Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
22 sierpnia 2020
Ostatnie dni Strzeleckiego (9) Srebrna taca dla Hankey'a
Ernestyna Skurjat-Kozek


W kolejnym fragmencie testamentu Strzeleckiego pojawiają się dwa nazwiska przyjaciół Strzeleckiego, o których warto opowiedzieć w kontekście zapisanych im prezentów. Pierwszy, Thomson Hankey to postać z najwyższej politycznej i finansowej półki Wielkiej Brytanii, magnat, bankier i polityk. Drugie nazwisko to Dexaux. Braci Devaux wiązała ze Strzeleckim przyjaźń o bodaj najdłuższym stażu, znali się bowiem od 1843 roku. Charles i Alexander byli właścicielami firmy bankowej Messrs Devaux & Co. Oprócz tego bracia zajmowali wysokie stanowiska w firmach brytyjskich i międzynarodowych, w dużym stopniu związanych z budową kolei – bodaj najbardziej opłacalnego biznesu XIX wieku.

PO SIÓDME.

Mojemu drogiemu przyjacielowi Thomsonowi Hankey daruję i zapisuję srebrną tacę, którą w Irlandii dostałem w prezencie od komisarzy Poor Law Commission biorących udział w akcji pomocy w czasie klęski głodu; jemu też zapisuję moją księgę autografów oraz konia wierzchowca, którego tak lubił, proszę też Pana Thomsona Hankey'a, aby przyjął w darze Gwiazdę św. Michała i Jerzego kompletną z wisiorkiem; natomiast Order Łaźni niechaj łaskawie, zgodnie z regulaminem, zwróci do Biura Heraldycznego; mojego głównego spadkobiercę proszę, aby pozwolił Panu Hankeyowi wybrać te moje rysunki i książki, na które ma ochotę.

Polecam też , aby mój główny spadkobierca przekazał Pani Aleksandrowej Devaux brylantowy pierscień, który jej mąż Alexander ofiarował mi na pamiątkę po jego bracie Charlesie.

Co nam wiadomo o pamiątkowej tacy zapisanej Hankeyowi? Zajrzyjmy może do listu Strzeleckiego adresowanego do Adyny Turno w 1851 roku, czyli w 2 lata po powrocie Strzeleckiego z Irlandii, po zakończeniu wielkiej akcji humanitarnej. W liście tym opisuje swoja pracę na rzecz głodujących Irlandczyków. Przypomniał, że najpierw w Anglii powstał oddolny ruch pomocy, do którego potem dołączyła się arystokracja, finansjera, rząd, a nawet królowa Wiktoria.


Pamiątkowa srebrna taca Strzeleckiego musiała być o wiele bardziej dekoracyjna od tej na obrazku

Reprezentując British Relief Association, Strzelecki rozdzielał fundusze pomocowe najpierw na zachodzie Irlandii, potem powierzono mu całość akcji pomocy, z siedzibą w Dublinie. Zarządzał wielką kwotą pieniędzy: w przeliczeniu na franki było to tego 20 mln. Po zakończeniu akcji pomocy - chwalił się Edmund - otrzymał wiele podziekowań i wyrazów uznania od władz, które prasa chętnie publikowała.

W prezencie od grupy 40 komisarzy, którzy służyli pod jego komendą, Strzelecki otrzymał w srebrną tacę, na której były wygrawerowane ich nazwiska. Ponadto otrzymał srebrny komplet do herbaty z wyrytymi nazwiskami członków komitetu British Relief Association. W uznaniu za humanitarne dokonania w Irlandii królowa Wiktoria nadała mu wysokie odznaczenie Order Łaźni Knight Commander of the Order of the Bath, a z nim tytuł Sir. W całym Imperium Brytyjskim posiadaczy takiego orderu było zaledwie 400, pisze Edmund.

Tyle w liście do Adyny.Nie wiemy, jak wygladała taca,nie zachowało się żadne jej zdjęcie, wiadomo tylko, że w jej części ornamentowej znajdowały się postacie znane z mitologii greckiej – nimfa Galatea oraz jej ukochany Acis, istota ziemska, zabita przez zazdronego Cyklopa.Wątek ich miłosci często pojawia się w operach, obrazach, kompozycjach, poematach.Na srebrnnej tacy wygrawerowano następujący napis:

Inscription on the Shield, Presented to Count P E Strzelecki, As a token Of their private esteem and regard, by the Temporary poor-law inspectors of those unions in Ireland, assisted from the funds of the British Relief Association... Obok znalazły się nazwiska ofiarodawców - kilkudziesięciu współpracowników Strzeleckiego. Niezwykle atrakcyjna taca pochodziła ze słynnej firmy Waterhouse and Co. w Dublinie nota bene działającej od 1842 do 1960 r. Była zapewne ewenementem, skoro w ogłoszeniu prasowym Dublin Evening Packet z 12 września 1848 r. napisano, że dziełko to będzie przez kilka dni wyksponowane na wystawie sklepu, a następnie przekazane na ręce generalnego gubernatora Irlandii reprezentujacego królową Wiktorię. Możemy się domyślać, że gubernator wręczył potem tacę uroczyście Strzeleckiemu.

Link do odcinka nr 8

Wiemy już, że obydwie pamiątki irlandzkie były ze srebra i obydwie z wygrawerowanymi nazwiskami. Komplet do herbaty zapisał – jak już była o tym mowa – wdowie po swym serdecznym przyjacielu Lordzie Sidneyu Herbercie. Teraz się dowiadujemy, że umierający Strzelecki zapisuje srebrną tacę Thomsonowi Hankey. Dlaczego Hankeyowi? Zapewne dlatego, że był jednym z członków-założycieli British Relief Association. Istotnie, jak pisał Strzelecki do Adyny, akcja pomocy dla głodujących w Irlandii była początkowo ruchem oddolnym. Niejaki Nicholas Cummins zaapelował w prasie o pomoc i w ciągu kilku dni zebrał kwotę 10 tysięcy funtów. Wtedy do akcji przyłączyła się angielska arystokracja, finansjera oraz zastępy filantropów.

W komitecie założycielskim, w którym działał nasz Strzelecki, pojawiły się wielkie nazwiska: Lionel de Rotschild oraz żelazna trójca, która swoją przyjaźnią będzie obdarzać Strzeleckiego dozgonnie: Thomson Hankey, Thomas Baring i Samuel Jones-Loyd. W komitecie były też inne sławne postacie jak Jon Abel Smith, Samuel Gurney, Hon. Stephen Rice, Lord H. George Kinnaird. Wszyscy ci wielcy lordowie powpłacali po tysiąc funtów na konto pomocy. Królowa Wiktoria wpłaciła aż 2 tysiące funtów. Trwały zbiórki, także za granicą. I tu zabawna anegdotka. Sułtan Turcji Abdul Mejid ofiarował na ten cel aż 10 tysiecy funtów, ale mu zwrócono uwagę, że nie wypada dać więcej, niż królowa brytyjska, zatem łaskawie obniżył swój dar do tysiąca funtów.


:

Thomson Hankey. I tak wygląda miliarder.

Ciekawe, czy Strzelecki był świadom tego faktu w listopadzie 1856 roku, gdy przebywając w Konstatynopolu był naocznym świadkiem udekorowania tegoż sułtana Orderem Gartera, nadanym przez królową Wiktorię. Po oficjalnych uroczystościach wydano zapewne jakieś przyjęcie i Strzelecki mogł mieć szansę zamienić kilka słów z sułtanem...A skoro tak, to mógł porozmawiać o pamiętnej donacji, o srebrnej tacy, czy też o gigantycznej pożyczce Turkish Loan,którą firma Devaux właśnie wynegocjowała! Nota bene, do komitetu nadzorców pożyczki Charles Devaux zaprosił Strzeleckiego.

Takie i inne pasjonujace opowieści mogły się znaleźć w Dziennikach Strzeleckiego i przetrwać do dziś...niestety, żal serce sciska, że wszystko zostało spalone na 3 przed smiercią Strzeleckiego, rzekomo na jego własne życzenie... Więc "ktoś" posłusznie wrzucił wszystko do pieca, a ja teraz muszę śleczeć tygodniami, aby zrekonstruować przynajmniej niektóre fragmenty przeszłości. Czuję się jak archeolog: przewalam tony piachu, a tylko czasem natrafię na złoty pieniążek.

Ale wróćmy do Thomsona Hankey'a. Przebogaty kupiec, bankier i wpływowy polityk, Hankey działał w wielu fundacjach i organizacjach filantropijnych, w Crimean Army Fund (razem ze Strzeleckim), był skarbnikiem w The City Dispensary, szacownej organizacji, która od 1789 roku dała wsparcie medyczne i finansowe ponad 250 tysiącom ubogich. Działał też w The Schipwreck Fishermen and Marines Benevolent Society i pewnie wielu innych. Przez wiele lat służył społeczeństwu jako Justice of the Peace. A przede wszystkim zasłynął z budowy imponujących, eleganckich kilkupiętrowych budynków w centrum Londynu, z mnóstwem apartamentów przeznaczonych na wynajem. To chyba była nowośc w tamtych czasach... Niezwykłe hobby Hankey'a nazywano „Hankey’s Folly”.


Słynny Order of the Bath

Hankey oprócz srebrnej tacy dostał od Strzeleckiego Order św. Michała i Jerzego, przyznany mu przez królową za jego odkrycia w Australii. Order ten wraz z wisiorkiem miał się teraz stać własnością Hankey’a. I jeszcze jeden prezent: koń, którego tak lubił Hankey. Czyżby panowie jeździli razem? To by znaczyło, że spotykali się prywatnie, a nie tylko na forum publicznym. Wiadomo, że Hankey odwiedzał Strzeleckiego w jego „rezydencji” na Savile Row. Rezydencja to pewnie za duże słowo. Strzelecki wynajmował piętrową kawalerkę w środmiesciu Londynu. Trudno zgadnąć, ile tam było pokoi. Spójrzmy na zdjęcie kamienicy: na parterze widać drzwi wejściowe, a na pięterku duże okno. Po prawej i po lewej są już inne mieszkania. Jeśli były jakieś dodatkowe pokoje, to mogły sie one ciągnąć w amfiladzie "w głąb" domu. Może tam były dodatkowe okna, a może nawet było jakieś wejście od tyłu? Trudno zgadnąć.

Tak czy owak, Hankey bywał u Strzeleckiego, zapewne zaznajomiony był z jego bilioteką. Po śmierci Strzeleckiego wybrał sobie sporo książek; w sto lat póżniej mówiono (w książce Słabczyńskiego), że „biblioteka Strzeleckiego” nadal znajduje sie w posiadaniu potomków siostry Hankey'a.

Na ile zażyła była przyjaźń obu panów? Tego nie wiemy. Być może udałoby się zdobyć nieco imformacji na ten temat, gdyby udało się nam kupić na aukcji list Strzeleckiego do Hankey'a z dnia 31 sierpnia 1860 roku.Na internecie pojawił się taki anons: www.worthpoint.com/worthopedia/sir-paul-edmund-de-strzelecki-284203157 Z opisu wynika, że w liście tym Strzelecki prosi Hankey'a o spotkanie (regarding an appointment). Ciekawe, czy był to list osobisty w stylu can you drop in, my friend?, czy też oficjalny typu Sir, may I request an appointment with you.Mogliśmy wiedzieć nieco więcej, no cóż, bad luck.



Acis i Galatea

W testamencie jest mowa o koniu-wierzowcu podarowanym Hankeyowi. Możemy sobie zadać pytanie, ile koni miał Strzelecki. W testamencie jest mowa o powozach. Dwóch? Trzech? Powiedzmy, że miał dwa, z czego jeden mógł być jednokonną "rikszą", jakie były wtedy popularne w Londynie. No więc co najmniej 4 konie.I teraz pytanie, gdzie te konie "mieszkały"? Nie tylko konie, bo i woźnica i koniuszy musieli się gdzieś podziać.Miał Sir Edmund swoją stajnię, czy dzierżawił miejską? Stajni musiało być wiele, zapewne w każdej dzielnicy, bo w owym czasie w Londynie było 300 tysięcy koni (roboczych i dorożkarskich). Miasto cuchnęło, bo jak obliczano, każdy koń produkował po 15 kg nawozu dziennie, służba miejsca nie nadążała z uprzątaniem bałaganu.

Oprócz wielkich stajni budowano tzw mews pojedyńcze lub podwójne stajnie (na parterze) oraz mieszkanka dla obsługi na pięterku.Mews stawiano zwykle w zaułkach (na "zadupiu"), żeby nie raziły nosa ani oka. Tylko bogaci mogli sobie pozwolić na karetę. Wynajęcie powozu z dwójką koni i woźnicą kosztowało 200 do 300 funtów rocznie. To ogromna suma. Dla porównania: w tamtych czasach bezrobotny Polak w Londynie dostawał od Komitetu Lorda Dudleya zasiłek w wysokości 25 funtów rocznie!Przypomnijmy, roczna pensja Strzeleckiego wynosiła 400 funtów. Jak czytamy w artykule The Cost of Maintaining a Horse in Regency London większość ludzi chodziła na piechotę. Powozy posiadali bogacze oraz ci, którzy chcieli się pokazać.I musieli często jeździć,żeby konie się nie "zastały", nie zapadały na Monday morning sickness. Trzeba było je przewietrzyć. Wyobraźmy sobie, jaki ruch był w niedziele w miejskich parkach! Tak, konie to był drogi biznes. Na szczęście nastała era automobilów i pociągów. Strzelecki dość często jeździł pociągiem, a wiadomo to od osób, które z nim podróżowały i pamietają, jak chętnie opowiadał kawały!

Mieliśmy jeszcze opowiedzieć o braciach Devaux i brylantowym pierścieniu, ale to już nastepnym razem...

CDN.

Link do odcinka nr 8

Ernestyna Skurjat-Kozek