Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
7 grudnia 2011
Świąteczny piknik bez choinki
Ernestyna Skurjat-Kozek, fot. Puls Polonii

VIVA POLONIA
Przełom listopada i grudnia 2011 r. był w Sydney nietypowy: zamiast niebieskiego „do znudzenia” nieba – ołowiane chmury i deszcze, prawie potop. Już mieliśmy budować Arkę Noego, ale oto w sobotę nagle zaświeciło słońce i uwierzylismy, że niedzielny piknik w Tumbalong Park odbędzie się pod rozjasnionym niebem. Nasz gość, Andrzej Strzelecki z Adelaide, sprawdził prognozę pogody: 21 stopni i showers. Dobrze, że nie będzie upału, skonstatowalismy. W niedzielę rano było pogodnie, więc w różowych humorkach ruszylismy do miasta. Im bliżej śródmieścia, tym więcej chmur; gdy przejeżdżaliśmy przez Wieszak, nagle lunęło.

Nie mielismy wyboru, trzeba było jechać do przodu. Gdy parkowaliśmy przy Tumbalong Park, deszczyk prawie ustał a chmury zaczęły się przemieszczać na bok. Ze wszech stron parku, ku scenie i straganom napływały kolejne grupy rodaków: z dziećmi, z parasolami, derkami, brezentowymi płachtami, plastikowymi kapotami... Trawa na „boisku” gęsta i dorodna, ani śladu błota. Można było koczować na ziemi, ale oto miłym zaskoczeniem były rzędy krzeseł ustawionych przed sceną, tu i ówdzie stoliki z parasolami. Organizatorzy wydali na ich wypożyczenie fortunę, ale z pewnością warto było, bo publiczność (zwłaszcza ta starsza) mogła wygodnie oglądać występy.

Kiedy nieco spóźnieni zacumowalismy przy scenie, Sylwek Gładecki kończył spiewać ballady, dochodziło południe, nadszedł czas na Hejnał z Wieży Mariackiej. Na scenie pojawił się młodzieniec imieniem Alex Agaciak i trzykrotnie odegrał słynny hejnał. Następnie Master of Ceremony, Dariusz Paczyński poinformował o powstaniu organizacji Kosciuszko Heritage i w jej imieniu zaprosił na Festiwal Kosciuszkowski, który 14 i 15 kwietnia 2012 r. odbędzie się w Jindabyne. W tematykę T. Kościuszki i P.E. Strzeleckiego wprowadziła nas młoda artystka, Olivia Kierdal. Przypomniała piosenkę, którą skomponowała na pierwszy festiwal kościuszkowski (2007 r). Ubrana w zwiewną, różową sukienkę dzielnie dawała odpór podmuchom wiatru oraz zimna (miejmy nadzieję, że nie odchorowała potem świątecznego pikniku).




Podobnie dzielnie trzymała się szczuplutka i urocza konferansjerka, Aurelia Stanisławczyk, ubrana w prześliczną letnią suknię z ogonem – nie trzęsła się z zimna, ot profesjonalistka! Wyobrażam sobie, że po zejsciu ze sceny dogrzewała się kożuchem. Tymczasem na scenie pojawiła się pani choreograf Iwona Kower zapraszając chętnych do odtańczenia poloneza: amatorzy w parze z profesjonalistami z Syrenki. Wszystko poszło gładko, a nawet dostojnie. Kolejny punkt programu to występ „Syrenki”, jako pierwszego z czterech zespołów folklorystycznych. W tym roku organizatorzy dali „folkom” dużo czasu na scenie, i dobrze, bo każdy zespół mógł zaprezentować różne grupy wiekowe, rozkręcić się i rozwinąć skrzydła - ku uciesze publiczności. W ubiegłych latach występowało wielu solistów, a zespołom zostawało niewiele czasu. Wiadomo jednak, że kolorowe stroje i dynamiczne tańce, to jest to, co publikę najbardziej rajcuje.




Tuż przed godziną 13 na scenie zaprezentowała się ekipa Programu Polskiego Radia SBS, za chwilę w wozie transmisyjnym rozpoczęła się audycja polska, a na scenę weszły Very Important Persons, czyli parlamentarzyści w osobach Charlesa Casuscelli (reprezentującego ministra turystyki Georga Sourisa), Roberta Furolo (reprezentującego lidera stanowej opozycji Johna Robertsona) oraz ministra Victora Dominello, który w imieniu premiera Barry O’Farella dokonał oficjalnego otwarcia imprezy. Przemówił również nasz Konsul Generalny Daniel Groman. (On też niepogody sie nie boi, co swego czasu udowodnił wybierając sie w garniturze na szczyt Góry Kosciuszki, gdzie wichura „głowy urywała”.) Gdy panowie przemawiali, zaczęło lać. Jeden z mówców, bodaj Casuscelli podkreslił, że w takiej sytuacji pogodowej „good speech is a short speech”. Przystojny Dominello bardzo wychwalał „Polish resilience”. I słusznie. „Orła wrona nie pokona”. My Polacy jesteśmy prężni i odporni. I pogodni w czas niepogody. Wytrzymali. Mimo deszczu trwaliśmy na murawie niczym Józef Ślimak na swej placówce. Wierni tradycji Polish Christmas w Darling Harbour.




Szkoda, że moja relacja jest niepełna. Unieruchomiona w wózku inwalidzkim siedziałam blisko sceny, tak więc nie wiem, co się działo w stoiskach, a było ich przecież wiele, ponad 20. Tylko raz miałam okazję wysłać „reportera” w teren: Robert Urbaniak jako volunteer ochoczo przeleciał sie wokół parku i po powrocie lapidarnie zaraportował: największe kolejki po pierogi.

A kiedy tak padało i coraz bardziej lało patrzyłam zaniepokojona na opustoszały Beer Garden. Pomyślałam: „Mam nadzieję, że Pani Tereska nie zbankrutuje”. Właściwie to dzięki niej, dzięki firmie „Varkapol” odbył się tegoroczny piknik. Kiedy Komitet Nr 1 (Polish Christmas Festival) oświadczył, że organizacja festynu bożonarodzeniowego to zbyt wielki trud, aby go podejmować co roku, zawiązał się inny komitet, „komitet ostatniej szansy” z Bogusławą Mokrzycką i Darkiem Paczyńskim na czele (Polish Christmas Picnic). Czasu było bardzo mało, doświadczenia niewiele, a forsy - zero. I wtedy „Varkapol”, „Polonez Smallgoods” i paru innych sponsorów przyszło na ratunek wykładając potrzebne finanse na stół. Ryzykowali. Mogli stracić. Jakimś cudem Pani Tereska wyszła na swoje, a „Polonez Smallgoods” chyba nieźle zarobił, bo w strugach deszczu stały godzinne kolejki po nieśmiertelne placki ziemniaczane, tradycyjny bigos i polskie kiełbaski, oczywiście z kiszonym ogóreczkiem. Już o godzinie 16 wyprzedano cały towar. Strach pomyśleć, co by było, gdyby frekwencja była dwukrotnie większa – chodzilibyśmy o głodnym pysku? Ofiary własnego sukcesu?




Po przemowach pogoda się poprawiła, może dlatego, ze Konsul składał ręce jak do modlitwy. Na scenie pojawiły się sławne kulinarne siostry Jakubiak – Sammy and Bella, laureatki turnieju telewizyjnego My Kitchen Rules. Mają dziewczyny gadane! A robota pali im się w ręku. Na naszych oczach demonstrowały, krok po kroku, jak się robi wspaniały deser, którego przepis miały następnego dnia zamieścić na swojej stronie internetowej. Niektóre dzieciaki - siedzące najbliżej sceny – załapały się na wylizywanie słodkich misek, cała reszta mogła pójść do stoiska, aby kupić pyszne desery w plastykowych pojemniczkach.

I w tym słodkim nastroju przeszliśmy do następnego punktu programu, czyli występów Lajkonika, Kujaw i Podhala. I znowu deszcz. Zacinał na scenę, chwilami było bardzo mokro, organizatorzy zapewne modlili się w duchu (my też), aby żaden tancerz nie potknął się, nie złamał nogi. Chwalić Boga, nic się nikomu nie stało. Wszystkie zespoły spisały się znakomicie. Wśród publiczności widziałam znajome postacie z innych zespołów, entuzjastycznie bijące brawo. Miło było patrzeć, jak „konkurancja” oklaskiwała swych „rywali”. Tak trzymać!




W czasie tych kolorowych tańców marzyło się, aby na scenie tradycyjnie stała kolorowa choinka. Niestety. A przecież wiadomo, że Polonia takową posiada! Wiem, że lat temu kilka firma „Cheescake” jako sponsor zafundowała ogromną choinkę. Choinka miała „parkować” w konsulacie, ale ponieważ nie ma tam odpowiedniego magazynu, znalazła sobie przytulisko podobno w polskim klubie. Wielka szkoda, że jeden komitet nie poratował drugiego tym jakże ważnym, świątecznym rekwizytem. Zabrakło też krakowskiej szopki, no ale ta jest w posiadaniu prywatnej osoby, więc na siłę wyrywać jej nie wypada.

Szczerze mówiąc, nie wszystkie tańce mogłam w czasie deszczu podziwiać, bo kaptur skafandra spadał mi na oczy, a ręce miałam zajęte trzymaniem plastykowej płachty na kolanach (lało mi się tylko do sandałków). Ale gdybym nawet odsunęła kaptur, to i tak nic nie byłoby widać spoza cudzych parasoli . Niektórzy chodzili i sykali na parasolowiczów, żeby sceny nie zasłaniali, doszło nawet do krótkiej a ostrej bójki, kiedy to starszy pan, mocno wpieniony (piwem?) złamał parasol panu, który mu zasłaniał, jeden drugiemu „sójką” i przekleństwem się odwzajemnił, ale jakoś szybko się uspokoili, więc nie trzeba było security wzywać i za rodaków się wstydzić.




Podobnie jak w ub. roku mielismy gościa z Polski. Tym razem była to znakomita aktorka Magda Wołłejko, która przyleciała do Sydney na światową prapremierę swojej sztuki. Pojawiła się na scenie w bajecznie pięknej sukience, w towarzystwie aktora Teatru Fantazja, Michała Maciocha. Myślałam, że Michał coś zaśpiewa, ale był bardzo przeziębiony, więc tylko zachrypniętym głosem zaprosił na następne przedstawienie „Klubu Kobiet Porzuconych” przyrzekając, że szybko wydobrzeje. W drugiej turze "Otwartego mikrofonu" zaprezentowały się Olivia Kierdal oraz Majka Stępień, "aniołek z Randwick", która zaśpiewała kolędę.




Nowością tegorocznego pikniku świątecznego były występy kabaretu Vis-a-Vis; wszyscy, z którymi rozmawiałam twierdzą, że kabaret jest rewelacyjny. Jak się artyści prezentowali na scenie pokazywalismy już w dwóch fotogaleriach, podaję linki:

Piknik i ulewa w Tumbalong Park

[=http://www.zrobtosam.com/PulsPol/Puls3/galeria.php?dzial=6&gal_id=215]Las parasoli nad Tumbalong Park]

Na pół godziny sceną zawładnął znakomity zespół „Nostos Band” ze znanym w Polonii muzykiem greckiego pochodzenia Janisem Polkasem. Kiedy się instalowali, coś syknęło, huknęło, pomyślałam, ot, spięcie, zaraz organizatorzy wyłączą aparaturę i powiedzą „koniec pikniku”. Okazuje się jednak, że ekipa techniczna była dobrze przygotowana na kaprysy pogody, a aparatura była odpowiednio zabezpieczona, wiec mimo deszczu piknik dalej trwał. „Nostos Band” zaprezentował kapitalne przeboje, a na deser były Hej sokoły „po grecku”. Po rytmach greckich – rhythm and blues w wykonaniu duetu ojca i syna „Ray Woods & Wodzga”. Niestety, stopy miałam już lodowate, a i mąż się przyznał, że od paru godzin jest mu zimno w lekkiej kurteczce, więc we wzajemnej trosce postanowilismy się ewakuować do domu. I tak oto, niestety, przegapiłam Raya i kolędy w wykonaniu Chóru „Tęcza”. Obiecuję, że nastepnym razem, choćby w największy skwar, założę sztormowe skarpetki oraz adidasy i dotrwam do końca. Wszak mam nadzieję, że za rok znowu się spotkamy w Darling Harbour. Przy choince.

Ernestyna Skurjat-Kozek




A jakie są Wasze odczucia? Jak oceniacie tegoroczny piknik w sercu Sydney?

Komentarze czytelników: 2 Dodaj Nowy
Puls Polonii nie odpowiada za treść komentarzy nadesłanych przez czytelników!
07/12/2011
It was GREAT! (Urszula Lang)
I am happy to be the first to congratulate Darek Paczynski, Marysia Rosiak, Wiesiek Pazdzior, Malgosia Kwiatkowska and ALL the members of the Polish Christmas Picnic Committee who brought this event together under such difficult circumstances, and with so little time or handover from the previous Committee.
From the point of view of Lajkonik, this year's event was wonderful. There was no pressure - just a declaration of commitment as to performing on the day, and a request to advise how much time we needed/wanted.
I think this year's Committee really did an amazing job, and the huge turnout despite the rain really shows how much the Polish community in Sydney supports and enjoys this event.
Odpowiedz
07/12/2011
Piknik (Andrzej)
Bardzo mi sie podobal,bylem na wszystkich i ten najlepszy!!!!!!!!!!
Odpowiedz