Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
11 czerwca 2007
Sprawozdanie dr Janusza Rygielskiego
kończące ośmioletnią prezesurę Rady Naczelnej


J.Rygielski-rekord kadencji
Szanowni Goście, Szanowni Delegaci, Szanowni Państwo! Po raz ósmy przedstawiam sprawozdanie delegatom polskich organizacji w Australii. Podobnie jak w latach poprzednich jest to rezultat pracy zespołu, zawierający nie tylko informację o tym nad czym pracowaliśmy, ale również zbiorową refleksję dotyczącą stanu Polonii w Australii oraz prezentację głównych problemów, jakie wystąpiły w ostatnim roku.

Niniejsze sprawozdanie posiada też cechę szczególną, wynikającą z faktu, że obecnym Zjazdem kończy się ośmioletni okres, w którym siedziba Rady Naczelnej znajdowała się w Brisbane, a prezydium pracowało w prawie nie zmieniającym się składzie. W tym okresie dokonaliśmy zasadniczych zmian programowych, statutowych i organizacyjnych.

Zanim przejęliśmy odpowiedzialność za Radę Naczelną, jej wcześniejszy program oscylował wokół wydarzeń w Polsce, a jednym z najważniejszych zadań ówczesnego Prezydium było zorganizowanie promocji Mariana Krzaklewskiego w Australii. Głównym celem programowym obecnego prezydium było i jest skoncentrowanie się na potrzebach Polonii australijskiej, w tym na 90 – 95% nienależących do organizacji, wchodzących w skład Rady Naczelnej.

Wśród tych 90-95% znajdują się ludzie, którzy osiągnęli największe sukcesy w Australii; zarówno w sensie ekonomicznym, jak i awansu oraz satysfakcji zawodowej. Ludzie ci funkcjonują w polityce, nauce, administracji, dużych firmach, a także prowadzą własny biznes. Koncentrują się na sprawach australijskich, bo one decydują o ich dobrobycie, pozycji społecznej i przyszłości ich dzieci. Oni też stanowią wizytówkę Polonii w oczach zarówno Australii jak i Polski. Ich osiągnięcia są przedmiotem podziwu i dumy przeważającej większości naszych rodaków mieszkających w Australii. Wielu marzy, aby ich dzieci znalazły się w tej grupie.


Od lewej: konsulowie G.Jopkiewicz & A.Dobrowolski, J. Krajewski, L. Wikarjusz,I.Szymańska, A.Alwast, B.Szymańska, ks. W. Słowik. Foto K.Kozek

Nasze kadencje zbiegły się z okresem boomu gospodarczego w Australii. Od kilku lat brakuje rąk do pracy i każdy kto chce pracować – ten znajduje zatrudnienie lub sam je sobie organizuje. Ludzie przeprowadzają się do lepszych domów, niewielu już jeździ starymi samochodami. Niestety, temu wyraźnemu wzbogaceniu się społeczeństwa Australii nie towarzyszy większe zainteresowanie polonijnymi organizacjami. Szkołom, studiom polskim i harcerstwu wciąż brakuje pieniędzy, coraz mniej rodziców stać na dotowanie instytucji, które uczą drugiego języka i drugiej kultury, co zwiększa poziom intektualny młodych ludzi, który niewątpliwie przyda im się w przyszłych karierach. Bezustannie trwają starania o uzyskanie grantów, dla niektórych organizacji stanowiących już podstawę egzystencji. Jest rzeczą interesującą, że są Polacy mieszkający w Australii, którzy poświęcają część swojego majątku na różne indywidualne inicjatywy np. wspierają fundacje w Polsce, finansują okolicznościowe wydawnictwa związane z ich miejscem urodzenia lub dawnego zamieszkania, a także wspomagają materialnie walkę o zachowanie nazwy Mt Kościuszko. Jednak na ogół stronią od organizacji społecznych. Zwykle uzasadniają to atmosferą panującą w środowiskach polonijnych.

Ta ogromna większość Polaków nie bierze udziału w wyborach przeprowadzanych w Polsce, ponieważ zgodnie ze standardami australijskimi, uważa, że wyborcy muszą ponosić odpowiedzialność za dokonany wybór. Jeśli wpłyniemy na wybór nieuczciwego lub nierozgarniętego posła, to szkodę poniosę tylko nasi rodacy w Polsce.

Przykład ten pokazuje sposób naszego myślenia. Obie wielkie fale imigracji polskiej – z lat 48-51 i 80-81 – żyją już w Australii ponad ćwierć wieku. To wystarczający powód, aby przyjąć, że w ponad 90% z nas utrwaliły się standardy ustabilizowanego, demokratycznego państwa, którego podstawę stanowią w miarę demokratyczne wybory, absolutna niezawisłość sądów oraz niezależne od rządu media, włącznie z jego własnymi mediami, jak np. ABC. Jednak nadrzędną cechą takiego państwa jest równość obywateli wobec prawa. Za to samo przestępstwo karze się jednakowo bezrobotnego i ministra, choć okoliczności łagodzące mogą być różne.


Ewa Bajon, były skarbnik Rady Naczelnej. Foto K.Kozek

Nie znaczy to, że myślącego Polaka wszystko w Australii zachwyca, np. obowiązkowe głosowanie, faktyczny monopol – tam gdzie powinna funkcjonować zdrowa konkurencja, czy wpływ zagranicznych właścicieli medów na kształtowanie opinii tutejszego społeczeństwa. Zamierzając żyć tutaj do końca naszych dni, musimy starać się zrozumieć ten kraj jak najlepiej, a będąc jego obywatelami mamy pełny tytuł, aby identyfikować nieprawidłowości i postulować słuszne, naszym zdaniem, zmiany. Natomiast pomysły jak lepiej urządzić Polskę pozostawmy tym, którzy w niej żyją na codzień. Chyba że nas rodacy sami proszą o radę, bądź są zagrożeni katastrofą.

Na powyższym tle zrodziła się koncepcja pracy skoncentrowanej głównie na sprawach australijskich oraz na uregulowaniu relacji wynikających z posiadania polskiego obywatelstwa.

Głównymi sprawami w roku sprawozdawczym były:

PolArt w Hobart, kwestie lustracyjne, wizyta polskiej delegacji parlamentarnej w Australii.

Zaczynam od Pol-Artu ponieważ jest to jedyna impreza centralna, za którą jest odpowiedzialna Rada Naczelna, jakkolwiek wszystkie sprawy programowe i organizacyjne należą do Komitetu PolArt-u, wybieranego przez zgromadzenie osób związanych z kulturą polonijną, głównie przedstawicieli zespołów folklorystycznych. Nasza rola sprowadza się do udzielenia pożyczki z konta PolArt-u, do wspomagania Komitetu radą oraz dopatrzenia rozliczenia festiwalu. Spełniamy też rolę kustosza majątku PolArt-u.

Jubileuszowy, bo dziesiąty, PolArt odbył się po raz pierwszy w stolicy Tasmanii - Hobart, nie bez pewnego ryzyka ekonomicznego, głównie ze względu odległość od głównych centrów polonijnych i stosunkowo niewielkie rozmiary tej metropolii.

Od ośmiu lat reprezentowaliśmy stanowisko, że PolArt powinien być silniej związany z instytucjami australijskimi, prezentowany jako część kultury Australii i w większym stopniu doświadczany przez audytorium australijskie. Zdecydowany krok w tym kierunku został dokonany w Hobart i przyniósł natychmiastowe efekty. Organizatorzy odstąpili od tradycyjnego patronatu ambasadora RP, uzyskując patronat burmistrza miasta. Zgodnie z przewidywaniami, zaowocowało to pomocą finansową lokalnych władz, wprowadzeniem PolArt-u do programu kulturalnego Hobart i wynikającą z tego reklamą (między innymi rozprowadzenie przez miasto ulotek na temat PolArt-u do wszystkich domostw), a co może perspektywicznie najważniejsze, włączenie przedstawicieli PolArt-u do prac komitetu planującego lokalne inicjatywy kulturalne oraz nawiązanie roboczych kontaktów na najwyższym szczeblu z władzami Tasmanii.


Józefa Jarosz (red. naczelny Tygodnika Polskiego) w czasie obrad Zjazdu

W imprezach uczestniczyli przedstawiciele lokalnych władz oraz polskiej dyplomacji z ambasadorem Jerzym Więcławem i konsulem generalnym Ryszardem Sarkowiczem, którzy mieli okazję do nawiązania kontaktów z lokalnymi notablami. W poprzednich latach PolArt na ogół stanowił dla nich okazję tylko do porozmawiania z działaczami polonijnymi. Okazało się również, że wprowadzenie do katedry w Hobart setek członków zespołów folklorystycznych w polskich strojach ludowych, profesjonalnie śpiewających pieśni religijne, nadało specjalnej, polskiej, mszy świętej niezwykły charakter wydarzenia kulturalnego dużego formatu.

Organizatorzy PolArt-u 2006 skorzystali z jeszcze jednej idei. Od lat zachęcaliśmy, aby skład zespołu organizacyjnego PolArt-u nie był ograniczany do lokalnych przedstawicieli. W Hobart po raz pierwszy sięgnięto po dyrektora artystycznego z innego stanu. Był nim Henryk Kurylewski, były szef PolArt-u 2000 w Brisbane, którego doświadczenie pomogło w tasmańskich sukcesach.

W imieniu Prezydium RN pragnę podziękować Tomaszowi Prokopowi i całemu zespołowi organizacyjnemu PolArt-u 2006 za ich pomysły, wysiłek i znakomite wyniki, zarówno artystyczne jak i finansowe. Dziękujemy również wszystkim wykonawcom.

Pozytywne doświadczenia PolArt-u w Hobart pozwalają z optymizmem patrzeć na PolArt2009 w Adelajdzie, a także zachęcają do zastanowienia się, czy PolArt2012 mógłby się odbyć w Perth.

W minionym roku zarzucano nam, że się boimy lustracji. Insynuacje te były oparte na naszym bardziej niż wstrzemięźliwym stosunku do Australijskiej Grupy Lustracyjnej. Przypomnę, że poprzedni Zjazd uchwalił nam zakaz kontaktowania się z tą organizacją.

Pragnę jasno wypowiedzieć się w imieniu Prezydium Rady Naczelnej, że uważamy donosicielstwo za podłość i dotyczy to zarówno donosów kierowanych do Służby Bezpieczeństwa PRL, jak i wszelkich innych form donosicielstwa, np. prób rozwiązywania problemów wewnątrz polonijnych za pomocą donosów kierowanych do władz australijskich. Wszystkie one mają charakter przewinień etycznych.

Jakiekolwiek próby przeprowadzenia lustracji natrafiają na trudności nie tylko dlatego, że niektórzy mogą być zainteresowani w ukrywaniu swej przeszłości. Rzecz w tym, że w państwie prawa nawet bardzo ciężkie przestępstwa obejmuje okres przedawnienia i zasada domniemanej niewinności. O winie zaś decyduje niezależny sąd, a nie historyk.

W przypadku osób zamieszkujących na stałe za granicą i posiadających obywatelstwo obcego państwa, jest rzeczą niemożliwą wyegzekwowanie jakichkolwiek sankcji, chyba że dana osoba kwalifikuje się do deportacji, która zawsze stanowi przedmiot negocjacji między państwami.

Gdyby jakiekolwiek państwo uchwaliło ustawę, której oddziaływanie miałoby się rozciągać na terytoria innych państw (w przypadku ustawy lustracyjnej na terytoria wszystkich państw na świecie) i w dodatku dotyczyć obywateli tych państw, to byłoby to niezwykłe kuriozum i jeszcze większa kompromitacja. Rząd, który stałby za taką ustawą stałby się przedmiotem międzynarodowego pośmiewiska. I do tego dążyła, świadomie czy nieświadomie, Australijska Grupa Lustracyjna. Jest rzeczą zdumiewającą, że projekt takiej ustawy przeszedł przez Sejm. Nic jednak dziwnego, że prezydent Kaczyński i marszałek Borusewicz spowodowali usunięcie tego jej fragmentu, który obejmował Polonię. Dostało im się za to od byłej rzecznik Grupy Lustracyjnej w kolejnych paszkwilach.

Obecnie rozważana jest propozycja udostępnienia niby wszystkich dokumentów posiadanych przez IPN. Wiadomo już jednak, że zgodnie z zasadami praktykowanymi we wszystkich państwach, nie zostaną udostępnione dane agentów pracujących w innych krajach. Dowiemy się więc, że jakiś australijski polonus donosił ćwierć wieku temu w Polsce na ludzi, których nie znamy, być może czyniąc im w ten sposób jakieś kłopoty, np. utrudniając awans lub zagraniczną podróż, nie dowiemy się natomiast, kto przekazywał sekrety militarne i przemysłowe Australii, co mogło pomóc w inwazji Związku Radzieckiego na kraj, którego obecnie jesteśmy obywatelami. Mamy szansę dowiedzieć się kto robił drobne świństewka, nie dowiemy się natomiast nigdy kto donosił w celu doprowadzenia do upadku Australii.

Sygnatariuszami Apelu Australijskiej Grupy Lustracyjnej była m. in. osoba znajdujące się na Liście Wildsteina, która nie przedstawiła statusu pokrzywdzonego. Publikacje AGL, rozsyłane do wszystkich możliwych mediów i wykorzystywane przez niektóre, oraz do wielkiej liczby ministrów, senatorów, posłów etc. doprowadziły do tego, że niektórzy przedstawiciele polskich rządzących elit zaczęli na różnych forach wyrażać swoją troskę o stan Polonii australijskiej. Nawet nas to nie dziwi, skoro rzeczniczka AGL, bez jakichkolwiek podstaw, wypisywała, jakoby Rada Naczelna Polonii Australijskiej i Nowozelandzkiej była skorumpowaną organizacją.

Zaprosiliśmy więc do Australii marszałka Senatu Bogdana Borusewicza, legendę Solidarności, osobę która z urzędu sprawuje opiekę nad Polonią, aby na miejscu miał okazję poznać zorganizowaną Polonię australijską. Nasza inicjatywa zbiegła się w czasie ze staraniami strony Australijskiej o rewizytę Polsko – Australijskiej Grupy Parlamentarnej. Australijsko – Polska Grupa Parlamentarna złożyła wizytę w Polsce wcześniej.

Tuż przed odlotem Polsko – Australijskiej Grupy Parlamentarnej odbyło się posiedzenie Polonijnej Rady Konsultacyjnej, powołanej przez marszałka Borusewicza. Brałem udział w tym posiedzeniu, które miało rzeczowy, roboczy charakter. Tematyka obrad dotyczyła głównie sytuacji Polonii na Białorusi oraz w Unii Europejskiej. W pierwszym przypadku ze względu na wyjątkowe trudności stwarzane przez reżym Łukaszenki, w drugim ze względu na rozmiary i tempo imigracji do Anglii i Irlandii. Tematy dla nas niemal egzotyczne, podobnie jak nasze mogą być dla np. kolegów z Ameryki Południowej. Ale taka wymiana informacji pozwala nam na współpracę w ramach Rady Polonii Świata.

W części poświęconej pracom Kancelarii Prezesa Rady Ministrów nad projektami ustaw, które całkowicie lub w części dotyczą Polonii i Polaków mieszkających zagranicą, omawiana była kwestia zrzekania się obywatelstwa, którą wielokrotnie podnosiła nasza organizacja. Konstytucja Australii stanowi, że posłem czy senatorem może być tylko osoba, która podejmie wszelkie dostępne kroki prowadzące do zrzeczenia się innego, niż australijskie, obywatelstwa.

W newralgicznych sektorach administracji i gospodarki pracują wysokiej klasy polscy specjaliści, którym nie wolno posiadać obcego paszportu. Obecne ustawodawstwo nakazuje polskim obywatelom podróżowanie na polskich paszportach. Wprawdzie od czasu wejścia Polski do Unii Europejskiej nie mają miejsca na granicach żadne szykany w stosunku do obywateli polskich, którzy na granicy okazują australijskie paszporty (czy jakiegokolwiek innego państwa), ale jest to niezgodne z istniejącym ustawodawstwem. Gdyby polscy urzędnicy trzymali się prawa, to nie powinni takich obywateli wpuszczać do kraju.

Przypomniałem o tym i wyraziłem pogląd, że ukształtowani pobytem w państwie prawa chcielibyśmy wjeżdżać do Polski na australijskich paszportach nie wbrew przepisom, ale zgodnie z nimi. Wspomniałem również, że od lat podnosimy sprawę wydania przepisów wykonawczych odnoszących się do osób, które przed laty zrzekły się polskiego obywatelstwa, bądź ich tego obywatelstwa pozbawiono, a w nowej sytuacji politycznej chciałyby je odzyskać.

Delegacja Parlamentarna składała się z senatorów: Bogdana Borusewicza, Romana Ludniczuka i Marka Waszkowiaka; posłów: Janusza Dobrosza (wicemarszałka Sejmu), Stanisława Zająca (przewodniczącego Polsko – Australijskiej Grupy Parlamentarnej oraz Polsko – Nowozelandzkiej Grupy Parlamentarnej), Jakuba Rutnickiego (wiceprzewodniczącego Polsko – Australijskiej Grupy Parlamentarnej), Renaty Rochnowskiej i Stanisława Gorczycy. Do osób towarzyszących należało dwoje ministrów i inni wysocy urzędnicy.

Ponieważ głównym celem podróży do Australii i Nowej Zelandii była wizyta państwowa, obejmująca bogaty program przygotowany przez parlamenty Australii i Nowej Zelandii, więc siłą rzeczy pozostało bardzo niewiele czasu na spotkania polonijne. Termin wizyty został dobrany w czasie sesji parlamentu federalnego, co zapewniało obecność w Canberze wszystkich planowanych rozmówców strony australijskiej. Z punktu widzenia polonijnego termin ten nie był korzystny. Proponowaliśmy teminy wiążące się ze Zjazdem Delegatów Polskich Organizacji w Australii i Nowej Zelandii, obchodami 150-lecia zbiorowego osadnictwa polskiego w Australii Południowej i PolArt-em w Hobart. Niestety, w żadnym z tych terminów australijscy parlamentarzyści nie przebywali w Canberze, a planowany wcześniej przyjazd w październiku uniemożliwiły wydarzenia w Polsce.

W tej sytuacji, razem z Senatem, doszliśmy do wniosku, że jakiekolwiek tłumne zgromadzenie, zwołane tylko z okazji wizyty nie miało sensu. Wizyta miała charakter roboczy i jej celem było zapoznanie się z Polonią zorganizowaną. Program delegacji był niemal całkowicie wypełniony kontaktami ze stroną australijską. Tym niejmiej odbyły się spotkania z Polonią we wszystkich miastach, w jakich przebywała delegacja: w kościele w Essendon, z Federacją Polskich Organizacji w Wiktorii, z przedstawicielami organizacji polonijnych w Nowej Południowej Walii oraz z Prezydium Rady Naczelnej Polonii Australijskiej i Nowozelandzkiej. Ze względu na obecność dużej grupy polskich biznesmenów, których udziału w programie delegacji, ze zrozumiałych względów nie planowano, wraz ze Stowarzyszeniem Polaków w Queensland zorganizowany został koktajl z udziałem lokalnych biznesmenów polonijnych, w którym wzięła udział delegacja parlamentarna.

W trakcie spotkania w Brisbane została przedstawiona informacja na temat Polonii Australijskiej i jej problemów przez członków prezydium RN oraz przedstawicieli głównych organizacji polonijnych.

W liście skierowanym do mnie, szefowa Kancelarii Senatu, minister Ewa Polkowska napisała:

Z satysfakcją informuję, że delegacja parlamentarna pod przewodnictwem Marszałka Senatu Rzeczypospolitej Polskiej, Bogdana Borusewicza, zrealizowała w pełni zaplanowany program oficjalnej wizyty w Australii i szczęśliwie powróciła do kraju. Serdecznie dziękuję Panu, Panie Prezesie, oraz Pańskim Współpracownikom za pomoc w merytorycznym i organizacyjnym przygotowaniu spotkań delegacji z Polonią australijską w czasie tej wizyty, a w szczególności za zorganizowanie spotkania z Prezydium Rady Naczelnej Polonii Australijskiej i Nowozelandzkiej w Brisbane. Pozwoliło ono Panu Marszałkowi oraz całej delegacji parlamentarnej zapoznać się z bieżącą pracą i zmierzeniami Prezydium Rady. Przyczyniło się także do lepszego rozeznania aktualnej sytuacji i problemów społeczności polonijnej w Australii. Będę wdzięczna za przekazanie słów podziękowania wszystkim członkom Prezydium Rady Naczelnej, których mieliśmy okazję poznać w czasie tej wizyty. Jestem przekonana, że bogate doświadczenia zdobyte w Australii będą dobrze służyć dalszej pracy obu izb polskiego parlamentu na rzecz rozwijania kontaktów z Polonią w tamtej części świata.

Wchodząca w skład delegacji posłanka Renata Rochnowska, zastępca przewodniczącego sejmowej Komisji Finansów Publicznych, stwierdziła, że ta wizyta przekonała ją do celowości poparcia wniosku senackiego w sprawie budżetu na cele polonijne.


Długoletni rzecznik prasowy rady Naczelnej z przedstawicielką Pulsu Polonii Ernestyną Skurjat-Kozek.Foto K.Kozek

W minionym roku, podobnie jak w latach poprzednich, musieliśmy bronić sensu pracy społecznej. Wszyscy obecni tu delegaci nie pobierają żadnego wynagrodzenia za swoją, pełną poświęcenia, pracę. Przeciwnie, zwykle dokładają do działalności społecznej. Niektóre z naszych organizacji zatrudniają płatnych pracowników, wielu bardzo wartościowych, wnoszących do stowarzyszeń istotny wkład materialny i merytoryczny. Jednakże stoimy na stanowisku, że zasadnicze decyzje merytoryczne i finansowe powinny być podejmowane przez ciała społeczne pochodzące z wyboru.

Oprócz organizacji społecznych istnieje wiele instytucji wykonujących użyteczną pracę dla Polonii. Można powiedzieć, że pracownicy oraz kierownictwo lub właściciele takich instytucji żyją, czasem całkiem nieźle, z Polonii. Cieszymy się, że ich mamy, że świadczą nam usługi, jakich potrzebujemy. Jednakże nikt ich nie upoważniał, aby wypowiadali się w naszym imieniu i aby sądzili, że organizacje społeczne mają zaspokajać ich potrzeby. Incydent tego rodzaju zdarzył się podczas wizyty polskiej delegacji parlamentarnej.

W roku ubiegłym kontynuowaliśmy naszą walkę o ochronę dobrego imienia Polski i Polaków, reagując na recenzje kolejnego paszkwilu Tomasza Grossa pt. „Strach”. Śledziliśmy uważnie sytuację związaną z nazwą Mt Kościuszko i prowadziliśmy rozmowy z Mt Kościuszko Inc. w sprawie wstąpienia tej organizacji do Rady Naczelnej. Wsparliśmy też finansowo inicjatywę „Pulsu Polonii” związaną z popularyzacją Pawła Edmunda Strzeleckiego i Tadeusza Kościuszki. Według naszej oceny, zagrożenie zmiany nazwy najwyższego szczytu kontynentu australijskiego zmniejszyło się, Polonia ma bardzo dobre stosunki z administracją Parku Narodowego. Nie zaszkodzi jednak dalsza popularyzacja dorobku Kościuszki i Strzeleckiego oraz zbieranie dokumentacji obejmującej różnorodne argumenty przemawiające za zachowaniem tej nazwy. Ponieważ o nazewnictwie geograficznym w Australii decydują władze Nowej Południowej Walii, więc przypomniałem im wczoraj nasze pryncypialne stanowisko w tej – kto wie, czy nie najważniejszej dla Polonii australijskiej - sprawie.

Mówiąc o dorobku ostatniego roku, muszę przyznać, że nie udało nam się zrealizować wniosku zgłoszonego podczas poprzedniego Zjazdu, zgodnie z którym mieliśmy dokonać inwentaryzacji majątku polonijnego. Wykonanie takiego zadania jest możliwe tylko przy pełnej współpracy organizacji terenowych, które posiadają właściwe informacje. Rozesłaliśmy w tej sprawie pismo do naszych organizacji członkowskich i, niestety, otrzymaliśmy tylko jedną odpowiedź – od Muzeum i Archiwum Polonii Australijskiej. Dr Zdzisławowi Derwińskiemu bardzo za nią dziękujemy. Jeśli podczas tego Zjazdu zgodzicie się Państwo, że jest to ważna sprawa, to, myślę, że łatwiej ją będzie podjąć w następnej kadencji.

Szanowni Delegaci

Kończąc brisbańską erę kierowania Radą Naczelną pragnę przypomnieć następujące zmiany statutowe, procederalne i ekonomiczne.

Osiem lat temu prezes mógł pełnić swą funkcję dożywotnio. Od 2001 r. może ją pełnić przez trzy dwuletnie kadencje.

Dawniej decyzje były podejmowane przez część prezydium mieszkającą w tym samym mieście, co prezes. Obecnie każda ważniejsza sprawa jest dyskutowana za pomocą poczty elektronicznej ze wszystkimi członkami prezydium, a w wielu przypadkach także z prezesami głównych organizacji. Dyskusje prowadzimy tak długo aż uzyskamy jednomyślność.

Na początku naszej kadencji członkowie prezydium posiadali mandaty na Zjazd, nawet jeśli nie reprezentowali żadnej organizacji członkowskiej. Wprawdzie nie mogli ich wykorzystać w wyborach władz Rady Naczelnej i przy udzielaniu absolutorium, ale mogły być one wykorzystane przy podejmowaniu innych decyzji merytorycznych. W 2001 r. przywilej ten został zniesiony.

W poprzednich latach, w zjazdach delegatów uczestniczyli: prezes, sekretarz i skarbnik oraz członkowie prezydium zamieszkali w mieście, w którym odbywał się zjazd. Od 2000 r. prezydium RN wygospodarowuje środki na pokrycie kosztów podróży na zjazdy wszystkich członków prezydium, niezależnie od miejsca zamieszkania. Obecność wszystkich osób uczestniczących w podejmowaniu decyzji wydaje nam się konieczna ponieważ zjazdy stanowią rzadką okazję kiedy dokonuje się rocznego rozliczenia z działalności i pozwalają na wysłuchanie opinii delegatów, z którymi prezydium nie kontaktuje się na bieżąco. Od 2000 r. wprowadziliśmy też zwyczaj organizowania specjalnych, marcowych, posiedzeń prezydium, z udziałem wszystkich członków mieszkających w innych stanach, a od 2003 r. także z udziałem naszego przedstawiciela w Nowej Zelandii, Jana Roya Wojciechowskiego.

Dawniej o datację Funduszu Wieczystego dla prezydium RN występowało samo prezydium, sprawujące nadzór nad Funduszem. Obecnie o dotacji decyduje Zjazd.

Przed ośmiu laty rok finansowy kończył się 31 grudnia, co przy zjazdach odbywających się w czerwcu, oznaczało, że ponad pięciomiesięczna działalność finansowa prezydium nie była kontrolowana przez Komisję Rewizyjną i audytora. Obecnie rok finansowy kończy się 31 marca, co oznacza, że okres niekontrolowany został skrócony o trzy miesiące.

Wprowadziliśmy też obyczaj, że każdy członek prezydium, w porozumieniu z prezesem, może korzystać z naszej firmówki, na której są wydrukowane nazwiska i funkcje wszystkich członków zespołu.

To pełne włączenie całego zespołu prezydium do pracy i konsekwentne stosowanie demokratycznych zasad ukształtowało kompetentną, skonsolidowaną i stabilną grupę. W ciągu ośmiu lat miało miejsce mniej zmian personalnych niż w poprzednim prezydium podczas dwóch lat.

Trzy lata temu, w Adelajdzie, na wniosek delegata z Wiktorii, zjazd nadał wieloletniemu byłemu prezesowi Rady Naczelnej Krzysztofowi Łańcuckiemu tytuł honorowego przewodniczącego RN. Od tego czasu włączyliśmy honorowego przewodniczącego do naszej listy dyskusyjnej, na firmówkę i czołówkę biuletynów RN, oraz zapraszaliśmy go na specjalne zebrania w Brisbane i zjazdy delegatów, pokrywając także koszty.

Jesteśmy wdzięczni autorowi wniosku oraz Zjazdowi w Adelajdzie za podjęcie tej uchwały ponieważ ogromne doświadczenie Krzysztofa Łańcuckiego wielokrotnie pomogło nam w podjęciu właściwej decyzji. Uważamy, że tę niestatutową funkcję należałoby wprowadzić do Statutu Rady Naczelnej, podobnie jak funkcje członków Prezydium.

Od czterech lat Rada Naczelna obejmuje niektóre organizacje polonijne w Nowej Zelandii, co nas wzbogaca o doświadczenia niedalekiego kraju o bliskiej nam kulturze i interesującej Polonii. W kontaktach z Polską i władzami australijskimi daje nam to tytuł do występowania w roli przedstawicielstwa Polonii z więcej niż jednego państwa. Z kolei Nowa Zelandia korzysta z naszego dużego doświadczenia organizacyjnego oraz kontaktów z Polską i Polonią Świata. Korzyści są więc obopólne. Do takiego rozwiązania doszło dzięki staraniom Jana Roya Wojciechowskiego, prezesa największej organizacji polonijnej w Nowej Zelandii – Związku Sybiraków, a także konsula honorowego w Nowej Zelandii i autora ciekawej książki w języku angielskim „A Strange Outcome”, przedstawiającej losy polskich sierot, które przyjęła Nowa Zelandia.

Prezydium traktuje Roya Wojciechowskiego jako swego przedstawiciela w Nowej Zelandii, ale sądzi, że należy mu się jakiś statutowy tytuł lub po prostu w Prezydium powinno być miejsce dla przedstawiciela Nowej Zelandii, podobnie jak dla przedstawicieli Rektoratu Polskiej Misji Katolickiej w Australii i Komisji Oświatowej Polonii Australijskiej. Jan Roy Wojciechowski uczestniczy w zebraniach prezydium w pełnym składzie oraz w zjazdach delegatów. Niestety, nie mógł przybyć na obecny.

Po raz pierwszy od wielu, wielu lat wydaliśmy i to dwukrotnie Biuletyn Rady Naczelnej; w języku angielskim, w kolorze i na wysokim poziomie merytorycznym oraz edytorskim. Szczególną cechą tego Biuletynu było odejście od formuły informowania o różnych drobnych wydarzeniach, natomiast całkowite skoncentrowanie się na jednym temacie, któremu był poświęcony cały numer. Biuletyn nasz został nie tylko dobrze przyjęty przez polityków i media, do których był głównie adresowany. Jest on także wykorzystywany, i pewnie nadal będzie, w szkołach oraz przez Mt Kościuszko Inc.

Ponadto zaktualizowaliśmy regulaminy PolArt-u i Funduszu Wieczystego oraz opracowaliśmy regulamin Funduszu Ewy Malewicz, łącząc je prawnie ze Statutem Rady Naczelnej i tworząc w ten sposób spójną całość legislacyjną.

Szanowni Delegaci

W 1999 r. prezydium przejęło 6 tys. dol. na koncie operacyjnym, pochodzące ze składek członkowskich wpłaconych przed Zjazdem. Obecnie przekazujemy naszym następcom dwa i pół raza tyle. Nasze składki członkowskie wzrosły w tym okresie z 75 dol. do 90,91 dol. czyli o 22,5% (9,09 dol.to GST).

Konto Ewy Malewicz nie istniało, mimo że prawnicy przekazali 85 tys. dolarów Radzie Naczelnej. Kwoty w wysokości dwa razy po dwadzieścia tysięcy oraz jedna w wysokości dwadziestu jeden tysięcy zlokalizowane były w trzech różnych bankach na kontach inwestycyjnych. Ponadto, na koncie Human Aid znajdowało się trzynaście tysięcy dolarów. Uznaliśmy, że kumulując te cztery konta można potraktować sumaryczną kwotę jako pozostałość spadku Ewy Malewicz, w wysokości 74 tys, jakkolwiek nie otrzymaliśmy żadnej dokumentacji wskazującej na pochodzenie kwoty spoczywającej na koncie Human Aid.

Obecnie pozostawiamy 75 tys. dolarów na podstawowym koncie inwestycyjnym Ewy Malewicz i pięć tys. na dodatkowym koncie inwestycyjnym Ewy Malewicz, które dojrzewają w tym samym dniu i powinny być połączone tak żeby w sumie było 80 tys. na jednym koncie Ewy Malewicz. Ponadto na koncie operacyjnym Ewy Malewicz znajduje się 5 tys. dolarów, a więc w sumie dokładnie tyle ile wynosiła oryginalna kwota spadku. W ten sposób zrealizowaliśmy wniosek zgłoszony na Zjeździe w Kanberze, w 2002 r. i spełniliśmy moralny obowiązek Rady Naczelnej Polonii Australijskiej.

Chcę też wyjaśnić, że konkursy im. E. Malewicz finansowane są z odsetek od kont inwestycyjnych. Odbyły się już dwa konkursy, mające dobrą renomę i cieszące się popularnością. Inicjatorem zlokalizowania konkursów muzycznych dla młodzieży w Sydney był prezes Federacji Polskich Organizacji w Nowej Południowej Walii Jerzy Krajewski. Organizatorem konkursu jest Marianna Łacek, a głównym jurorem i siłą przyciągającą uzdolnioną muzycznie młodzież – światowej sławy skrzypaczka Wanda Wiłkomirska. Wszystkim im gratulujemy sukcesu i dziękujemy.

Osiem lat temu na koncie PolArt-u mieliśmy prawie osiem tysięcy dolarów, a po roku uzyskaliśmy od organizatorów PolArt-u zwrot pożyczki w wysokości 5 tys., udzielonej przez poprzednie prezydium czyli razem z odsetkami trzynaście tysięcy. Z tego dziesięć tysięcy pożyczyliśmy organizatorom PolArt-u w Sydney, który na szczęście okazał się nie tylko dobry jakościowo, ale i dochodowy. Dochód uzyskany w Sydney wyniósł prawie dwadzieścia jeden tysięcy. Otrzymaliśmy już zwrot kolejnej pożyczki od organizatorów PolArt-u w Hobart oraz dochód netto w wysokości 10 tys, co w sumie zwiększa konto PolArt-u do 44 tysięcy. Zgodnie z naszą wiedzą, jest to największa suma na koncie PolArt-u od początku jego istnienia.

W dniu dzisiejszym otrzymaliśmy od Funduszu Wieczystego dwa i pół tysiąca dolarów przyznane nam przez ubiegłoroczny Zjazd w Canberze. Wzmocnią one budżet Rady Naczelnej w następnej kadencji. Ta kwota, jak również otrzymana w ostatnich dniach wiadomość o przyznaniu nam dotacji w wysokości ok. 4 tys. dol. przez Wspólnotę Polską, została uwzględniona w podanej wcześniej informacji dotyczącej konta operacyjnego.

W okresie ośmiu lat majątek Funduszu Wieczystego zwiększył się o ok. 10 tys. dol.

Osiem lat temu przekazano nam uszkodzoną, prostą fotokopiarkę i dwa bardzo wysłużone faksy. Obecnie przekazujemy następnemu prezydium wielofunkcyjną fotokopiarkę oraz laptop; jedno i drugie w doskonałym stanie.

Uważamy, że przekazujemy polonijne zasoby w przyzwoitym stanie. Przyszłe prezydium będzie je mogło dobrze wykorzystać, np. w celu udoskonalenia witryny Rady Naczelnej i na wiele innych cennych inicjatyw.

Szanowni Delegaci W poprzednich sprawozdaniach nie dziękowałem członkom mojego zespołu, ale w tym, pożegnalnym, nie mogę tego pominąć. Miałem wielkie szczęście pracować w gronie oddanych społeczników, którzy wykonali niemałą pracę, wspierali mnie w wielu pomysłach oraz potrafili odwieść od nienajlepszych. O swoich współpracownikach przypominam w chronologicznej kolejności.

Koncepcja naszego prezydium opierała się na właściwej kompozycji doświadczenia z energią. Okazało się, że doświadczonym też nie brakowało energii, ale jeden z nich, blisko osiemdziesięcioletni wówczas major Julian Krok, prezes Koła Kombatantów nr 8 w Brisbane, musiał nas pożegnać ze względu na stan zdrowia. W 2001 roku odeszła od nas Urszula Nadstazik, ówczesna sekretarz Rady i Joanna Dziaduch, skarbnik. Powodem było podjęcie dodatkowej pracy. W roku 2003, odeszła, ze względów zdrowotnych, wiceprezes Lucyna Artymiuk. Od czterech lat nie było żadnych zmian w prezydium. Nikt nie odszedł ze względu na różnice zdań czy też na znak protestu przeciwko jakiejś decyzji.

Te cztery osoby, które odeszły, wniosły wiele w pierwszych latach naszej pracy. Zwłaszcza Lucyna Artymiuk była niezmordowana w przedstawianiu przeróżnych projektów i propozycji i zawsze znajdowała czas, aby edukować swych kolegów, przesyłając im informacje i opinie wyszukane w mniej popularnym wówczas Internecie. Jej inicjatywą było zorganizowanie sesji „Praca społeczna w społeczeństwie wielokulturowym”, połączonej ze Zjazdem delegatów polskich organizacji w 2001 r, w Melbourne.

Wspominając nieobecnych dzisiaj, którzy pracowali dla Rady Naczelnej, pragnę podkreślić, że o nich nie zapomnieliśmy. Dziękujemy im za to co zrobili dla Polonii australijskiej.

Dziękuję honorowemu przewodniczącemu Rady Krzysztofowi Łańcuckiemu, rektorowi Polskiej Misji Katolickiej wielebnemu księdzu Wiesławowi Słowikowi oraz przewodniczącej Komisji Oświatowej Polonii Australijskiej Bożenie Szymańskiej za wspieranie wybieranej części prezydium dobrymi radami, zwłaszcza w trudnych sytuacjach, których nam też nie brakowało.

Dziękuję mojemu zastępcy Andrzejowi Alwastowi, który z racji doświadczenia zawodowego na wysokich stanowiskach w Ministerstwie Spraw Zagranicznych pomagał w redagowaniu pism kierowanych do australijskich instytucji, a również, podczas mojej nieobecności, w sumie podczas kilku miesięcy, kierował Radą Naczelną.

Dziękuję pozostałym kolegom mieszkającym poza Brisbane za ich zrozumienie naszej niełatwej sytuacji, polegającej na tym, że cała praca związana z bieżącym prowadzeniem Rady Naczelnej spoczywała na kilku osobach w kwisnlandzkiej stolicy, przy czym część z nich wykonywała pracę zawodową w pełnym wymiarze godzin. Jerzy Krajewski, prezes Federacji Polskich Organizacji w Nowej Południowej Walii, i Włodzimierz Wnuk, członek Federacji Polskich Organizacji w Wiktorii, pomagali nam w utrzymaniu w Brisbane centralnego widzenia spraw polonijnych, niejednokrotnie kwestionując proponowane generalizacje, które nie znajdowały potwierdzenia w środowiskach przez nich reprezentowanych.

Pragnę też podziękować moim najbliższym, lokalnym współpracownikom; sekretarzowi Rady Icie Szymańskiej, na której barkach w całości spoczywał, szumnie zwany, bo jednoosobowy, sekretariat. Ita znakomicie reprezentowała nas w ubiegłym roku w Polsce, podczas zebrania organizatorów III Zjazdu Polonii, który odbędzie się we wrześniu tego roku, w Pułtusku. Komitet organizacyjny zaproponował, aby powierzyć jej prowadzenie jednego z głównych tematów Zjazdu. Prezydium w pełnym składzie zgodziło się z tą propozycją i podjęło decyzję o sfinansowaniu przelotu Ity do Polski.

Ewa Bajon jest ekonomistą i wzorowo prowadziła nasze finanse, dodatkowo wykonując różne analizy porównawcze. Obie nasze koleżanki otrzymały ostatnio specjalną pochwałę Komisji Rewizyjnej za wzorowe prowadzenie dokumentacji.

Dziękuję również brisbańskim seniorom: Zbigniewowi Sudułłowi, świetnie pełniącemu funkcję rzecznika prasowego, zwłaszcza w każdym przypadku pomówienia Polski i Polaków o niepopełnione zbrodnie, który ponadto jest, obok honorowego przewodniczącego, naszym niekwestionowanym autorytetem w sprawach statutowych; Janowi Suchowieckiemu, wiceskarbnikowi, wykonującemu także wiele niezbędnych prac, m. in. przez osiem lat był współodpowiedzialny za materiały zjazdowe; Franciszkowi Rutynie, naszemu ministrowi bez teki, który zawsze chętnie pomagał w różnych zadaniach, a od pewnego czasu udostępnia swe Archiwum w Domu Polskim w Brisbane na obrady prezydium i pracuje nad udokumentowaniem dla potomności dorobku Prezydium Rady Naczelnej w Brisbane.

Dziękuję też za poparcie i dobre rady prezesom organizacji wchodzących w skład Rady Naczelnej, a zwłaszcza Krystynie Misiak i dr. Zdzisławowi Derwińskiemu, niekwestionowanym autorytetom, obok dr. Włodzimierza Wnuka, w kwestiach dotyczących Solidarności.

Dziękuję również moim doradcom. Nie wymieniam ich nazwisk, bo niektórzy sobie tego nie życzyli, pragnę jednak zapewnić, że dzięki nim nasze wystąpienia i decyzje zawsze były oparte o dobrą znajomość prawa międzynarodowego, australijskiego i polskiego. Doradcy ci reprezentują tak obszerną wiedzę, że malkontenci - amatorzy nie mogli z nami konkurować.

Korzystam również z okazji, aby podziękować przedstawicielom polskiej służby dyplomatycznej za zawsze życzliwe podejście do naszych spraw. Mimo obiektywnych trudności tworzonych przez polskie ustawodawstwo i przepisy wykonawcze, np. w sprawie paszportów, przez te osiem lat nie odnotowaliśmy w Australii żadnych zgrzytów na linii dyplomacja – Rada Naczelna.

Dziękuję Państwu za uwagę.

Janusz Rygielski