Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
18 sierpnia 2005
ŻYCIE MAKAMI USŁANE -- RZECZ O GWIDONIE BORUCKIM
Diana Poskuta-Włodek

Gwidon Borucki.Archiwum National Library of Australia.
Pierwszy wykonawca pieśni "Czerwone maki na Monte Cassino" Gwidon Borucki kończy niedługo 94 lata, a czując się krzepko podejmuje podróż z Melbourne do Sydney. Otóż w sali Konsulatu RP odbędzie się 4 wrzesnia 2005 r. spotkanie z tym legendarnym aktorem i piosenkarzem.

W części pierwszej spotkania obejrzymy fragmenty filmów wojennych, sensacyjnych i komediowych, w których ongiś zagrał Pan Gwidon; część drugą wypełni Pan Gwidon grając na fortepianie i śpiewając.

Z archiwum Nowego Dziennika (wydawanego w Nowym Jorku) wybraliśmy artykuł, który nam świetnie przybliży sylwetkę tego, który w dzień po wielkim zwycięstwie Polaków zaśpiewał nowo ułożoną pieśń na gruzach Monte Cassino.

****************************************

Wieczorem 18 maja 1944 roku do polskiego obozu w Campobasso w Apeninach dotarla wiadomosc o zdobyciu Monte Cassino przez zolnierzy Drugiego Korpusu.

Po jednej z najbardziej zacietych bitew II wojny swiatowej padla wczesniej bezskutecznie atakowana przez Brytyjczykow twierdza. Duma i euforia mieszaly sie z informacjami o niewyobrazalnym bohaterstwie i nieprzeliczonych ofiarach, ktorymi okupione zostalo zwyciestwo.

Szpital w Campobasso blyskawicznie zapelnial sie rannymi. Stacjonujacy w miasteczku wojskowy zespol estradowy Polska Parada Feliksa Konarskiego "Ref-Rena" otrzymal rozkaz szybkiego zorganizowania specjalnego koncertu dla zwyciezcow.

24 godziny pozniej, w poblizu zdobytego klasztoru, nad ktorym powiewaly dwie flagi: polska i brytyjska, w obecnosci generala Wladyslawa Andersa, rozlegla sie z polowej estrady jeszcze "goraca", napisana w noc po zwyciestwie, piesn. W towarzystwie zespolu i orkiestry, czytajac tekst z kartki, wykonywal ja - wzruszony nie mniej od sluchaczy - Gwidon Borucki:

Czy widzisz te gruzy na szczycie?!
Tam wrog twoj sie kryje, jak szczur!
Musicie! Musicie! Musicie!
Za kark wziac i stracic go z chmur!
I poszli szaleni, zazarci,
I poszli zabijac i mscic!
I poszli - jak zwykle uparci,
Jak zawsze - za honor sie bic!

Wypisany na transparencie refren razem z artystami spiewali wszyscy zolnierze:

Czerwone maki na Monte Cassino,
Zamiast rosy pily polska krew...
Po tych makach szedl zolnierz i ginal
Lecz od smierci silniejszy byl gniew!
Przejda lata i wieki przemina,
Pozostana slady dawnych dni
I wszystkie maki na Monte Cassino
Czerwiensze beda, bo z polskiej wzrosna krwi!...


Ten majowy wieczor na zawsze wpisal sie w zyciorysy tworcow piesni, ktora wkrotce miala sie stac drugim, nieoficjalnym polskim hymnem - kompozytora Alfreda Schütza, autora slow Feliksa Konarskiego i pierwszego wykonawcy - Gwidona Boruckiego, ktory do dzis - po szescdziesieciu latach - pamieta kazde slowo i kazda nute Czerwonych makow...

Krakowianin z urodzenia,
lwowianin i warszawiak z wyboru

Gwidon Borucki urodzil sie jako Gwidon Alfred Gottlieb 2 wrzesnia 1912 roku w Krakowie przy ulicy Wrzesinskiej 11. Jego ojciec, inzynier Mojzesz Gottlieb i pochodzaca z rodziny Körnerow matka o pieknym imieniu Czarna, postanowili tuz po narodzinach syna zamieszkac blisko najblizszych krewnych - w Przemyslu.

Tam maly Gwidon spedzil dziecinstwo i wczesna mlodosc, tam tez nauczyl sie grac na fortepianie i akordeonie. Po maturze wyruszyl do Lwowa na studia w Wyzszej Szkole Handlu Zagranicznego. Aby sie utrzymac - rodzicow nie stac bylo na pelne finansowanie nauki syna - zaczal spiewac do tanca w lwowskich restauracjach.

Artystyczne zycie szybko go wciagnelo. Juz po roku podpisal kontrakt z jednym z warszawskich lokali i wyjechal - juz jako Gwidon Borucki - do stolicy. Wystepowal w restauracjach, przygotowal pierwszy solowy program.

Ktoregos wieczoru, dwa lata przed wybuchem wojny, podczas wystepu uslyszal go Fryderyk Jarosy, dyrektor slynnego teatru rewiowego Cyrulik Warszawski. Kilka dni pozniej odbylo sie przesluchanie. Trudno bylo w owczesnej Warszawie o surowsza i bardziej profesjonalna "komisje egzaminacyjna". Na wyciemnionej - na szczescie dla stremowanego kandydata - widowni zasiedli, obok Jarosy'ego, m.in. Marian Hemar, Jerzy Jurandot, Lena Zelichowska, Zofia Terné. Sprawdzian wypadl bardzo pozytywnie.

Borucki zostal przyjety i odtad az do wybuchu wojny wystepowal w Cyruliku Warszawskim. Zadebiutowal tez w filmie epizodem lekarza w glosnym filmie Michala Waszynskiego Znachor z Kazimierzem Junosza-Stepowskim w roli glownej. Ostatni sezon Cyrulika Warszawskiego zakonczyl sie w maju 1939 roku, po czym zespol, w sklad ktorego wchodzili oprocz Jarosy'ego i Boruckiego m.in. Stefania Grodzienska z mezem Jerzym Jurandotem, Zofia Terné, Lula Krynska, Marian Rentgen i pianista Leon Borunski, wyruszyl w udane tournée po polskich miastach.

Lipiec Borucki spedzil w Krynicy, spiewajac co wieczor dla wczasowiczow w lokalu Watra. W sierpniu wrocil do Warszawy, by wziac udzial w probach nowej rewii. Premiera byla przewidziana na 2 wrzesnia w nowym lokalu Cyrulika, ktory mial po wakacjach zmienic nazwe na Teatr Figaro.

We wrzesniu zamiast swiatel rampy Borucki ogladal bombardowanie miasta, wkroczenie wojsk niemieckich, defilade z udzialem Hitlera. Postanowil przedostac sie do rodziny na wschod. "Wpadlem na dosc dziwny pomysl - wspominal po latach. - Mialem zamiar rozwiesic kilka kartek na murach Warszawy z zawiadomieniem: ´Jade do Lwowa, wezme zleceniaª.

Zamiast spodziewanych kilkunastu chetnych, pod wskazanym adresem pojawil sie, ku przerazeniu wlascicielki mieszkania, kilkusetosobowy tlum zainteresowanych przekazaniem listow dla odcietych za linia Sanu krewnych.

W polowie pazdziernika, w towarzystwie przyjaciol - Wlodzimierza Borunskiego i Wilhelma Szulza (bratanka Brunona Schulza) z zona - Borucki wynajeta taksowka zaladowana walizkami i workami z korespondencja wyruszyl w niebezpieczna podroz do Lwowa. Nastepnym razem Warszawe mial zobaczyc po 34 latach.

Od Lwowa do Monte Cassino

Perypetie zwiazane z podroza moglyby posluzyc za material do scenariusza filmowego. Granice niemiecko-sowiecka udalo sie przekroczyc dopiero za drugim razem, w chlopskim przebraniu, na wozie wypelnionym sloma. Po wielu perypetiach Gwidon Borucki dotarl do Lwowa, gdzie zatrzymal sie u wuja adwokata. Pierwszy tydzien uplynal na dostarczaniu adresatom przemyconej korespondencji.

"Nie obylo sie bez wzruszajacych scen, gdyz byla to pierwsza poczta z zajetej przez Niemcow Warszawy i pierwsza oznaka zycia krewnych i znajomych". Po kilku dniach pojawilo sie pytanie - co dalej?

Pod koniec pazdziernika spotkany na ulicy Akademickiej znajomy z Cyrulika Warszawskiego Ludwik Lawinski namowil Boruckiego do wstapienia do jednego z tworzonych przez Rosjan polskich zespolow. Na poczatek zostal przyjety do Teatru Miniatur, ale po powrocie z krotkich odwiedzin u rodzicow w Przemyslu przydzielono go do teatru muzycznego Tea-jazz Henryka Warsa.

Zaczal sie prawie dwuletni okres - jak to nazwal po latach - "przymusowego tournée" po najdalszych zakatkach Zwiazku Sowieckiego, czas spedzony w towarowych wagonach, na platformach rozklekotanych ciezarowek, na prowizorycznych estradach. Zespol Warsa liczyl kilkadziesiat osob, z orkiestra wystepowali m.in. spiewacy: Albert Harris, pozniejszy autor znanej piosenki Warszawo, ty moja Warszawo, Renata Jarosiewicz, wystepujaca juz wowczas pod pseudonimem Bogdanska, Janina Jasinska, tancerze: Slawa i Jerzy Ney.

Konferansjerke prowadzil Eugeniusz Bodo, ktory wkrotce, mimo znanego nazwiska i szwajcarskiego paszportu, zostal aresztowany i wywieziony na Syberie, gdzie zmarl z wycienczenia. W dniach tulaczki zdarzaly sie i chwile romantyczne: "W Kijowie, podczas objazdu Rosji, baba z chusta na glowie za 3 ruble udzielila nam slubu" - wspominal po latach Borucki swoj slub z Renata Bogdanska - pozniejsza generalowa Andersowa.

Wybuch wojny niemiecko-sowieckiej zaskoczyl go w Swierdlowsku. Wkrotce potem, w miejscowosci Czkalow artysci zespolu Warsa dowiedzieli sie o naborze do polskiego wojska. Wstapili do armii w Tocku. W kwietniu 1942 r. nastapila ewakuacja przez Morze Kaspijskie do Persji.

Borucki trafil do Teheranu, gdzie z polaczenia zespolow Warsa, Konarskiego ("Ref-Rena") i kilku innych trup muzyczno-teatralnych powstal reprezentacyjny teatr wojskowy Polska Parada - The Polish Parade. Dowodztwo armii powierzylo kierownictwo muzyczne Warsowi, literackie - "Ref-Renowi". Jednym z czolowych kompozytorow Parady byl Alfred Schütz.

Zespol podlegal Oddzialowi Propagandy i Oswiaty, ktorym kierowal Jozef Czapski i jego zastepca Jerzy Giedroyc. Oprocz Polskiej Parady przy armii Andersa dzialal tez teatr kierowany przez Jadwige Domanska (glownym rezyserem byl Waclaw Radulski) i teatr polowy Kazimierza Krukowskiego.

Gwidon Borucki przeszedl z Polska Parada caly szlak - od Persji przez Irak, Palestyne, Egipt. Kolejne dwa lata tulaczki uplynely na codziennych (a czasem nawet kilku dziennie) wystepach - w miastach i miasteczkach, w poblizu pol bitewnych, na pustyni, niekiedy w 50-stopniowym upale, na samochodowych platformach i estradach zbudowanych ze skrzynek po amunicji, niejednokrotnie dla wielotysiecznej - nie tylko polskiej - widowni.

"Nie zapomne naszego wyjazdu (...) dla Anglikow w Mosulu - pisal we wspomnieniach. - Gdy zjawilismy sie na miejscu, byla druga po poludniu. Zgrzani i zmeczeni dluga jazda, na widok sporego basenu plywackiego dla oficerow i administracji cywilnej szybow naftowych, kilku z nas rozebralo sie i skoczylo do wody. Ale jeszcze predzej wyskoczylismy z basenu, bo woda byla prawie... kipiaca".

Spiewal dla zolnierzy polskich, brytyjskich, dla kobiet arabskich i kilkuletniego wladcy Iraku Fajsala, dla krola Egiptu Faruka, greckiego krola Jerzego i krola Jugoslawii Piotra. Tempo pracy bylo niewyobrazalne - "Ref-Ren" z Schützem i Warsem dostarczali wykonawcom po dwie, trzy nowe piosenki tygodniowo. Zolnierze bardzo ich potrzebowali.

W marcu 1944 roku zespol Polish Parade zostal przewieziony, razem z oddzialami Drugiego Korpusu, do Wloch. Po dwutygodniowej kwarantannie artysci trafili do bazy w Campobasso, gdzie oprocz czesci dowodztwa kwaterowaly tez Czolowka Filmowa Waszynskiego, korespondenci wojenni (m.in. Melchior Wankowicz), orkiestra wojskowa Ludo Filipa.

Znow zaczely sie intensywne wystepy i codzienne wyjazdy do oddzialow frontowych. "Nie zapomne - pisal Borucki - wzruszajacej wizyty w szpitalu, gdzie z harmonia spiewalem rannym zolnierzom piosenki o Polsce, o milosci... Lezeli pokotem mlodzi chlopcy (...) z obandazowanymi glowami, niektorzy bez nogi, bez reki... I tym zolnierzom spiewalem ze scisnietym gardlem, aby wiedzieli, ze pamietamy o nich...".

Koncert na Monte Cassino tylko z pozoru byl jednym z wielu podobnych wystepow. Dla uczestnikow i publicznosci mial charakter wyjatkowy. Nastapil przeciez dzien po pierwszym wielkim polskim zwyciestwie - po bitwie, ktora obrosla legenda juz w dniu jej zakonczenia i ktora dawala nadzieje. Dzis, po latach, nikt nie ma watpliwosci, ze najwazniejsza czesc koncertu - piesn Czerwone maki... zostala napisana i wykonana w natchnieniu.

Oddajmy glos glownemu uczestnikowi tamtych wydarzen, Gwidonowi Boruckiemu: "Radosc byla ogromna. Podniecony ogolna atmosfera Feliks ´Ref-Renª natychmiast napisal slowa do nowej piosenki na czesc tego zwyciestwa. (...) O 11 w nocy obudzil Alfreda Schütza i kazal mu natychmiast siasc do fortepianu i skomponowac muzyke. W ciagu niespelna trzech godzin powstala melodia w tempie marsza. (...) Po napisaniu muzyki Schütz zbudzil mnie nad ranem mowiac: ´Gidek, chodz do fortepianu, mamy dla ciebie nowa piosenkeª. (...) Na Monte Cassino pojechalismy po poludniu, 19 maja.

Jeszcze rano oczyszczano okolice z min i trupow. Tego dnia dalismy wzruszajace przedstawienie dla 12. Pulku Ulanow Podolskich, zdobywcow klasztornej gory. W tym pamietnym koncercie udzial wzieli: Ela Niewiadomska, Nina Olenska, Renata Bogdanska, Filip Ende, Ludwik Olszynski, Feliks Konarski ´Ref-Renª, Stanislaw Ruszala, Alfred Schütz (...) oraz orkiestra Henryka Warsa. Na widowni obecny byl gen. Wladyslaw Anders (...), gen. Nikodem Sulik (...) oraz kilku dowodcow wojsk alianckich".

Od Monte Cassino przez Londyn do Melbourne

Wystepy we wloskich miastach i miasteczkach trwaly jeszcze dwa lata, ale Gwidon Borucki wyjechal z Italii nieco wczesniej. Najmilej wspomina wystepy w pieknym teatrze w Farmo kolo Ankony, we Florencji, w slynnej neapolitanskiej operze. Zawsze bedzie pamietal podroz z Jadwiga Domanska w lipcu 1945 roku do Niemiec, gdzie na rozkaz dowodztwa mieli odnalezc i angazowac do wojskowych teatrow artystow zwalnianych z obozow jenieckich i koncentracyjnych.

Widzial Dachau tuz po wyzwoleniu. W Murnau spotkal m.in. Leona Schillera. Najwazniejsze w jego zyciu okazac sie mialo male miasto Meppen. Tam spotkal mloda wspolpracowniczke BBC Ewe Kamienska, ktora wkrotce zostala jego druga zona. Dzieki niej odnalazl - po pieciu latach rozlaki - mieszkajacego w Londynie i takze pracujacego w BBC brata. Uzyskal pozwolenie wyjazdu do Londynu. Wkrotce zaczal wystepowac w licznych polskich osrodkach w Anglii i Szkocji. Spiewal m.in. z artystami Lwowskiej Fali.

Spedzil w Wielkiej Brytanii 15 lat. Pracowal jakis czas w BBC, wystepowal w operetkach i komediach muzycznych. Zaczal jednak nietypowo - od rewii na lodzie, w ktorej wystepowali zawodowi lyzwiarze (wsrod nich mistrzyni swiata!). Jazdy na lyzwach - i to z harmonia - nauczyl sie w miesiac. Spiewal na lodowisku piosenki wloskie, francuskie, angielskie, a nawet... jodlowal w repertuarze tyrolskim.

W tym czasie, za namowa angielskiej agentki, przyjal latwiejszy do wymowienia przez Anglikow pseudonim Guido Lorraine. Zagral pozniej pod tym pseudonimem - najczesciej charakterystyczne role drugoplanowe - w ponad czterdziestu filmach wojennych, sensacyjnych i komediowych, takich rezyserow jak David Lean, Terence Young, Ken Annakin, Ralph Thomas czy - podobnie jak Borucki pochodzacy z Krakowa - Rudolph Maté.

Pod koniec lat 50. wystapil w granej prawie siedemset razy na West Endzie komedii muzycznej Grab Me a Gondola. Udzial w tym przedstawieniu stal sie punktem zwrotnym w jego zyciu. Spektakl zostal zakupiony przez firme australijska. Popisowa role wloskiego ksiecia Borucki-Lorraine gral jeszcze przez rok - od Sydney, przez Adelajde az po Nowa Zelandie.

Gdy przyjechala do niego z Londynu zona Ewa, postanowili zostac w Australii i zamieszkac w Melbourne. Aby utrzymac sie w nowej ojczyznie, Gwidon Borucki podjal prace w firmie zajmujacej sie handlem nieruchomosciami, po kilkunastu latach zalozyl wlasna. Nie porzucil jednak pracy artystycznej.

Mial swoj wlasny program w miejscowej telewizji, zalozyl agencje artystyczna, organizowal i wystawial rewie i kabarety, sam w nich wystepowal. Przez 12 lat byl prezesem Polskiego Kola Kulturalnego, zalozyl australijska filie londynskiego ZASP-u. Polske odwiedzil tylko raz - w 1973 roku. Spotkal sie wowczas z przedwojennymi przyjaciolmi - m.in. ze Stefania Grodzienska i Ludwikiem Sempolinskim. W 1984 roku, podczas uroczystosci upamietniajacych 40-lecie bitwy o Monte Cassino, znow odspiewal Czerwone maki u podnoza klasztoru.

92-letni Gwidon Borucki jest jednym z najbardziej zasluzonych i szanowanych przedstawicieli australijskiej Polonii. Nadal mieszka w Melbourne. Rekopis tekstu "Ref-Rena" i napisana przez Alfreda Schütza pierwsza prymke Czerwonych makow przekazal do Instytutu im. gen. Wladyslawa Sikorskiego w Londynie. Pragnie, aby kupiona trzy dni po bitwie na Monte Cassino harmonia, na ktorej gral ponad czterdziesci lat, znalazla sie w Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.


--------------------------- Od Autorki: Przygotowujac artykul korzystalam m.in. ze wspomnien Gwidona Boruckiego opublikowanych w Polish Kurier (Australia), nr 116-123 z 1997 r. i nr 134 z 1999 r.; z rozmowy z nim nagranej przez Bogumile Zongollowicz (Melbourne) w 2000 roku i z wywiadow radiowych, jakich udzielil w latach 2000-2004. Slowa piesni Czerwone maki na Monte Cassino przytaczam na podstawie wydania: Feliks Konarski Ref-Ren, Wiersze sercem pisane..., USA 1988 r.

źródło: NOWY DZIENNIK czerwiec 2004 r. www.dziennik.com

Komentarze czytelników: 1
Puls Polonii nie odpowiada za treść komentarzy nadesłanych przez czytelników!
19/08/2005
(Zachwycona)
Coz to za wsanialy czlowiek! Zazdroszcze Zyciorysu. Panie Borucki zyczymy panu 150-ciu lat zycia w zdrowiu i szczesciu!