wyższa, geotermia, kościół. To potrzebne inwestycje, a z tego wynika, że ksiądz Rydzyk nie wydaje pieniędzy na swoje potrzeby, ani nie trzyma ich na koncie tylko wydaje na rzeczy potrzebne ludziom wierzącym.

Filip Stankiewicz

niepoprawni.pl

O ks. Rydzyku na Wirtualnej

Polska rzeczywistość jest pełna strachów. Jedni boją się Jarosława Kaczyńskiego, inni ojca Rydzyka. Jedni i drudzy czytają „Gazetę wyborczą”, a to pierwszorzędne źródło horroru wszelakiego. W latach 90. siała wśród wielkomiejskiej inteligencji lęk przed disco polo; lęk zaś przed religią był jej głównym refrenem w zasadzie od samego początku powstania pisma. A Radio Maryja – wisienką na torcie wśród historyjek z dreszczykiem opowiadanych przez przejętych swoją misją dziennikarzy. Cóż, jedni boją się duchów, inni czarnych kotów przebiegających im drogę, inni zakonników w czarnych sutannach. Jeszcze gdy ci ostatni mają tajemnicze życiorysy (nie ukrywam, o. Rydzyk taki właśnie ma), historia staje się jeszcze bardziej pasjonująca. I nie byłoby w tym niczego złego, wszak każdy musi mieć swojego stracha, gdyby nie wyolbrzymianie faktów, którym spora część dziennikarzy ulega. Uległ im niestety, Marcin Wójcik, który przepracowawszy siedem lat w „Gościu Niedzielnym”, przeskoczył do „Dużego Formatu”, a teraz wydał demaskatorską w zamyśle książkę o środowisku Radia Maryja.

Gdy półtora roku temu czytałem „Imperatora”, reportaż o o. Tadeuszu Rydzyku, napisany przez Piotra Głuchowskiego i Jacka Hołuba (dziennikarzy „Gazety wyborczej”), byłem pod wielkim wrażeniem ich obiektywizmu i roboty, którą wykonali, aby stworzyć swój tekst. Umówmy się, nie jest ojciec Rydzyk bohaterem mojej bajki, a Radio Maryja i Telewizja Trwam to nie moje ulubione źródła informacji. Natomiast można pisać obiektywnie o czymś, czego się nie lubi, co udowodnili wyżej wymienieni reporterzy.

Redaktor Wójcik zadania domowego nie odrobił i wybrał się na prywatną krucjatę z mediami toruńskimi. Wali cepem jak Grzegorz Kopcewicz w tekstach zespołu Butelka, natomiast ten jest tylko rockmanem, a ci nie muszą być ani lotni, ani obiektywni. Dziennikarz powinien zachować chociaż pozory. Może to kompleks bycia za blisko środowiska, które Wójcikowi zbrzydło? Kompleks ministranta, który służył co niedziela w kościele, a teraz śpi z każdą napotkaną na dyskotece dziewczyną i wciąga nosem koks, aby nadrobić stracone przy ołtarzu lata? Rozumiem, że bycie blisko sacrum najczęściej człowieka paczy i być może właśnie temu zjawisku uległ autor reportażu „W rodzinie ojca mego”.

Grzechem głównym tej pozycji jest jej nierówny poziom. Są w niej rzeczy całkiem niezłe, jak teksty poświęcone Wyższej Szkole Kultury Społecznej i Medialnej, w której Marcin Wójcik studiował przez jeden semestr w charakterze kreta (albo Konrada Wallenroda). Tylko, że niczego sensacyjnego, co zapowiadają recenzje z tyłu okładki, znaleźć w nich nie sposób. Ledwie zarysowane postaci kilkorga studentów, w tym jednego kibica Lecha, któremu autor poświęca najwięcej miejsca. Kibic ten ani nikogo nie chce zabić, ani nie opowiada o ustawkach, nuda, panie, niczym w polskim filmie. A że poglądy ma raczej opozycyjne wobec rządzących, czytelnik wychowany na „Wyborczej” dopasuje już sobie swoje elementy układanki i stwierdzi, że ma rację: „u Rydzyka hodują wyznawców Kaczora”.

Tylko, że nazwisko Kaczyńskiego w tej historii nie pada. Ale nie wymagajmy wiele od lemingów. Są w reportażu tym elementy skandaliczne, manipulatorskie, na przykład historia z księdzem Natankiem w roli głównej, który nie dość, że w Radiu Maryja nie występuje, to jest przez swojego biskupa zawieszony w czynnościach kapłańskich. Znajduje się więc poza wspólnotą Kościoła katolickiego. Jest historia o mężczyźnie, który zabił własną żonę. Ona słuchała Zetki, on – Radia Maryja. O.Rydzyk mu kazał? A może od razu Kaczyński? Szeptał: „zabij sukę, bo niewierna”. Absurd.

Z całej książki wyłania się bardzo stronniczy obraz słuchaczy Radia Maryja i widzów Telewizji Trwam. To mniejsze lub większe świry, umysłowo ograniczone, a w najlepszym stopniu nieszczęśliwe i zmanipulowane przez „diabelskiego Rydzyka”. Zgadzam się, że działalność dyrektora radia może być uważana za kontrowersyjną. Znam osoby, które pracowały w jego „firmach”, a potem odeszły z nich, bądź zostały poproszone o odejście. Ich historie mogłyby ubarwić ten tekst. Natomiast na grubymi nićmi szytą manipulację jestem wyczulony. Tę z lewa i tę z prawa, żeby było po równo.

Nie uwierzyłem prawicowcom, że Nergal to nazista, nie uwierzę lewakom, że Rydzyk to szatan.** Niektórych rzeczy po prostu robić nie wypada, a jeśli mamy chęć zorganizowania prywatnej krucjaty przeciwko komuś, kogo nie darzymy szacunkiem, udajmy się na siłownię przerzucić kilka ton żelastwa, zamiast pisać, bo zawsze ulegniemy naszym niezdrowym emocjom.

Manipulacja zaczyna się już z tyłu okładki, gdzie w polecającej reportaż recenzji Lidia Ostałowska pisze: czemu dopuściliśmy, by sympatyczne panie w moherowych beretach pakowały w koperty kał i wysyłały je urzędnikom państwa? Urzędnik, który opowiada o rzeczonych kopertach, to członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji, Krzysztof Luft. Nie wspomina, kto wysyłał te niespodzianki do urzędu, bo skąd mógłby to wiedzieć, skoro były anonimowe? Ale pani Ostałowska doskonale to wie, jako specjalistka od reportaży o uciśnionych mniejszościach pisanych dla lemingów. Szósty, wybiórczy zmysł? Ktoś powie, że to tylko metafora.

Ale zaraz, zaraz, metafory, to drodzy państwo zostawcie poezji. To mogła być dobra książka, bo temat ciekawy, a osoba ojca Tadeusza Rydzyka budzi niemałe kontrowersje. Nic z tego, bo w zamian dostajemy horror katolicki skrzyżowany z powieścią tendencyjną, w którym od początku wiemy, kto jest dobry, a kto zły. Wszystko, co złe w Kościele, jest winą tego strasznego Rydzyka, a dobro kryje się po katakumbach. Straszna wizja, szkoda, że nieprawdziwa.

Michał Żarski

Marcin Wójcik, W rodzinie ojca mego, wyd. Czarne, Wołowiec 2015, ss. 265.

wnas.pl

Możesz przeczytać:

Największym grzechem Rodziny Radia Maryja jest nienawiść