Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
17 sierpnia 2011
Co się stało z Polakami?
Monika Wiench (tekst i zdjęcia)

Niedawno jeden z niezależnych środków przekazu w Polsce jakim jest „Gazeta Polska” zaprezentował na swojej stronie internetowej www.vod.gazetapolska.pl wzruszający film - wspomnienie o śp.Marii Kaczyńskiej. Mądrej, szlachetnej i niezwykle kulturalnej żonie śp. Lecha Kaczyńskiego – Prezydenta Rzeczpospolitej.Oglądając kilkakrotnie ten krótki zapis, przypomniałam sobie fragment nabytej w Polsce i niedawno przeczytanej książki Piotra Semki pt ”Lech Kaczyński. Opowieść Arcypolska”. Autor przedstawia w niej bardzo uczciwie sylwetkę prezydenta, jego dokonania, ale i słabości, przywołuje również osobę jego żony Marii, która była zawsze najlepszym jego przyjacielem i jego wielką miłością.

Piotr Semka pisze: (str.144-145) „Polacy jednak, mimo chłodnego stosunku mediów do prezydenckiej pary zauważyli, że Lech Kaczyński i jego żona Maria byli wzruszającym przykładem, jak zachować miłość i ciepło w relacjach między sobą, mimo upływu paru dekad od ślubu. Dziś, po śmierci prezydenckiej pary, widać już bardzo wyraźnie, że Maria Kaczyńska, de domo Mackiewicz, była najsilniejszym pozytywnym elementem wizerunku Pałacu Prezydenckiego. Podobnie jak rodzina męża, rodzina Mackiewiczów może służyć za przykład polskich losów w II wojnie światowej. Jej ojciec walczył w wileńskiej Armii Krajowej, a brat ojca służył w 2. Korpusie gen.Władysława Andersa pod Monte Cassino. Jeszcze inny brat ojca został zamordowany przez NKWD w Katyniu. Po wojnie całą rodzinę wysiedlono z Wilna na Wybrzeże.

Maria Kaczyńska w naturalny sposób doskonale czuła się w otoczeniu swoich odpowiedniczek z Zachodu. Już w latach 80. po tym, jak urodziła córkę Martę, zarabiała jako korepetytor i tłumacz z języka angielskiego i francuskiego. Bezbłędna angielszczyzna umożliwiła jej bardzo eleganckie przyjęcie 1 lutego 2006 roku księżniczki Anny z Wielkiej Brytanii. Tak samo doskonale wywiązała się z zadania podjęcia żony prezydenta Busha, Laury Bush, w ośrodku w Juracie.


Ta inteligentna, światowa kobieta była sobą, gdy poprawiała krawat mężowi lub gdy niosła w siatce z napisem ”Galeria Centrum” jakiś drobiazg do prezydenckiego samolotu. Mało kto pamięta, że gdy wówczas media ukuły kąśliwą tezę, że żona prezydenta niosła w reklamówce zwykłe kanapki – to pani Maria potrafiła z klasą odpowiedzieć i na takie żarty. Do redakcji programu Szymona Majewskiego wysłała wówczas identyczną reklamówkę z kanapkami i karteczką „Tylko nie nakruszcie”...

***




Rafał Ziemkiewicz – uważany za jednego z najlepszych publicystów ostatnich lat, autor szeregu znanych książek w tym m.in: „Michnikowszczyzna.Zapis choroby”, „Wkurzam Salon” i ostatnio wydanej „Zgred”, swoje spotkanie z ludźmi zebranymi pod „Namiotem Solidarni 2010” na Krakowskim Przedmieściu w Warszawie w czerwcu br. rozpoczął od przywołania pamięci słuchaczy cytatu z III części „Dziadów” Adama Mickiewicza ...

„ Nasz naród jak lawa,
z wierzchu zimna i twarda, sucha i plugawa”

co spotkało się z aplauzem zebranych. Dalej, rzeczowo i logicznie wyjaśniał aktualność mickiewiczowskich słów twierdząc, że dzisiejszy tzw. salon warszawski, czyli ludzie, których obowiązkiem jest dbać o Polskę i Polaków nagle się od nas oderwali, odeszli, stając się skorupą, która hamuje zamiast prowadzić do rozwoju. Są skorupą na narodzie, która musi odpaść, gdyż ci ludzie na tym narodzie pasożytują. Interesuje ich wyłącznie własny bisnes. Wraz z objęciem stanowisk natychmiast zaczynają ten kraj doić, a „krowa tylko dojona po pewnym czasie pada”.

Zdaniem Ziemkiewicza „psim obowiązkiem rządzących” jest poprowadzenie narodu do rozwoju, wychowywanie młodego pokolenia w duchu patriotyzmu i szacunku dla ojczyzny. Tymczasem od ponad 20 lat słyszymy, że mamy się wynarodowić i wtopić w jakiś naród europejski, który przecież nie istnieje ani istnieć nie będzie, bo zdrową tendencją każdego narodu jest zachowanie jedynie własnej tożsamości, kultury i tradycji. Każdego dnia okazuje się czym jest Unia Europejska i jakie są faktyczne w niej wpływy. Które państwa mają w niej znaczenie decydujące, a które traktowane są całkowicie marginalnie.




Publicysta, podczas spotkania odniósł się także do obecnego podziału polskiego społeczeństwa. Jego zdaniem w kraju „z jednej strony są ludzie, którzy mają poglądy, a z drugiej ci, co mają posady”. Jak określił : ”ci młodzi, zadłużeni z większych miast” (podkr.moje), najczęściej są w tych dużych miastach od niedawna, ich wykształcenie jest typu „copy” & ”paste”, a poczucie niższości wywołało u nich chorobę świeżego awansu. Słowo „patriotyzm” dla wielu z nich nie istnieje, ważne jest jedynie grillowanie i to, aby mieć coś na popitkę i obejrzeć kolejny odcinek serialu w TV.

Takie kształtowanie polskich charakterów poprzez dławienie polskiego patriotyzmu jest na rękę obecnej „elicie”, której znacznie łatwiej jest rządzić takimi właśnie bezmyślnymi grupami ludzi. Na szczęście, oprócz tego „bieguna modernistycznego”, jest w polskim społeczeństwie biegun drugi, który Ziemkiewicz nazwał „tradycjonalistycznym”. Zdaniem publicysty zwiera on w kraju szeregi i nabiera coraz większego znaczenia.

***


[:}

Ciekawe, że całe półtoragodzinne spotkanie z Rafałem Ziemkiewiczem, podobnie zresztą jak i inne spotkania, w których uczestniczyłam na Krakowskim Przedmieściu, np. z prof. Krasnodębskim, czy prof. Legutko przerywane było kilkakrotnym przejazdem karetek pogotowia na sygnale, zagłuszane głośną muzyką płynącą z ustawionych nieopodal głośników, a zawsze towarzyszyły im wielokrotne przejazdy radiowozów policji, straży miejskiej i stała obecność tych w mundurach i tych bez. Wszystko to bardzo przypominało czasy państwa policyjnego.

Mimo to, i mimo, że raz już był zabierany przez władze, Namiot Solidarni 2010 staje przed Pałacem Prezydenckim każdego dnia. Widnieje na nim szereg postulatów, głównie dotyczących wyjaśnienia katastrofy smoleńskiej, ukarania winnych, powołania międzynarodowej komisji, ustąpienia obecnego rządu. Góruje jednak napis:

„Gdy wieje wiatr historii, ludziom jak pięknym ptakom,[] rosną skrzydła, natomiast trzęsą się portki pętakom”
(K.I.Gałczyński)

Pisałam już w TP o dużym podziale społeczeństwa polskiego. Analizę tego zjawiska podejmuje wielu niezależnych publicystów, wśród nich redaktor naczelny Gazety Polskiej, Tomasz Sakiewicz, który w ostatnim numerze swojego pisma zadaje retoryczne pytanie, czy wśród Polaków zamieszkał zupełnie inny naród? Rzeczywiście przebywając w Polsce wielokrotnie odnosi się wrażenie, że mieszkają w niej jakby dwa różne narody, dwa całkiem odmienne społeczeństwa.


[:}

Z jednej strony spotyka się osoby przywiązane do ojczyzny, darzące ją szacunkiem, dla których uczciwość jest wartością pozytywną. W ich ocenie nie jest tak, że pieniądze, bez względu na to jak zdobyte, mają tę sama wartość i nie twierdzą również, że „pierwszy milion trzeba ukraść”. Ich system wartości, znajomość historii własnego kraju, własnej kultury i tradycji jest trwała, uzyskali ją od poprzedniego pokolenia i zapewne przekażą swoim następcom. Często, choć niekoniecznie zawsze, w pokonywaniu trudności pomaga im wiara, której nie wstydzą się okazywać.

Z drugiej, widać w Polsce znaczące grupy ludzi zaangażowanych w sprawy polskie jedynie na zasadzie walki, walki z „moherami”, z Krzyżem, ludzi, którzy niechętnie przyznają się do swojej polskości, a nawet gardzą patriotyzmem i godzą się na upokarzanie swojego kraju przez obce mocarstwa.




Z tymi dwiema postawami spotykać się można śledząc baczniej życie w kraju, a szczególnie przebywając w nim. Niestety trzeba powiedzieć, że druga ze wspomnianych grup wydaje się być obecnie silniejsza, bardziej głośna, krzykliwa. To ona ma za sobą prawie wszystkie sprzedajne środki masowego przekazu, suto opłacanych przez obce korporacje dziennikarzy, często z postkomunistycznym życiorysem. Nazwiska wytarte, tak jak ich poglądy. Oni to gotowi są na każdą prowokację, każde przekręcenie faktów, każde kłamstwo. Robią to nie z przekonania lecz dla pieniędzy. Kłamią więc codziennie atakując, wyzywając, upokarzając. Jak trzeba się bać, aby tak bronić swojej pozycji atakując? Jak bardzo trzeba się bać rozliczeń z nieuczciwie zdobytego majątku, lustracji, niezgody na okragłostołowy układ, czy poddańczej polityki wschodniej? Z tymi ciągłymi połajankami, wyśmiewaniem się z krzyża, karceniem niepokornych, tych z opozycji do obecnego rządu, każdego dnia można zobaczyć w polskiej telewizji, usłyszeć w wielu stacjach radiowych i nie raz można się spotkać na Krakowskim Przedmieściu w stolicy Polski.

***




Płomień patriotycznych uniesień Polaków po tragicznej śmierci prezydenta Lecha Kaczyńskiego, nie został jednak jednak ugaszony. Najwyraźniej widać to każdego 10-go dnia miesiąca, kiedy to w godzinę katastrofy smoleńskiej ze świątyni przy Pałacu Prezydenckim i pobliskich kościołów rozbrzmiewają dzwony, przypominając Polakom, że są Polakami. I potem, wieczorem kiedy to biało-czerwony tłum idzie po Mszy św. z warszawskiej archikatedry Krakowskim Przedmieściem do Pałacu, aby tam po raz kolejny, wytrwale i nieustannie domagać się prawdy. Ostatnio, jak nawet oficjalnie przyznano, był to tłum dziesięciotysięczny.

Część polskiego społeczeństwa, dla której nie najważniejszą rzeczą jest grillowanie, w trosce o dobro i przyszłość własnej ojczyzny jednoczy się, demonstruje. Znacznie większy, bo 80-tysięczny był tłum zebrany na Placu Piłsudskiego w dniu 30-go czerwca b.r. Mimo, iż tego dnia o 16-tej musiałam być już na lotnisku, aby zdążyć na samolot powrotny do Australii, już rano pojechałam na Krakowskie, aby pożegnać raz jeszcze bramy mojego Uniwersytetu, Nasz Namiot, Pałac Prezydenta L.Kaczyńskiego, a przede wszystkim, aby być z manifestacją „Solidarności”, która miała odbyć się tego dnia.

Pod Namiotem opowiedziano mi o niedawnej wizycie prof. Nowaka w Australii i z dumą podkreślano jak pozytywnie Pan profesor po powrocie do Polski ocenił australijską Polonię. Podobno stwierdził: „Polacy w Australii dużo wiedzą o kraju i myślą we właściwym kierunku”. Miło było to słyszeć. Już przed 10-tą rano zaczęto się gromadzić na Placu Piłsudskiego, gdzie miała się rozpocząć solidarnościowa manifestacja, która była wyrazem niezadowolenia społecznego, pod hasłem: „Władza wasza, bieda nasza”.




Z minuty na minutę tłum stawał się coraz większy, a ze wszystkich ulic wchodzących na plac zdążały, najczęściej zorganizowane, grupy ludzi z transparentami, plakatami, flagami narodowymi i solidarnościowymi. Do nich dołączali warszawiacy. Był to imponujący widok. Przez kolejne 2-3 godziny robiąc dziesiątki pamiątkowych zdjęć widziałam entuzjazm i głęboką determinację tych tysięcy osób, które przyszły tu po to, aby protestować przeciwko planowanym podwyżkom, postępującemu zadłużeniu państwa, tragicznej sytuacji w wielu dziedzinach życia, jak służba zdrowia, polska kolej, niereformowalne szkolnictwo, nieustająca przebudowa rozwalonych dróg.

Górnicy przyjechali z transparentem: „Donald cudoku, ty skończysz rządy w tym roku”, zaś wiele delegacji zakładów pracy niosło transparenty „Podnieście Polakom płacę minimalną”. W szczególnie wielu hasłach domagano się Prawdy. Z głośników przypominano kłamliwe zapewnienia Donalda Tuska z jego kampanii przedwyborczej, na które teraz za każdym razem wielotysięczny tłum odpowiadał chórem „Kłamstwo!”. Niesiono transparenty z napisem: „Polsat TV, Gazeta Wyborcza - kłamie” Demonstrowali robotnicy z warszawskich zakładów pracy, naukowcy z Uniwersytetu Jagiellońskiego, stoczniowcy z Gdańska, nauczyciele, lekarze, strażacy, ludzie, którzy niejednokrotnie z najodleglejszych stron Polski jechali przez całą noc, aby wziąć udział w tej manifestacji solidarności przeciwko obecnej władzy.

Po godzinie 13-tej głośny, wielotysięczny biało-czerwony tłum rozpoczął swój marsz Krakowskim, Nowym Światem, Alejami pod Urząd Rady Ministrów. W bocznych ulicach widziałam dziesiątki policyjnych radiowozów i suk, cała ulica Bagatela była nimi zastawiona. Tak oto obecna władza szykowała się na przyjęcie Solidarności.

***

Wracając autobusem z Nowego Światu usłyszałam jak siedząca nieopodal, zapewne emerytka, starsza, inteligentna pani, głośno skarżyła się do swojej sąsiadki..”To znów ta zidiociała Solidarność, zawsze jak tutaj jadę, to muszą rozrabiać”... W pierwszym odruchu chciało się podjąć rozmowę z tą panią, ale czy wypadało, czy warto? Chyba warto, bo jak mówi cytowany już wcześniej Rafał Ziemkiewicz : „Trzeba orać”.

Monika Wiench (tekst i zdjęcia)