Kategorie:
Nowiny
Ze Świata
Z Polski
Z Australii
Polonijne
Nauka
Religia
Wyszukiwarka 

Szukanie Rozszerzone
Konkurs Strzeleckiego:

Archiwum:

Reklama:

 
2 lutego 2011
Zima paraliżuje jedną trzecią Ameryki
W Chicago pługi nie nadążają z czyszczeniem ulic

Burze śnieżne i intensywne opady marznącego śniegu sparaliżowały we wtorek większą część Stanów Zjednoczonych. Ich skutki odczuwa prawie jedna trzecia Amerykanów. Żywioł spowodował chaos na drogach i lotniskach, nie wyłączając metropolii nowojorskiej. Obfitym opadom śniegu na środkowym zachodzie towarzyszy silny wiatr w porywach osiągający prędkość 100 km na godzinę. Zawieje i zamiecie śnieżne powodują, że utrzymanie przejezdności dróg jest bardzo trudne. Na zaśnieżonej i oblodzonej nawierzchni dochodzi do wypadków. Zamykane są autostrady i lokalne drogi. Na wielu z nich kierowcy utknęli w zaspach.

W poniedziałek i wtorek odwołano w USA około 8000 tysięcy lotów. Biorąc pod uwagę, że 10 największych amerykańskich przewoźników dysponuje flotą 5 tys. maszyn oznacza to paraliż komunikacji lotniczej kraju. Gubernatorzy Missouri, Oklahomy, Illinois i Wisconsin ogłosili stany alarmowe i wezwali żołnierzy Gwardii Narodowej. Do mieszkańców zaapelowano, by pozostali w domach.

W Nowym Jorku padał przede wszystkim marznący deszcz i deszcz. Drogi były śliskie, dochodziło do wielu wypadków. Kumulujący się lód obalał drzewa i powodował zrywanie przewodów. Oblodzone były także trakcje kolei dojazdowych – NJ Transit, Amtraku, LIRR i MetroNorth. Przez Chicago przeszła największa od ponad 40 lat śnieżyca. Okolice miasta są sparaliżowane. Zamknięte są autostrady i lotniska. Władze apelowały, aby wychodzić z domu tylko w nagłych przypadkach. Śnieg miał nieprzerwanie padać przez dwadzieścia godzin. Sytuację utrudnia wiatr wiejący z prędkością ponad 80 kilometrów na godzinę. Lokalne media wciąż nadają ostrzeżenia. Do normalnego życia Chicago może wrócić w piątek. W szkołach i na uniwersytetach do tego czasu odwołano zajęcia. Do piątku też ma być pozamykanych wiele firm.

Straż pożarna w Chicago wyposażyła pracowników w 50 skuterów śnieżnych, które mają pomóc strażakom pokonać zaspy, ułatwiając szybkie dotarcie do osób potrzebujących pomocy. Władze tego miasta od kilku dni ostrzegały mieszkańców przed śnieżycą, która swoimi rozmiarami może dorównywać tej z 1967 r. Wtedy opady śniegu doszczętnie sparaliżowały Chicago.

Wichura towarzysząca intensywnym opadom śniegu spowodowała awarię linii energetycznych w co najmniej ośmiu stanach. We wtorek wieczorem prądu nie było w ponad 100 tys. domach. Liczba osób dotkniętych awarią ciągle rośnie.


Odśnieżanie w Chicago. Foto PAP Kamil Krzaczynski

W związku ze śnieżycami we wtorek zamknięto szkoły i odwołano zajęcia na uczelniach. Władze miejskie w Chicago zawiesiły także na jeden dzień wczesne głosowanie w nadchodzących wyborach samorządowych. Urzędy, a także prywatne firmy zwalniały wcześniej swoich pracowników, by mogli dotrzeć do domów przed nadejściem burzy śnieżnej. Wiele osób także w środę będzie miało wolne.

Z kolei mieszkańcy południowo-wschodnich stanów zmagają się z niskimi temperaturami i gołoledzią na drogach. Lotnisko w Dallas w Teksasie zostało zamknięte we wtorek na 2,5 godziny. Tymczasem miasto przygotowuje się do największej sportowej imprezy roku w USA czyli zaplanowanego na niedzielę finału rozgrywek futbolu amerykańskiego - Super Bowl. W związku z trudnymi warunkami na drogach do kibiców zaapelowano o przełożenie podróży o kilka dni.

Kolejny atak zimy zmusił nawet prezydenta USA Baracka Obamę do zmiany planów. W środę miał przemawiać na jednym z uniwersytetów w Pensylwanii. W związku ze śnieżycami, które przesuwają się nad wschodnie wybrzeże, wizytę prezydenta przełożono na czwartek - poinformował Biały Dom.

Amerykańskie Narodowe Centrum Meteorologiczne ostrzega, że opady śniegu i oblodzenia obejmą obszar od Nowego Meksyku po Maine, czyli trzy czwarte powierzchni USA.

dziennik.com

PP: Jak się ma sytuacja w Chicago do pikniku pod Kościuszką? No właśnie jako organizatorzy A Day of Fun at Kosciuszko Run przeżywamy nerwowe momenty, czy nasi goście specjalni, młodzi muzycy z Chicago dolecą do nas na czas. Ale bądźmy dobrej myśli. Próbujmy sobie wyobrazić, jak młode Polonusy z USA będą skakać z radości, jak z zaśnieżonego Chicago uda im się dolecieć do skwarnego, tropikalnego Sydney. Jesteśmy cały czas w kontakcie z Barbarą Bilsztą, dyrektorką Paderewski Symphony Orchestra. Pierwszy komunikat nie był zbyt optymistyczny. Cytuję:

"Niestety, mam niepokojace wiesci: nasz jutrzejszy wylot stoi pod znakiem zapytania. Mamy w Chicago atak zimy. Zasypalo nas calkowicie. W nocy mielismy burze sniezna z piorunami. Nadal sypie. Juz wczoraj w polowie dnia wypuszczono ludzi z pracy, dzieci ze szkol. Nikt dzisiaj nie wyjechal z domu, zamkniete szkoly, banki, sklepy. Dzisiaj odwolano 1800 lotow z Chicago. Ma padac jeszcze dzisiaj caly dzien. Jutro mamy nasz planowy wylot, ale wyglada to na nierealne. Mysle, ze musimy byc przygotowani na to, ze nie dolecimy na ten weekend do Sydney. II czesc tygodnia (Jindabyne - Canberra - Festiwal Kosciuszki) nie jest zagrozona. Pozdrawiam serdecznie, Barbara."

Kolejny komunikat, pisany w 6 godzin póżniej był już bardziej optymistyczny. "Nawalnica trwala krocej i choc nigdy wczesniej tyle sniegu nie spadlo na Chicago, mamy wiecej czasu na odkopanie sie. Dostalismy z naszego biura podrozy nowy plan przelotow, przylot do Sydney bez zmian, tylko wylot wczesniej, podroz dluzsza o 1,5 godziny. Moze jednak sie uda zgodnie z planem. Nie martwcie sie - damy znac. Pozdrowienia serdeczne, Barbara."