Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
12 października 2014
Ashfield: Mity, legendy, pomówienia i niedomówienia
Ernestyna Skurjat-Kozek. Foto Puls Polonii

We wtorkowy wieczór, 7 października 2014 r., na konferencję prasową w Klubie Polskim w Ashfield przybyło pięciu dziennikarzy mediów australijskich: Dorota Banasiak z Radia SBS, Andrzej Lubieniecki z Polskiego Radia Sydney, Marek Weiss z Expressu Wieczornego, Krzysztof Bajkowski z Bumeranga Polskiego oraz Ernestyna Skurjat-Kozek z Pulsu Polonii. Idea „prasówki” chyba przypadła redaktorom do gustu, skoro orzekli, że warto się spotykać co pół roku.

Można oczywiście wiedzę o sprawach Klubu czerpać z plotek, „głuchego telefonu”, z nieokiełznanych komentarzy przekazywanych na świat przez social media czy „specjalistów” od masowej wysyłki emaili. Można jednak inaczej : czerpać wiedzę prosto u źródła. Czyli w Klubie. Trzeba tu jednak dodać, że Klub przez pewien czas miał „buzię” zasznurowaną, ponieważ toczył się proces sądowy, o którym prawo australijskie nie pozwalało swobodnie mówić.

Redaktorzy przybyli do Klubu z magnetofonami i kamerami, z masą pytań, pełni nadziei, że wreszcie rozwiane zostaną różne „legendy, mity, plotki, pomówienia i niedomówienia”. Czy się rozwiały?- odpowiedź na to pytanie znajdą Państwo zapewne w ich raportach z klubowej konferencji.




Od lewej: Andrzej Lubieniecki, Dorota Banasiak Krzysztof Bajkowski, Ernestyna Skurjat-Kozek


Od lewej: Stanisław Żak, członek zarządu i prezes Ryszard Borysiewicz

Konferencja zwołana przez prezesa Klubu, Ryszarda Borysiewicza, rozpoczęła się prezentacją dyrektorów Zarządu (wiekowo odmłodzonego po ostatnich wyborach). Prezes przypomniał, że Klub w Ashfield należy do kategorii small clubs, a egzystencja takich klubów nie jest łatwa: w Nowej Południowej Walii co tydzień zamyka się co najmniej jeden taki klub jak nasz. Nie jest łatwo, ale Klub Polski znajduje nowe źródła dochodu, dzięki którym nadal funkcjonuje. Bodaj najważniejszą „maszynką do robienia pieniędzy” jest organizowana raz na dwa miesiące dyskoteka Vibrations; daje ok. 15 tysięcy dolarów obrotu i daje zysk, bez którego trudno byłoby uiścić opłaty Council Rates (10 tysięcy dolarów kwartalnie) i w ogóle egzystować (tzw. fixed costs wynoszą 30 tys. dolarów miesięcznie).




Wielkiej popularności nabierają (a i dochód dają) „Pierogi Sundays”. Te i inne imprezy ogłaszane są – poza mediami polonijnymi – w mediach docierających do całej społeczności australijskiej: ważną rolę odgrywa tu klubowy Facebook oraz klubowa strona internetowa, aktualizowana częściej niż raz na tydzień (czasem nawet raz dziennie) przez członka Zarządu, Eleonorę Paton. Eleonorze udało się ostatnio „wkręcić” Klub razem w pierogami do main stream media: Radia 2GB i dziennika Daily Telegraph. Club Life Magazine zapowiada już artykuł przedstawiający sylwetkę Eleonory jako young female director. Jest nadzieja, że na dorocznej wyprzedaży staroci, (garage sale, sobota 25 października), pojawi się Radio ABC! Kto wie, jakie jeszcze media australijskie mogą się Klubem zainteresować w czasie Polish Christmas w Darling Harbour, gdzie Klub będzie miał swój ogródek piwny, a w nim fajną niespodziankę.




Prezes Borysiewicz wielokrotnie podkreślał, że priorytetem Zarządu jest BUSINESS. Klub musi być dochodowy. Nie będzie byznesu, jeśli się nie dopuści Australijczyków i różnych grup etnicznych. Jeśli Klub przeżyje kryzys i będzie dochodowy, to najgłówniejszym jego priorytetem będzie utrzymanie POLSKOŚCI. A więc będą imprezy „nasze”, „swojskie”, szkolne, kulturalne, patriotyczne, o ile będzie dach nad głową. Jasne jak słońce. A póki co, każdy musi zapłacić za wynajęcie sali. (Wynajęcie dużej Sali, czyli audytorium kosztuje $500 za cały wieczór). A kryzys jest, to fakt. Złożyło się nań wiele czynników, a głównym chyba były straty ponoszone przez Klub przez ostatnie kilka lat – w okresie tuż przed procesem sądowym i w czasie jego trwania.

Powszechnie wiadomo, że Restauracja Kameralna pozwała Klub do sądu, i że Klub w pierwszej instancji dostał wyrok dla siebie niekorzystny; zdecydował się na apelację. Trudno wchodzić w szczegóły prawne procesu, są bowiem w nim różne sprawy i „podsprawy”, normowane aktami i ustawami, czasem splątanymi w tak bardzo skomplikowany sposób, że nawet prawnicy nie zawsze mają jasność w sprawie. Sędziowie bazując na kruczkach prawnych wytaczają różne racje, których „logiki” my zwykli smiertelnicy nijak pojąć nie możemy. Póki co, wiadomo, że w efekcie apelacji Klub odzyskał lokal restauracyjny z kuchnią; zyskał też prawo ogłoszenia przetargu na nowego restauratora. Klubowe koszta procesu zostały poniesione przez firmę ubezpieczeniową, z wyjątkiem małej sumy excess amount. Prezes wyraźnie podkreślał, że Klub bynajmniej nie zbankrutował wskutek procesu, i że za proces nie musiał płacić – a takie hiobowe pogłoski rozpuszczane są po mieście!


Zatroskani skarbnicy Klubu: Mateusz Konopka i Piotr Wieczorkowski


Od lewej redaktor Ernestyna, protokólantka Klubu i tłumacz przysięgły Hania Geras, członkowie Zarządu Janek Kalbarczyk i Maciej Jarysz


Redaktor Marek Weiss i kierownik Klubu Lucjan Romanowski

Pytał Andrzej Lubieniecki, na ile Klub jest obecnie zadłużony. Prezes odpowiedział, że na pół miliona dolarów, ale kwotę tę trzeba widzieć w kontekście ogólnej wartości klubowego majątku, który szacuje się na jakieś 10-15 milionów dolarów. Jeśli tygodniowe dochody Klubu wyniosą po 10 tysięcy dolarów tygodniowo, to dług zostanie spłacony w 5 lat. W niedalekiej przeszłości Klub tracił ok. 3 tys. dolarów tygodniowo, obecnie już tylko jeden tysiąc, albo i mniej. To duży postęp! Szacuje się, że już w przyszłym roku finanse Klubu znajdą się na plusie. Sprawa jednak nie polega na „szaleńczym” spłacaniu długów, podkreślał Prezes. Trzeba myśleć ekonomicznie, mówił, aby odpowiednio dysponować finansami; nie można kosztem szybkiego spłacania długu doprowadzić do sytuacji, że byznes będzie się ledwie turlał; może logiczniej byłoby, aby spłacać wolniej po to, aby aby interes kręcił się solidnie.

Była i dyskusja na temat kolejnego mitu, czyli rzekomego odbierania członkowstwa osobom, które „śmiały Klub krytykować”. Prezes przypomniał, że krytykować może każdy, takie jego demokratyczne prawo. Wyjaśniał, że w Statucie zawarte są procedury, które wyraźnie określają proces odbierania członkowstwa osobom, które działają na szkodę Klubu lub narażają jego reputację. Osoba taka najpierw otrzymuje list od Zarządu z zaproszeniem na spotkanie pojednawcze, na dyskusję, na wyłuszczenie swoich racji (natural justice). Po dyskusji następuje przerwa, w czasie której Zarząd głosuje i podejmuje decyzję, którą następnie przekazuje osobie zaproszonej. Na jednym z takich spotkań pewien rodak, nie czekając na ostateczna decyzję Zarządu zagroził, że „spotkamy się w sądzie”, po czym opuścił Klub.


Szefowa od promocji Eleonora Paton z wiceskarbnikiem Mateuszem Konopką


Eleonora w akcji


Maciej Jarysz - jeden z najmłodszych dyrektorów Klubu

I podobne pytanie, czy prawdą jest – jak głosi legenda – że Klub odmawia członkowstwa nowym kandydatom. Prezes przyznał, że w niedalekiej przeszłości była taka sytuacja, kiedy nagle kilkadziesiąt osób wystąpiło o członkowstwo Klubu; „przypadkowo” osoby te były (w większości) sponsorowane przez jedną i tę samą osobę z „opozycji”. Wydarzyło się to akurat w czasie, kiedy „opozycja” tworzyła samozwańczy zarząd, który zamierzał wyrzucić ówczesnie sprawujący władzę, demokratycznie wybrany zarząd. (Dziennikarze obecni na konferencji dostali m.in. wielostronicowy dokument Core Legal przedstawiający przebieg „nadzwyczajnego zebrania walnego” i dalsze poczynania opozycji, które ostatecznie spaliły na panewce z powodu błędów proceduralnych.)

Prezes Borysiewicz dalej wyjaśniał, że w przypadku osób nieznanych członkom Zarządu (i nie będących bywalcami Klubu) oferuje się zwykle Associated Membership, chodzi bowiem o to, aby dały się bliżej poznać i miały szansę wciągnięcia się w Klubowe życie i działalność.

Od wielu lat toczy się dyskusja na temat Spalonego Klubu (tego drugiego, parterowego skrzydła budynku). Krążyły mity, że „zaginęła” forsa, którą Klub dostał w ramach odszkodowania. To samo pytanie pojawiło się i teraz. Prezes wyjaśnił, że odszkodowanie użyto na spłatę dużego kawałka Klubowego długu, bo to było pilniejsze, niż planowana odbudowa spalonego budynku. Jak się zresztą okazuje, odbudowa jako taka jest niemożliwa, ponieważ konstrukcja „wraka” jest fatalna. Można raczej „wraka” zburzyć i w jego miejsce zbudować coś nowego. I tu Marek Weiss pytał, czy Klub wespół z polonijnymi byznesami mógłby tu zbudować „Polish Centre”. Rodzi się pytanie (moje) , czy po nieudanym mariażu z innym byznesem (Restauracją Kameralną) Klub odważyłby się wejść w spółkę z innymi podmiotami gospodarczymi, zwłaszcza w obecnej (minusowej) kondycji finansowej. Poza tym, jak pytał prezes: czy są w Polonii australijskiej bogate firmy, które byłoby stać na takie inwestycje?


"Wszystko to bardzo interesujące, ale kiedy będziemy mogli zadawać pytania?"


Krzysztof Bajkowski zadumany - może snuje refleksje nad tym, jaką rolę w życiu Polonii sydnejskiej odegrała niedawna kanonada komentarzy w Bumerangu?

A tymczasem Klub musi myśleć o kolejnym dniu powszednim. Trzeba znaleźć strategię na to, aby Klub był oazą polskości i europejskości w dzielnicy zdominowanej przez azjatyckie grupy etniczne. I dlatego na tegorocznym balu sylwestrowym znajdzie się francuski szampan! I dlatego już niedługo wpuszczona będzie grupa artystów rumuńskich ze wspaniałą pop-operą w programie. (Nota bene artyści za głowę się chwycili na widok garderoby zaniedbanej od 30 lat , no więc właśnie klubowa ekipa rzuciła się do renowacji). I dlatego też trwają plany, jak zorganizować w Klubie imprezy związane z EuroVision 2015.

A jak wygląda klubowa frekwencja? Krążą plotki, że w Klubie pustki. Czyżby? Na projekcji filmu Zofii Turkiewicz „Once My Mother” było ponad sto osób. Na występy Tadeusza Drozdy przybyło 130 osób. W niedzielę, na dwa dni przed konferencją prasową, klubowy obiad spożyło 75 osób, podczas gdy w Kameralnej pożywiały się 3 osoby. (Tu rodzi się pytanie, czy Kameralna lubuje się we wpadaniu w długi? – ale na to pytanie nie potrafiliśmy sobie odpowiedzieć). Faktem jest, że obecny Zarząd w sytuacji wyjątkowo trudnej pracuje dzielnie i z wielkim entuzjazmem. Ma na swym koncie wiele osiagnięć, co miejmy nadzieję zostanie docenione w najbliższych wyborach, które odbędą się w listopadzie.

Ernestyna Skurjat-Kozek


Od lewej: Eleonora, Mateusz, Piotr i Marek


Prawie wszyscy w obiektywie - i w zgodzie!


A w tle wielka wystawa o historii osadnictwa polonijnego, czynna już od kilku miesięcy

Reportaż Doroty Banasiak w Radiu SBS

Relacja Krzysztofa Bajkowskiego w Bumerangu